Lewicowo.pl – Portal poświęcony polskiej lewicy demokratycznej, patriotycznej i niekomunistycznej

Logo Lewicowo

Saturnin Dąbrowski

Spółdzielcza Belgia (wrażenia z wycieczki)

[1927]

W drodze do Belgii

Droga do Belgii przez Niemcy, aczkolwiek daleka, nie jest uciążliwa, gdyż bogate wrażenia odwracają uwagę od trudów podróży.

W obcym kraju zaciekawia nas nawet i to, co przelotnie z okna wagonu można spostrzec. Toteż śledzimy uważnie wszystko. Gdy mijamy słupy graniczne, w krajobrazie nic się jeszcze nie zmienia. Wciąż jest on podobny do wielkopolskich równin. Dopiero dalej zauważamy coraz większą odmianę w ludziach i ich otoczeniu. Niemieckie wsie, miasta i miasteczka zwracają uwagę przede wszystkim wzorowym porządkiem, jaki w nich panuje. Porządek ten jednak, ponieważ wszędzie jest jednostajny, całemu otoczeniu i życiu nadaje tło nudy.

Charakterystycznym fragmentem krajobrazu Niemiec są osady fabryczne, których w głębi kraju spotyka się coraz więcej. W osadach tych domy, budowane według jednego typu i ustawiane równolegle w rzędy z zabudowaniami fabrycznymi, uzupełniają się w całość. Spoglądając na to z perspektyw okna wagonu, doznaje się wrażenia, że tu dominującym żywiołem jest nie człowiek, lecz fabryka. Mieszkania ludzkie wydają się być jej dalszym ciągiem, dokąd wdziera się ona za pośrednictwem niewidocznych transmisji.

Ludzie, których tu wszędzie spotykamy, są spokojni, zrównoważeni, pewni siebie, zadowoleni ze swej doskonałości i potęgi. Niemile uderza to, że na każdym kroku sami wobec siebie cnoty swe apoteozują.

Dla obcych brak serdeczności, toteż nawzajem – nic tu naszego serca nie ujmuje.


Nie wszystko w Niemczech dla cudzoziemca jest oschłe, bez duszy i oblicza. Są tam też rzeczy, które wywołują zachwyt oraz budzą żywą i szczerą sympatię.

Do takich rzeczy zaliczyć trzeba pamiątki średniowiecza, kiedy Niemcy imponowały światu przede wszystkim oryginalną kulturą i energią twórczą. Przypomnijmy sobie z historii Polski, że wówczas mieliśmy dużo wspólnego z Niemcami w zakresie pracy kulturalnej i cywilizacyjnej, a stosunki te obydwóm stronom wyszły na dobre.

Po tych to średniowiecznych Niemczech pozostały obecnie liczne pamiątki w postaci starych miasteczek i monumentalnych gmachów. Jedno z takich miasteczek, a mianowicie Kolonię, udało nam się zwiedzić z okazji podróży do Belgii.

Kolonia w wiekach XIII i XIV zaliczała się do rzędu największych i najbogatszych miast w Europie. Była ona wtedy „wolnym miastem”, to znaczy, że tworzyła samodzielną organizację polityczną jako niepodległe państwo. Takich wolnych miast było wówczas w Europie bardzo dużo. Wszystkie one utworzyły związek zwany Hanzą. Zadanie związku polegało na wzajemnej pomocy i współpracy w działalności gospodarczej i społecznej oraz obronie interesów politycznych członków. Organizacja jego opartą była na federacji i samorządzie, w czym zachodzi pewna analogia z zasadami współczesnej organizacji spółdzielczości. Związek Hanzy dzięki solidarnemu poparciu wszystkich członków drogą nieorężną doszedł do tak wielkiej potęgi, że liczyć się z nim musiały wielkie państwa Europy. W historii związek ten zapisał się chlubnie, przyczyniając się do społecznego i gospodarczego rozwoju krajów, w których rozwijał swe wpływy. Z polskich miast do Hanzy należały Kraków i Gdańsk w okresie największego ich rozkwitu.

Po średniowiecznej świetności pozostało w Kolonii wiele pamiątek; do najpiękniejszych z tych bezsprzecznie zalicza się katedra. Gmach ten imponuje przede wszystkim swym ogromem oraz rzadko widzianą subtelnością konstrukcji, która polega na wiązaniu kolumn wąskich w większe, tych w jeszcze większe sploty i tak dalej, aż do szczytu. Im dalsze wiązanie, tym wyżej biegnie, a u szczytu wiąże się z całością.

Piękną w tej konstrukcji jest całość, jak i pięknymi są poszczególne jej fragmenty. Całość zachwyca jeszcze z tego względu, że w jej kolosalnych rozmiarach nie ginie żaden szczegół, lecz przeciwnie, dopiero na tle tej wielkiej całości nabiera właściwego znaczenia. Całość trzeba tu pojmować jako powiązanie w idealnej harmonii niezliczonej ilości szczegółów. Gdy spojrzymy na którykolwiek z fragmentów u podstawy, samorzutnie uświadamiamy sobie, w którym miejscu zbiega się jego przeznaczenie u góry; odwrotnie – gdy patrzymy na najwyższy szczyt, łatwo możemy się zorientować, na jakich kolumnach wspiera się on u dołu.

Gmach wzniesiony z martwego głazu, lecz dzięki subtelnemu obrobieniu materiału czyni wrażenie jestestwa żywego, w którym każdy kamień spełnia funkcję organiczną. Gdyby tylko jeden z nich podważyć, ma się wrażenie, że runęłaby cała budowa.

We wnętrzu katedra jest surowa; urządzona jest prosto, bez żadnych dodatków i urozmaiceń, co dodaje jej powagi i ułatwia odczucie symbolicznego znaczenia konstrukcji.

Słyszeliśmy porównanie, że styl gotycki jest ideowym wyrazem średniowiecza.

Słusznie!

Konstrukcja katedry może służyć jako schemat graficzny dla zobrazowania ustroju feudalnego. Jeżeli ustrój ten był tak harmonijny, jak wiązanie budowy i przy swym stopniowaniu organizacyjnym nie niszczył indywidualności jednostek ani grup społecznych, to trzeba przyznać, że ustrój ten pod względem społecznym doskonalszym był od nowoczesnego, postępowego ustroju kapitalistycznego. Kapitalizm, mimo frazeologicznego wyznawania zasad wolności, faktycznie utrzymuje poddaństwo, w którym całkowicie zatraca samodzielność czynników niższych na rzecz jednostek, wyżej ustosunkowanych w hierarchii władania. Symbolem kapitalizmu może być tylko piramida, której ogrom masy bezkształtnej przytłacza i dławi wszystko, a widocznym pozostawia tylko czub.

Po obejrzeniu katedry udałem się na zwiedzenie starej dzielnicy miasta.

Z prawdziwą przyjemnością błądziłem po wąskich ulicach i zaułkach. Dziwnie nie czułem się tu obco. Miasto mimo woli przypominało mi Kraków. Podobieństwo wynikało nie tyle z kształtów budowli, lecz z przejawiającej się w tych kształtach ideologii samorządnej, wspólnej wszystkim średniowiecznym grodom.

Piękny w Kolonii jest stary ratusz, wzniesiony jako symbol ideałów i powagi miasta, jego ambicji twórczych.

Jakże ubogo w porównaniu do starej dzielnicy wygląda nowoczesne miasto. Składa się ono z olbrzymich kamienic bogatych składów i sklepów oraz z niezliczonego mrowia ludzi. Wszystko to robi wrażenie jedynie mechanicznego zbiorowiska, a brak tam ciuchowej spoistości i organicznej żywotności.

W średniowiecznym mieście znać, że człowiek panował i swobodnie rozwijał swą twórczość, w nowoczesnym mieście panuje martwy układ rzeczy. Człowiek dzięki swemu geniuszowi stworzył olbrzymi mechanizm, przez który następnie został opanowany.

Zadaniem najbliższej przyszłości jest zmiana takiego porządku rzeczy: olbrzymi nowoczesny mechanizm musi służyć całemu ogółowi i wyzwolić jednostki spod materialnego ucisku.

W Belgii  

Po zwiedzeniu Kolonii podróż zaczyna nas coraz bardziej zaciekawiać. Z niecierpliwością oczekujemy nowych wrażeń. Obficie nasuwa je krajobraz belgijski.

Granica pomiędzy Belgią a Niemcami zaznacza się w sposób nader wyraźny. Skoro ją się minie, zauważamy raptowną zmianę – w krajobrazie, w miastach i w ludziach.

Przejeżdżamy przez górzysty pas kraju. Krajobraz jest tu piękny, urozmaicony różnorodnymi kształtami gór i skał. Pociąg szybko mija wąwozy, nasypy, tunele. Przed oczami podróżnego krajobrazy zmieniają się tak szybko jak obrazy latarni czarnoksięskiej. W pewnej chwili, gdy pociąg idzie po wysokim nasypie, przed nami rozpościera się szeroki widok pól i łąk. Raptem pociąg wchodzi w wąwóz, krajobraz więc ginie, a wzrok zatrzymuje się na zboczach gór. Gdy wąwóz skończy się, możemy podziwiać nowy, równie piękny, lecz odmienny od poprzednich krajobraz. Ale i ten prędko ginie; w wagonie robi się ciemno, gdyż pociąg wpadł w tunel. Tego rodzaju odmiany widoków powtarzają się nieskończoną ilość razy aż do Liege.

Krajobraz belgijski oryginalny jest z tego względu, że tam nigdzie nie widać samotnej przyrody. Wszędzie natomiast porozrzucane są tu liczne zabudowania; nawet na górach i w wąskich wąwozach malutkie domki stoją poprzylepiane do skał.

Charakterystycznymi fragmentami dla belgijskiego krajobrazu są miasta, których wygląd wręcz różni się od miast polskich i niemieckich. W miastach belgijskich brak jest kamienic o większych rozmiarach, które w niewielkiej tylko ilości skupiają się w centralnej dzielnicy handlowej, natomiast cały obszar zasypany jest niezliczoną ilością małych domów – piętrowych lub dwupiętrowych, o froncie szerokości najwyżej na trzy okna. Są to pojedyncze domki rodzinne. Wejście do mieszkania prowadzi przez malutki ogródek, który jednocześnie służy jako podwórze, sionkę, a często nawet za kuchnię. Ogródki takie niekiedy są bardzo małe, jak najmniejszy pokoik, lecz bardzo skrupulatnie wyzyskane i prawie zawsze obsiane warzywami. Dla powiększenia uprawnych obszarów na wszystkich tarasach, balkonach, nawet często na dachach ustawiane są skrzynki z ziemią.

Znamiennym dla belgijskiego otoczenia jest to, że przede wszystkim zwraca tam uwagę nie przyroda, nie zmechanizowany żywioł w postaci fabryk, lecz człowiek jako jednostka.

Życie społeczne w Belgii wydaje się być bardziej zindywidualizowane niż gdziekolwiek indziej. Tu każda jednostka przede wszystkim stwarza swój własny świat, własny krąg interesów. Tu wszystko świadczy o tym, że każdy zabiega przede wszystkim o podtrzymanie swego bytu i zaspokojenie własnych potrzeb.

Początkowo wydaje się, że taka indywidualizacja powinna świadczyć o bogactwie życia, o jego wielkich wartościach twórczych. Jednak przy bliższym poznaniu okazuje się, że indywidualizacja życia jest tu właściwie odosobnieniem.

Dalsze obserwacje utrwaliły nas w tym przekonaniu.

Oto charakterystyczne rysy:

Zdawałoby się, że śliczna przyroda wzbudzi wśród ludzi zamiłowanie piękna i zachęci do ozdabiania najbliższego otoczenia. Tymczasem otoczenie to urządzone jest tylko podług wymagań praktyczności, przy tym każdy urządza się na własną rękę i nic go nie obchodzi, co się obok dzieje. Stąd nawet w ogródkach wychodzi bardzo brzydka pstrokacizna, a z zewnątrz patrząc na te podwóreczka i o różnych kształtach przybudówki – mimo czystości, porządku, jaki tu wszędzie panuje – otrzymuje się wrażenie nieładu – co niezawodnie obniża urok życia. A przecież najbliżsi sąsiedzi mogli byli porozumiewać się z sobą, w ogólnych zarysach ułożyć harmonijny układ otoczenia tak, aby wypadło ono ładniej. Praktyczne względy przy takiej zbiorowej pracy nadal mogłyby być zachowane. Przez takie wzajemne uzgodnienie swego otoczenia do ogólnych wymagań nikt nie straciłby na swej oryginalności. Przeciwnie – indywidualność każdego zyskałaby szersze warunki dla tworzącego je rozwoju. Zdziwiło nas to bardzo, że lud belgijski w życiu potocznym tak mało okazuje zmysłu spółdzielczego.

Belgowie nie tylko że nie upiększają swego otoczenia, ale jeszcze nie przeszkadzają w jego szpeceniu. Wszędzie, gdzie tylko znajdzie się wolna powierzchnia na widoku, czy to parkan, ściana, dach, nawet okno – wszystko to musi być zamalowane krzykliwą reklamą. Reklama tu prześladuje nas wszędzie, nawet z okna wagonu, gdy się spojrzy na pole, to w odległości 50 metrów od toru przede wszystkim widzi się sznur tablic drewnianych z ordynarnymi reklamami. Tablice te zasłaniają nieraz najpiękniejsze widoki. Podobnego zeszpecenia kraju nigdzie się nie widzi. Czy tu nikt się nie orientuje, że przy tak dalece posuniętym natręctwie reklama nie odnosi skutku, lecz tylko obrzydza życie?

Spółdzielczość spożywców w Belgii

Ruch spółdzielczy spożywców w Belgii rozwinął się w sposób swoisty, z tego względu posiada on wiele ciekawych, a zarazem pouczających przejawów.

Ważniejsze rysy rozwoju spółdzielczości w Belgii objaśnił mi p. W. Servy, dyrektor Związku Spółdzielni Belgijskich (Office Cooperatif Belge).

Spółdzielczość w Belgii początki swe wywodzi od organizacji samopomocy, licznie zakładanych w początkach ubiegłego stulecia. Instytucje te istniały przejściowo i zazwyczaj upadały z powodu braku środków własnych, ponieważ towary sprzedawały po cenie kosztu i z tego powodu nie gromadziły żadnych rezerw. Dopiero z chwilą oparcia organizacji spółdzielni na zasadach roczdelskich – ruch począł krzepnąć.

Spółdzielczość spożywców w obecnej swej fazie rozwoju historię swą wywodzi od roku 1876, kiedy to w Gandawie założono spółdzielnię spożywców pod nazwą „Wolni Piekarze”.

Gandawa jest centrem przemysłu tkackiego w Belgii. Skupiły się w niej liczne rzesze najbiedniejszego proletariatu, który w owe czasy bez miary wyzyskiwany był zarówno przez pracodawców, jak i pośredników. Wyzysk ułatwiała nędza moralna robotników, spowodowana brakiem oświaty. W tym to środowisku – zdawałoby się pozbawionym wszelkiej nadziei – stale budziły się dążenia do budowania własnym wysiłkiem jaśniejszej przyszłości. Jednym z wyrazów tych dążeń było właśnie założenie przez kilkunastu robotników własnej piekarni w celu zaopatrywania swych rodzin w dobry, tani chleb. Założycieli spółdzielni było 60. Zebrali oni z trudem 200 franków, co starczyło zaledwie na wynajęcie piekarni i zakup kilku worków mąki.

Próba organizacji udała się. Spółdzielnia szybko rozwinęła się i skupiła w swej organizacji duży zastęp robotników. Przystępowali do niej wszyscy bez różnicy przekonań, aczkolwiek kierownicy spółdzielni byli socjalistami. Pod wpływem ich kierunku spółdzielnia przyjęła jasne oblicze ideowe i wyraźnie manifestowała swe aspiracje wyzwolenia ekonomicznego klas pracujących. Wówczas socjalizm w Belgii był tylko kierunkiem ideowym. Dopiero w kilka lat później ukonstytuowała się jako stronnictwo polityczne Partia Robotnicza Belgii, która w swych szeregach skupiła najwybitniejszych działaczy robotniczych.

Niezwłocznie po założeniu Partii Robotniczej Edward Anseele – robotnik drukarski, jeden z wybitniejszych działaczy społecznych wśród robotników –przystąpił do założenia w Gandawie koła partii. W poczynaniach tych postanowił oprzeć się na gotowych ramach organizacyjnych, jakie stwarzała spółdzielnia „Wolnych Piekarzy” i w tym celu na najbliższym walnym zgromadzeniu członków postawił wniosek przyłączenia spółdzielni do partii. Uczynił to zarówno dla względów zasadniczych, aby podkreślić jednolitość bojowego frontu proletariatu na polu gospodarczym i politycznym – jak również dla względów praktycznych, aby szersze masy zwolenników przywiązać do partii korzyściami materialnymi, jakie spółdzielnia, pozostająca pod patronatem partii, będzie im wyświadczać. Również wskazywał Anseele na to, że z zysków spółdzielni można czerpać środki na propagandę partyjną.

Projekt Anseelego niespodziewanie napotkał silny sprzeciw ze strony członków nie należących do partii, a tych była większość. Anseele większości nie uległ. Wystąpił ze spółdzielni wraz z gronem swych zwolenników i założył nową kooperatywę pod nazwą „Vooruit” – co po polsku znaczy „Naprzód”. Działo się to w r. 1882.

Rozłam ten poderwał rozwój spółdzielni „Wolnych Piekarzy, która od tej chwili przestała odgrywać wybitniejszą rolę w życiu społecznym robotników”. Natomiast socjalistyczna kooperatywa „Vooruit”, prowadzona energicznie i umiejętnie przez samego Anseelego, szybko się rozwijała tak, że wkrótce stała się najpoważniejszą instytucją robotniczą w kraju.

Przykład Gandawy zachęcił socjalistów w innych miastach do opanowywania spółdzielni spożywców. Z podobną akcją wystąpili oni w spółdzielniach w Brukseli „Dom Ludowy” i w Jolimont „Postęp”. I w tych organizacjach wniosek przyłączenia do partii wywołał namiętną walkę ze zwolennikami niezależności spółdzielni. Do rozłamu jednak już nie doszło, gdyż socjaliści, zwarci organizacyjnie, potrafili przeprowadzić swoje wnioski wobec niejednolitej opozycji.

Za przykładem Gandawy, Brukseli i Jolimont poszły prawie że wszystkie istniejące spółdzielnie w Belgii. Tam zaś, gdzie spółdzielni jeszcze nie było, miejscowe koła partii zakładały je, utrzymując już pod wyłącznym swoim wpływem.

Odtąd cały ruch spółdzielczy spożywców w Belgii rozwijał się w ścisłej łączności z partią polityczną. Formalny stosunek spółdzielni z partią nawiązany był w taki sposób, że każda spółdzielnia przystępowała do partii jako członek i opłacała składki od ilości swoich członków. W niektórych spółdzielniach statutowo zastrzegano, że mogą do nich przystępować tylko członkowie partii socjalistycznej. W większości wypadków zagwarantowywano, że pracownikami i członkami organów spółdzielni mogą być tylko socjaliści należący do Partii Robotniczej Belgii.

Ten stosunek partii politycznej do spółdzielczości spożywców był niezmiernie charakterystyczny dla belgijskiego ruchu socjalistycznego. W owym okresie socjaliści innych krajów, a także i polscy, do spółdzielni spożywców odnosili się nieprzychylnie, uważali je za organizacje szerzące oportunizm wśród mas robotniczych; wyobrażali sobie, że w miarę wzrostu dobrobytu, spowodowanego przez rozwój spółdzielni, osłabi się natężenie dążeń rewolucyjnych proletariatu.

Belgijscy działacze socjalistyczni obaw tych nie podzielali; większym zaufaniem darzyli zapał ideowy klasy robotniczej, dlatego też nie zawahali się użyć wszelkich środków, jakie w danych warunkach dały się wykorzystać dla powiększenia siły organizacyjnej i podniesienia stanowiska społecznego proletariatu. Na zarzut socjalistów obcych, że zespolenie partii ze spółdzielniami, zajmującymi się drobiazgowymi sprawami życia codziennego, obniża powagę ideową ruchu socjalistycznego – Anseele odpowiedział, że według niego spółdzielnie spożywców są to fortece, z których proletariat bochenkami chleba bombardować będzie kapitalizm.

Zasady belgijskich działaczy zwyciężyły. Dzisiaj socjaliści wszystkich krajów zmienili swój stosunek do spółdzielczości i uważają ją za jeden z najważniejszych czynników zmierzających do zaprowadzenia doskonalszego systemu gospodarki społecznej. Obecnie jednak w stosunku do spółdzielczości między socjalistami innych krajów a belgijskimi jest ta różnica, że nigdzie socjaliści nie usiłują monopolizować akcji spółdzielczej w ramach partii, lecz uznają spółdzielczość za niezależną formę ruchu społecznego, ruch ten wszelkimi sposobami popierają i starają się o to, aby objął on jak najszersze warstwy ludu pracującego, bez względu na różnice przekonań politycznych.


Zespolenie spółdzielni z partią spowodowało dla spółdzielczości spożywców w Belgii doniosłe następstwa. Pod wpływem nastroju właściwego akcji politycznej spółdzielnie w pracy swej nabrały bojowego temperamentu, co nadało im podniosły nastrój ideowy i pod wieloma względami spotęgowało energię działania. Podejmowanie pracy spółdzielni w gronie osób ideowo z sobą bardzo zbliżonych wytworzyło zwartość organizacyjną spółdzielni i podniosło ich żywotność. Spółdzielnie przynajmniej w pierwszym okresie swego rozwoju otoczone były wielką troską członków, z którymi utrzymywały bezpośrednią i żywą łączność. Pierwszy okres bohaterskich poczynań obfituje w szereg pięknych obrazów, stwierdzających, że działalność spółdzielni była skupieniem inicjatywy i wysiłków wszystkich członków w pracy dla powszechnego dobra i dla jasnej przyszłości.

Niezależnie od tego podporządkowania spółdzielczości interesom organizacji politycznej miało i swoje złe strony, co przede wszystkim wyraziło się w tym, że partyjność odstręczyła od spółdzielni robotników innych obozów, a nawet i tych, którzy życiem politycznym oficjalnie się nie interesowali. Taki układ stosunków łatwo utorował drogę do rozdwojenia na polu pracy spółdzielczej.

Stronnictwa przeciwne skoro spostrzegły, że socjaliści z dobrem powodzeniem wyzyskują spółdzielnie dla propagandy partyjnej, postanowiły uczynić to samo i również przystąpiły do zakładania „własnych kooperatyw”. Dzisiaj ogół robotniczy w Belgii pod względem swej siły gospodarczej rozbity jest pomiędzy dwie organizacje: jedna część robotników należy do socjalistycznych spółdzielni spożywców, druga, również bardzo poważna część, należy do tak zwanych „kooperatyw katolickich”. Kooperatywy te bynajmniej nie mają nic wspólnego z ideologią spółdzielczą, są one zakładane najczęściej przy udziale i materialnej pomocy kapitalistów i mają na celu przez wydawanie wysokich dywidend odciągnięcie robotników niesocjalistycznych przekonań od socjalistycznych spółdzielni.

Rozłam ten w belgijskim ruchu spółdzielczym jest sztuczny; nie ulega wątpliwości, że rozmiary tego rozłamu zostały powiększone przez przeniesienie waśni partyjnych na grunt spółdzielni. Gdyby tego nie było, to znaczna większość robotników niezorientowanych co do swych przekonań politycznych współpracowałaby z socjalistami w jednych spółdzielniach – jak to było w zaraniu spółdzielczości. Wówczas cały ruch zdobyłby szerokie podstawy dla jednolitej akcji gospodarczej, co umocniłoby jego stanowisko społeczne.

Podporządkowanie spółdzielczości partii politycznej odebrało akcji samodzielny charakter, natomiast zagadnienie pracy spółdzielni sprowadziło do zagadnienia wewnętrznego partii.

Okoliczności powyższe spowodowały, że rozwój spółdzielczości w Belgii postępował nader nierównomiernie. W kilku ośrodkach, gdzie nagromadzone zostały większe zasoby energii społecznej, a przede wszystkim gdzie żywsze były środowiska partii politycznej, jako to w Brukseli, w Gandawie – tam rozwinęły się szybko wielkie spółdzielnie, które rozrostem swym dorównywały nawet potędze najwybitniejszych spółdzielni świata. Spółdzielnie te wykazały w swej działalności wiele oryginalnych pomysłów twórczych. Obok zaś tych wielkich spółdzielni istniało w Belgii wiele małych stowarzyszeń, które nie posunęły się ponad przeciętny typ organizacji.

Wobec tego, że ruch spółdzielczy w Belgii nie prowadził własnej polityki organizacyjnej, długi czas poszczególne spółdzielnie szły samopas. Spotykały się i takie miejscowości, do których wpływ spółdzielczości nie dotarł.

W pojedynczych organizacjach zakorzenił się system gospodarowania na własną rękę, co uniemożliwiało konsolidację pracy spółdzielczej w dalszych jej etapach. Hurtownia spółdzielni założona została jak na stosunki w Belgii bardzo późno, bo dopiero w 1900 roku, przy tym hurtownia ta nie popierana solidarnie przez spółdzielnie rozwijała się powoli. Stale bowiem posiadała ona obroty mniejsze od pojedynczych większych spółdzielni.

Również i konsolidacja ideowa spółdzielni postępowała bardzo wolno, bowiem związek ideowy założony został dopiero w r. 1909. – Takie opóźnienie przy radykalizmie spółdzielni belgijskich wydaje się trudne do zrozumienia.


Z licznych wad i słabych stron spółdzielni belgijskich przywódcy ich zdawali sobie sprawę. Kwestię tę omawiano na szeregu kongresów; w wyniku obrad w roku 1914 postanowiono zreorganizować spółdzielnie. Reorganizacja miała być przeprowadzona w kierunku szeroko zakreślonej koncentracji – ideałem tej koncentracji miało być utworzenie jednej wielkiej spółdzielni na całą Belgię.

Rozumowano, że przez przeprowadzenie konsolidacji na skutek samego rozszerzenia gospodarki wzmocni się pozycja gospodarcza spółdzielni. Dotychczas pozycja ta w wysokim stopniu osłabioną była z tego powodu, że żadna ze spółdzielni nie skupiała na swym terenie wszystkich spożywców, tylko pewne jednostki, a to rozpraszało jej wysiłki.

Jako zaś najpoważniejszy argument, przemawiający za koncentracją wysuwano pewnik, że skupienie i usystematyzowanie pracy doprowadzi do podniesienia sprawności całego aparatu technicznego i da olbrzymie korzyści na samej oszczędności w pracy i w wydatkach.

Cała akcja koncentracji podjętą została z góry przez Związek. Do jej realizowania z wielką energią przystąpiono dopiero po wojnie.

Plan koncentracji w pierwszym etapie przewidywał zorganizowanie wielkich spółdzielni w ważniejszych okręgach. To w poważnej części już zostało osiągnięte. W ważniejszych centrach przemysłowych Belgii dzisiaj drogą połączeń zostały potworzone wielkie spółdzielnie. Dla zobrazowania, jak dalece posunięty został proces konsolidacji, wystarczy zaznaczyć, że jedna spółdzielnia w Liege terytorialnie obejmuje obszar bez mała pół Belgii.


Z powyższego zarysu widzimy, że spółdzielczość belgijska obecnie przeżywa okres doniosłych przeobrażeń. Gdy przeobrażenia te nadal będą się rozwijały w kierunku, w jakim zostały zamierzone, to dla spółdzielczości będzie to miało decydujące następstwa.

Formalnie koncentracja zwiększy potęgę spółdzielczości, co wyrażać się będzie w skupieniu środków materialnych, w jednolitości działania i w szerokiej egzekutywie.

Nasuwają się jednak pewne wątpliwości, czy te formalne korzyści centralizacji nie zostaną okupione stratami w innej dziedzinie życia. Straty takie niewątpliwie okażą się w dziedzinie stosunków społecznych. Jeżeli dotychczas istniała wielka liczba drobnych spółdzielni, którymi samodzielnie kierowała miejscowa ludność i ta za ich wyniki sama ponosiła odpowiedzialność, to przy tego rodzaju stosunkach coraz to szersze warstwy ludu pracującego przyuczały się do samorządu i kształciły w sobie zdolności organizacyjne. Inna sprawa, że spółdzielnie te pracowały źle – należało je tedy nauczyć, jak pracować, trzeba było drogą federacji (przez związek) ściśle zorganizować ich gospodarkę, aby nie zaniedbywać lokalnego samorządu, a osiągnąć materialne korzyści, jakie daje centralizacja gospodarcza. Przeprowadzenie zaś centralizacji drogą administracyjnej unifikacji ma te złe strony, że od współpracy w spółdzielniach odsuwa czynniki miejscowe, natomiast wprowadza sztab biurokracji. Biurokracja zaś dla spółdzielczości może okazać się szkodliwą, gdyż przez zeschematyzowanie pracy utrudnia ściślejsze dostosowanie się do potrzeb życia i do zmieniających się warunków.

Z szczególnym więc zainteresowaniem należy śledzić, jakie wyniki społeczne da akcja koncentracyjna spółdzielczości w Belgii. Doświadczenia te wzbogacą ruch spółdzielczy wszystkich krajów.


Obecnie socjalistyczne spółdzielnie belgijskie skupiają się w dwóch organizacjach: federacją ideową spółdzielni jest „Belgijskie Biuro Spółdzielcze” (Office Coopératif Belge) z siedzibą w Brukseli. Gospodarczą centralą jest Hurtownia w Antwerpii.

Do Związku spółdzielni w dniu 31 XII 1924 roku należało 54 spółdzielnie, które liczyły 270 189 członków. Taka niewielka liczba spółdzielni wynikła z połączeń. W tej liczbie jest 14 spółdzielni, które powstały z połączeń 104 spółdzielni drobnych [1].

O postępach konsolidacji spółdzielni w Belgii świadczy stałe zmniejszanie się ilości spółdzielni, co daje się zaobserwować od roku 1921 – oraz równorzędny wzrost liczby członków.

Dabrowski - tabela 1

Związek Spółdzielni (Biuro Spółdzielcze) spełnia rolę patronacką: przeprowadza wśród spółdzielni dobrowolne lustracje celem udoskonalenia ich pracy (w Belgii nie ma prawa przymusu rewizyjnego), prócz tego podejmuje szeroką działalność propagandystyczną i wydawniczą.

Hurtownia spółdzielni prowadzi wyłącznie pośrednictwo w zakupach, głównie artykułów importowanych. Działalności wytwórczej dotąd nie rozwija, pozostawiając tę dziedzinę pracy spółdzielniom.

Spółdzielnia „Dom Ludowy” w Brukseli

W Związku (Biurze Spółdzielczym) poprosiłem o listy polecające do najwybitniejszych spółdzielni, które pragnąłem zwiedzić, aby bliżej poznać ich stan i metody pracy.

Zwiedzanie swoje rozpocząłem od spółdzielni „Dom Ludowy” (Maison du Peuple) w Brukseli.

Jest to jedna z najstarszych spółdzielni w Belgii, która pracą swą nad podniesieniem bytu ekonomicznego i społecznego robotników stolicy pięknie zapisała się zarówno w dziejach kooperacji, jak i w dziejach ruchu robotniczego. Spółdzielnia działalność swoją rozpoczęła od piekarni i dotąd piekarstwo jest podstawową jej działalnością.

W sierpniu 1882 roku 30 robotników brukselskich za zebrane 600 franków (złotych) udziału założyło małą piekarenkę spółdzielczą. Dzięki zapobiegliwej gospodarce piekarnia ta z roku na rok rozbudowywała się, a po dwudziestu latach stała się już olbrzymim przedsiębiorstwem.

Obecnie Spółdzielnia posiada dwie piekarnie w przeciwległych dzielnicach miasta. Większa piekarnia, zaopatrzona we wszelkie maszyny, zatrudnia 105 piekarzy i 80 rozwozicieli. Produkcja tej piekarni obliczoną jest na 10 000 000 kilogramów pieczywa rocznie.

W Belgii przyjął się oryginalny zwyczaj dostawy pieczywa konsumentom do domów. (Tak samo dostarcza się tam inne artykuły codziennego spożycia). Również i spółdzielnia dostarcza członkom pieczywo do domów. Do rozwózki chleba używa ręczne wózki dwukółkowe. Do każdego z tych wózków jako pomocniczą siłę pociągową zaprzęga się dużego psa.

Tego rodzaju koni „szlachetnej rasy” spółdzielnia posiada 80 sztuk. Stajnia dla nich urządzona jest na dachu jednego z bocznych budynków piekarni. Stajnia ta niewielka, zbudowana w formie przegródek o metrowej powierzchni.

Psy te przebywają zawsze na uwięzi – w zaprzęgu przy wózku bądź w budzie – skutkiem tego straciły wiele z pogodnego usposobienia, jakim odznaczają się ich pobratymcy, pozostający u ludzi w innych obowiązkach. Natomiast praca zawodowa nie wytępiła w nich rasowego zmysłu prześladowania obcych. Gdy ktokolwiek ze zwiedzających ukaże się w stajni, psy podnoszą taki wielki hałas, iż wydaje się, że wkrótce zawali się cały budynek.

Produkcja piekarniana spółdzielni obecnie przechodzi ostry kryzys. Przebieg tego kryzysu jest oryginalny. Przejawia się on w tym, że obecnie spółdzielnia przy swej scentralizowanej i zmechanizowanej produkcji nie może sprostać konkurencji prywatnych drobnych piekarń. Dawniej konkurencja ta dla spółdzielni nie była groźną, gdy piekarstwo prywatne prowadzone było systemem chałupniczym i w sposób prymitywny, a jego produkty złe, a nawet wielokrotnie zafałszowane. Obecnie piekarstwo poczyniło znaczne postępy. W różnych punktach miasta powstały piekarnie prywatne, może nie tak wielkie jak spółdzielni, lecz technicznie również doskonale urządzone. Piekarnie te w najbliższym okręgu dostarczają ludności świeże i smaczne pieczywo. Natomiast pieczywo spółdzielni, ponieważ produkowane jest w olbrzymiej ilości i rozwożone na wielkiej przestrzeni, traci wiele na swej świeżości. Niezależnie od tego stwierdzono, że przy scentralizowanej olbrzymiej produkcji trudniej jest utrzymać doskonały w smaku produkt. Zaś upodobanie konsumentów staje się coraz wybredniejsze.

Słuszność powyższych dowodzeń potwierdza fakt, że mniejsza piekarnia spółdzielni, która ma równe szanse konkurencyjne z prywatnymi przedsiębiorstwami, pracuje z lepszym wynikiem niż wielka piekarnia. Fakty te spowodowały, że zarząd zarzucił projekt dalszej rozbudowy wielkiej piekarni, a na przyszłość ma zamiar instalować kilka mniejszych piekarń w ważniejszych dzielnicach miasta.

Kryzys produkcji piekarni w spółdzielni wynika też z nieuczciwej konkurencji piekarń prywatnych, które mimo wydanego prawa nie obserwują zakazu pracy nocnej w piekarnictwie, prowadzą wypiek w ciągu 24 godzin bez przerwy, czym obniżają swoje koszty produkcji.


Drugim ważnym działem pracy spółdzielni jest sprzedaż artykułów spożywczych, które spółdzielnia prowadzi w 58 sklepach.

Belgijskie spółdzielnie spożywców gospodarują w sposób odmienny niż polskie i większość spółdzielni innych krajów. Nie zawsze działalność swoją zaczynają od zorganizowania sprzedaży, mniejszą zwracają uwagę na wszechstronne opanowanie rynku zbytu, a prowadzoną przez siebie sprzedaż w sklepach traktują jako działalność uboczną. W gospodarce „Maison du Peuple” system ten wybitnie występuje. Gospodarka sklepowa nie jest tu wszechstronnie rozwinięta – asortyment towarów objętych sprzedażą jest niezupełny – obejmuje głównie koloniały i galanterię kuchenną – brak w nich natomiast artykułów codziennej potrzeby, jako to jarzyn, mleka itp.

Poza sklepami z artykułami spożywczymi spółdzielnia utrzymuje olbrzymi magazyn z materiałami ubraniowymi, konfekcją damską i męską. Magazyn ten zajmuje obszerne pomieszczenia na dwóch piętrach, urządzony jest w formie bazaru – podobnie jak i w Warszawie firma Braci Jabłkowskich.

Obok bazaru znajduje się specjalny sklep z obuwiem.

Godną uwagi jest organizacja pracy w głównych składach towarowych (magazynie) spółdzielni.

Składy mieszczą się za miastem przy porcie kanałowym w niewielkiej odległości od kolei. Budynek składów jest dwupiętrowy, formę posiada wydłużoną. Przez środek budynku wzdłuż przeprowadzone są szyny, na których do składu wprowadza się platformę z towarami.

Skład wzdłuż podzielony jest ściankami na działy; każdy dział posiada dwie części: z prawej strony szyn miejsce wolne przeznaczone jest na składanie towarów w opakowaniu hurtowym (worki, skrzynki) – po lewej stronie stoją szerokie stoły, a pod ścianami półki do układania towarów rozpakowanych i na przygotowywanie ekspedycji. Każdym działem zarządza jeden pakier. Taki sam porządek podziału składu znajduje się na wszystkich piętrach. W piwnicy przechowuje się płyny, śledzie itp. na parterze leguminy i towary kolonialne, na piętrze galanterię i emalię.

Ekspedycja towarów do sklepów usystematyzowana jest od momentu zamawiania. Sklepowi posiadają cennik towarów prowadzonych przez spółdzielnię. W cenniku tym nazwy towarów wyszczególnione są w takim porządku, w jakiej kolei ułożone są w składzie głównym, przy tym część cennika obejmuje towary umieszczone w piwnicy, część druga obejmuje towary umieszczone na parterze, a trzecia na piętrze. Sklepowi z każdej części cennika sporządzają zamówienie na oddzielnym blankiecie. Towary w zamówieniu muszą być wyszczególnione w takim porządku, jak są drukowane w cenniku. Zamówienie jednego sklepu, gdy przyjdzie do składu głównego, jednocześnie oddane jest na parter, piętro i do piwnicy. Kolejno przyjmuje zamówienia pakier każdego działu magazynu i po przygotowaniu wyszczególnionych towarów znajdujących się w jego dziale zamówienie oddaje sąsiadowi. Ten przygotowuje towary następne i zamówienie oddaje dalej.

Sporządzanie zamówień w porządku, odpowiadającemu kolejności ułożenia towarów w składach posiada następujące zalety:

1)    pakier nie traci czasu na przerzucanie całego zamówienia i wyszukiwanie w nim towarów ze swego działu;

2)    przy załatwianiu unika się omyłek, gdyż zamówienie wykonywane jest kolejno, co ułatwia sprawdzenie;

3)    sklepowy, wpisując zamówienie podług cennika, zawsze może sobie uprzytomnić wszystko, co powinien objąć zamówieniem.

Przygotowywanie towarów do ekspedycji odbywa się w sposób następujący.

Każdy pakier towary z jego działu przeznaczone dla ekspedycji do danego sklepu wystawia na stół. Na stole może więc być obok siebie wystawionych kilka partii; każda przeznaczona dla innego sklepu. Ekspedytor od końca składów podjeżdża z platformą i kolejno zabiera partie tych towarów i układa je w skrzynkach, przeznaczonych dla odpowiednich sklepów. Wypełnione skrzynki ze wszystkich pięter magazynu zwożone są na dziedziniec i ustawione na obszernej rampie, w przegrodach przeznaczonych dla poszczególnych sklepów. W przegrodach na froncie wiszą tabliczki, na których kierownik ruchu wypisuje nr sklepu, dla którego towary w danej chwili mają być wstawiane, oraz ilość pakunków (worków, skrzynek), z jakich cały transport się składa. Gdy wszystko jest przygotowane, pod rampę podjeżdża samochód i zabiera duży ładunek towarów dla sklepów rozmieszczonych w jednym rejonie.

Tak zorganizowana ekspedycja odbywa się bardzo szybko i sprawnie.

Wszystkie sklepy spółdzielni podzielone są na grupy obejmujące sąsiadujące z sobą dzielnice miasta, każda grupa zaopatrywana jest dwa razy w tygodniu w oznaczone dnie.

Obok magazynu głównego spółdzielnia posiada duży skład węgla, który leży przy kanale spławnym. Węgiel z kopalni znad granicy państwa sprowadza się barkami. Na składzie węgiel pakowany jest w worki po sto kilo i wozami lub samochodem rozwożony członkom do miejsca zamieszkania. Praca idzie tak dalece sprawnie, że wystarczy jednego dnia zamówić w którymkolwiek ze sklepów, a na drugi dzień węgiel w żądanej ilości zostanie dostawiony.

W tych samych budynkach znajduje się niewielka wytwórnia musztardy.

Do wyszczególnionych wyżej działów ogranicza się działalność handlowo-przedsiębiorcza spółdzielni, prowadzona na własny rachunek.

Poza tym spółdzielnia pośredniczy członkom w zakupach artykułów, których sprzedaży sama nie prowadzi. Pośrednictwo to zorganizowane jest w ten sposób, że spółdzielnia zawiera umowę z firmą prywatną, która zobowiązuje się członkom spółdzielni sprzedawać swoje wyroby ze specjalnym rabatem. Wykaz tych firm i wysokość rabatu spółdzielnia ogłasza w sklepach i w swoim piśmie. W taką formę ujęta jest sprzedaż piwa, mydła, obuwia, kapeluszy itp.


Dumą spółdzielni są domy ludowe (maisons des peuples) oraz sale dla uroczystości (salles des fêtes). Przedsięwzięcia te zakładane są dla celów społecznych, a nie dla rentowności pieniężnej.

Domy ludowe w naszym rozumieniu są to ludowe gospody, które służą jako miejsce spotkań i porozumienia się dla szerokich rzesz robotników. W gospodach tych, których jest 12, prowadzi się sprzedaż piwa i wina (wódki ani likierów nie ma). W największej gospodzie, która mieści się w gmachu centralnym, prowadzi się restaurację i tam można dostać wszelkie napoje, jako to herbatę, kawę oraz obiady i porcje.

Sale uroczystości są to olbrzymie sale zebrań przeznaczone dla urządzania wszelkich zgromadzeń robotniczych, a więc wieców partyjnych, zebrań związków zawodowych, odczytów, koncertów i przedstawień.

Wniknąwszy w historię spółdzielni, przekonujemy się, że owe „domy ludowe i sale uroczystości” w pracy nad społecznym rozwojem ludu pracującego stolicy spełniły doniosłą rolę. Przed laty, kiedy to idea przebudowy porządku świata, wznoszenia własnym wysiłkiem lepszej doli, a przede wszystkim niezależnego bytu – kiedy ta idea i hasła socjalistyczne budziły się i rozkwitały jedynie wśród jednostek o gorących sercach i śmiałych umysłach – „domy ludowe” były placówkami, w których spotykali się działacze robotniczy; tam tworzyły się środowiska, w których potęgowała się myśl walki o lepszą przyszłość i skąd ideologia promieniowała na zewnątrz.

Starzy działacze robotniczy z zachwytem wspominają dawne prace, które aczkolwiek formy konspiracyjnej nie posiadały, to jednak nosiły charakter mozolnego podziemnego podczołgiwania się pod zaskorupiałe formy życia – a ponieważ praca ta ogniskowała się w „domach ludowych”, z nadzwyczajnym uznaniem do tych instytucji się odnoszą.

Taką jest rola i zasługa historyczna „domów ludowych” i „sal uroczystości”. Dzisiaj, gdy zwiedzamy te instytucje, widzimy, że rola ich została spełnioną. Dzisiaj kierunek socjalistyczny, jak i najogólniejsze przejawy dążeń emancypacyjnych ludu pracującego – przeszły okres propagandy ideowej, a stały się zagadnieniami bieżącymi, jako takie przejawiają się we wszelkich dziedzinach życia. Współczesne życie objęło je swą wielką skalą, a „domy ludowe” utraciły swój charakter ognisk, które podsycały płomień idei. Rolę tę obecnie spełniają instytucje o charakterze ogólnospołecznym – jako to gminy, a przede wszystkim prasa.

Tym należy tłumaczyć, że „domy ludowe” i „sale uroczystości” świecą obecnie pustkami. Sprawozdanie spółdzielni za ostatnie lata stale wykazują zmniejszający się obrót gospodarki gospód i ich zwiększający się deficyt. Zarząd nad faktem tym boleje, a przyczynę jego upatruje w obojętności członków. Zwiedzając spółdzielnię, przekonaliśmy się, że zarząd nie ma racji, szukając winy poza sobą. Zarząd, zachwycony rolą „domów ludowych”, jaką one kiedyś spełniały, nie zwracał uwagi na ewolucję życia i nie uczynił nic takiego, aby instytucje te dostosować do współczesnych wymagań. Oto charakterystyczne objawy: Gospody spółdzielni w dużym stopniu zaniedbane są pod względem materialnym – wiele trzeba im zarzucić co do czystości utrzymania, a przede wszystkim co do doskonałości obsługi. Program ich działania jest nader ograniczony – brak w nich wszelkiego rodzaju rozrywek, jako to gazet, gier, muzyki. Natomiast restauracje prywatne wszystkie, nawet w najbiedniejszych dzielnicach robotniczych, prowadzone są całkiem postępowo i dlatego ściągają do siebie publiczność. Nie możemy się też dziwić, że przedstawienia teatralne i kinematografy, urządzane w salach spółdzielni, nie cieszą się dużą frekwencją. Sale te urządzone są wadliwie – niskie, duszne, posiadają złą akustykę. Wiele z nich urządzonych jest na piętrach (są i na 4 piętrze), a wejście do nich jest tak dalece niewygodne, że w wielu wypadkach wtrącała się policja i zabraniała urządzania widowisk ze względu na niebezpieczeństwo grożące publiczności w razie wypadku.


„Domy ludowe” i „sale uroczystości” mieszczą się we własnych domach spółdzielni.

Pod względem stanu posiadania spółdzielnia reprezentuje się okazale – obecnie posiada 30 dużych kamienic, których wartość bilansowa oceniona jest na 5 700 000 franków (należy liczyć franki równe wartości przedwojennej).

Obok działalności oświatowej spółdzielnia „Maison du Peuple” rozwija szeroką akcję społeczną w zakresie ubezpieczeń społecznych.

Spółdzielnia prowadzi dla członków ubezpieczenia emerytalne i na wypadek choroby.

Ubezpieczenia emerytalne zorganizowane są w ten sposób, że spółdzielnia łącznie ze związkami zawodowymi i innymi organizacjami społecznymi zorganizowała towarzystwo ubezpieczeniowe i w tym ubezpieczyła wszystkich swoich członków, uzależniając wysokość ubezpieczenia od sumy dokonanych w spółdzielni zakupów. Wkładki ubezpieczeniowe całkowicie opłaca spółdzielnia, wliczając te sumy do kosztów administracji.

Na takich samych zasadach zorganizowane jest ubezpieczenie na wypadek choroby. Spółdzielnia wespół ze związkami zawodowymi współdziałała w założeniu ambulatorium. Na utrzymanie ambulatorium spółdzielnia płaci składki od ilości członków. Wysokość składki uzależniona jest od ilości osób w rodzinie. (Część kosztów na utrzymanie ambulatorium dopłaca gmina miejska). Członkowie spółdzielni w ambulatorium otrzymują pomoc lekarską i lekarstwa. W wypadkach choroby głowy rodziny spółdzielnia wydaje darmo rodzinie potrzebną porcję chleba przez 26 tygodni.

Należy wyjaśnić, że w Belgii dotąd ubezpieczenie na wypadek choroby nie jest obowiązkowe i nie ma tam powszechnych kas chorych, jak to jest u nas.

Poza ubezpieczeniem spółdzielnia prowadzi szeroką akcję społeczną w formie współdziałania i materialnego wspierania innych organizacji robotniczych. Z ważniejszych takich czynności są następujące: spółdzielnia opłaca za wszystkich swoich członków składkę do partii politycznej; związkom zawodowym i różnym organizacjom robotniczym oddaje darmo lokale i sale; utrzymuje bogatą bibliotekę oraz płaci składkę na utrzymanie „Wyższej Szkoły Robotniczej”.

Szkoła ta prowadzoną jest przez partię socjalistyczną. Ma ona na celu udostępnienie wykształcenia wybitniejszym działaczom robotniczym. W programie nauk szeroko uwzględnione są przedmioty z zakresu teorii i praktyki spółdzielczości.

Szkoła wraz z internatem mieści się pod Brukselą we własnej posiadłości wśród wielkiego parku. Zorganizowana jest w sposób nowoczesny – kierownicy szkoły dążą, aby uczynić z niej kuźnię wiedzy nowego życia.


Pod względem organizacyjnym spółdzielnia „Maison du Peuple” jest kolosem, liczy bowiem 25 000 członków. Jednak spoistość organizacyjna członków i ich świadomość spółdzielcza jest słaba, o czym świadczy niepokaźna frekwencja na zebraniach i niska suma przeciętnego zakupu.

W celu nawiązania łączności z członkami spółdzielnia podejmuje działalność propagandystyczną, lecz tę głównie podporządkowuje interesom gospodarczym. Działalność ta polega na tym, że spółdzielnia utrzymuje kilku urzędników, do czynności których należy jedynie odwiedzanie członków, którzy od dłuższego czasu nie zakupują chleba lub zakupują go bardzo mało. Taka osobista interwencja skutkuje bardzo dobrze i dzięki niej spółdzielnia wykazuje stosunkowo największy obrót pieczywem. Szkoda, że przy tego rodzaju propagandzie nie bierze się pod uwagę zakupów w innych działach.

Spółdzielnia wydaje pismo (miesięcznik), w którym poza jednym artykułem treści ogólnoideowej umieszcza informacje dla członków z zakresu gospodarki spółdzielni i reklamy towarów.


Spółdzielnię „Maison du Peuple” zwiedzałem z wielkim zainteresowaniem w ciągu 3 dni. Krótki ten czas pozwolił mi tylko ogólnikowo zorientować się w ideologii instytucji i w systemie jej pracy. Na podstawie własnych obserwacji i zebranych informacji wytworzyłem sobie następującą charakterystykę spółdzielni:

Przede wszystkim trzeba stwierdzić, że instytucja ta z przeszłości posiada wielkie zasługi na polu pracy społecznej, lecz wiele objawów świadczy, że obecna jej rola nie jest taką, jaką była kiedyś. Dawniej działalność spółdzielni była dla zewnętrznego życia procesem twórczym, reformatorskim, w wielu wypadkach nawet rewolucyjnym – obecnie bieg życia społecznego wyprzedził akcję spółdzielni i pozostawił ją poza swym obrębem. Świadczy o tym cały szereg objawów, a przede wszystkim to, że gospodarka spółdzielni nie jest usystematyzowana i od dłuższego czasu już się nie rozbudowuje, a niejednokrotnie w swym dotychczasowym zakresie pracy nie może sprostać wymaganiom współczesnego życia. Spółdzielnia nie stara się wykorzystać tych koniunktur, które same się jej narzucają. Komunikowano nam, że zarząd zawiesił przyjmowanie wkładek oszczędnościowych, gdyż nie wie, co ma robić z pieniędzmi. Jest to fakt niezrozumiały tym bardziej, że w Brukseli powstają nowe spółdzielnie, tzw. „neutralne”, które pod względem gospodarczym intensywnie się rozwijają. Świadczy to, że wiele dziedzin pracy „Maison du Peuple” pozostawił odłogiem.


Siedziba spółdzielni mieści się w 7 dużych domach położonych wzdłuż malutkiej ulicy – wypadło więc tak, że cała ulica jest już w posiadaniu spółdzielni.

Najstarszy dom spółdzielni jest najokazalszy. W nim też mieszczą się najważniejsze instytucje i urządzenia: na dole największa gospoda, w głębi (w suterynie) sala gimnastyczna, niżej obszerne piwnice na wino i piwo. Na piętrze bazar. Wyżej znów znajdują się lokale na biura dla różnych instytucji robotniczych, jako to dla partii, dla związków zawodowych, towarzystw oświatowych i tym podobnych. Tam też znajdują się biura spółdzielni. Na najwyższym piętrze mieszczą się dwie olbrzymie sale zebrań. Większa z nich może pomieścić 3000 osób.

Spółdzielnia szczyci się tym, że pod swym dachem dawała schronienie wszelkiego rodzaju instytucjom robotniczym, a uczyniła to darmo.

Siedziba Spółdzielni rozpościera się w starej, średniowiecznej dzielnicy miasta; otoczenie to nadaje jej niezmiernie sympatyczny wyraz. Z tarasu, umieszczonego na najwyższym domu spółdzielni, rozpościera się prześliczna panorama na miasto. Osobliwością tej panoramy są szczyty różnokolorowych ostrych daszków wąskich domów. Daszki czynią wrażenie ruchomej fali. Z fali tej w różnych punktach na kształt masztów okrętowych wysuwają się strzeliste wieże gotyckie.

Przedstawiciel spółdzielni, który oprowadzał mnie po tarasie, z dumą wskazywał na fakt, że w centrum starego miasta wyrasta dominium spółdzielcze, które góruje nad wszystkim, co go otacza. Tłumaczył to jako symbol wypierania przez spółdzielnię starego porządku społecznego. Powiedzenie to było charakterystyczne dla brukselskich spółdzielców. Odzwierciadlało, jak dalece są oni zachwyceni doskonałością dokonanego swego dzieła, że nie zważają, iż obecnie wezbrane fale kapitalizmu w niektórych miejscach dzieło to zaczynają podmywać. Jesteśmy pewni, że belgijscy towarzysze szybko się spostrzegą i przeciwko niebezpieczeństwu energicznie zareagują.


Oceniając krytycznie działalność spółdzielni „Maison du Peuple”, dochodzimy do przekonania, że w przeszłości wytworzyła ona dla swej pracy formy i systemy, do form tych się przywiązała tak, że w konserwatyzmie tym skostniała cała jej działalność.

Starczość w ruchu spółdzielczym jest objawem wielce niebezpiecznym. Spółdzielnie jako motory przebudowy życia społecznego muszą być zawsze twórcze i zawsze utrzymywać w swym ręku inicjatywę postępu. Skoro tylko w twórczości swej się powstrzymają –niezwłocznie zostaną wyprzedzone przez inne czynniki i wyparte poza nawias życia. W stosunkach kapitalistycznych spotykamy tego rodzaju fakty, że jedne przedsiębiorstwa starzeją się, a nawet upadają; wyprzedzają i wypierają je natomiast nowe przedsiębiorstwa, organizowane przez ludzi młodych, lepiej orientujących się w nowych potrzebach życia. W taki to sposób dotychczas utrzymywał się postęp gospodarki społecznej.

Na to liczyć nie możemy, aby postęp w ruchu spółdzielczym miał się utrzymywać przez upadanie starych instytucji, wypieranych przez nowo powstające organizacje. Spółdzielczość usuwa konkurencję jako czynnik postępu z tej racji, że organizację swą opiera na zasadzie powszechności. Nie ma więc innych spółdzielni, które na tym samym terenie istniałyby i przez wzajemną konkurencję pobudzały się do doskonalenia swej pracy. Z tego względu każda spółdzielnia sama powinna zabiegać o utrzymanie swej żywotności, o to, aby nieustannie śledzić i wyczuwać nowe potrzeby i kierunki życia, starać zaspokoić budzące się potrzeby i tym sposobem stać się motorem postępu społecznego.

Powstaje pytanie, co obecnie spowodowało powstrzymanie rozwoju „Maison du Peuple”? Zdaniem naszym złożyły się na to przede wszystkim następujące przyczyny:

Spółdzielnia do ostatnich czasów posiadała nadzwyczaj ciasną budowę organizacyjną, która pozbawiała ją bezpośredniej łączności z ogółem członków. Do r. 1918 statut przewidywał jako władzę ustawodawczą walne zgromadzenie członków, co wobec z górą 10 000 członków było bezwarunkowo fikcją. Przy tym walne zgromadzenia zwoływano głównie dla wypełnienia prawnych formalności. W takich warunkach inicjatywa działalności spółdzielni pochodziła z zewnątrz (od wybitniejszych jednostek, stojących na czele instytucji), a nie od członków, którzy nie mieli możności wtajemniczania się w sprawy spółdzielni, wyrobienia się organizacyjnego, a tym samym nie mogli wpływać na to, aby działalność całości spółdzielni i poszczególnych jej agend dostosować do swoich potrzeb. Niezawodnie, gdyby ustrój spółdzielni oparty był na stałym porozumiewaniu się z członkami w formie urządzania periodycznych zebrań dzielnicowych, gdyby ogół członków ustawowo i faktycznie posiadał egzekutywę, wówczas działalność spółdzielni siłą rzeczy musiałaby być podporządkowaną wymaganiom ogółu i musiałaby przeobrażać się zgodnie z ewolucją potrzeb ludu. Taki układ stosunków bez wątpienia zapewniłby wszechstronny rozwój instytucji i rozwój ten postępowałby w ślad za nowymi wymaganiami życia. Umożliwiłoby to praktyczne kształcenie młodych sił twórczych, których dopływ zapobiegałby starczości.

Starczość „Maison du Peuple” widoczną jest dla belgijskiej opinii spółdzielczej. Pod naciskiem tej opinii w ostatnich czasach w łonie spółdzielni dokonują się doniosłe przeobrażenia. Przede wszystkim w r. 1918 zmieniono statut i obecnie spółdzielnię ukonstytuowano jako stowarzyszenie okręgowe.

Należy się spodziewać, że przeobrażenia te skruszą zakrzepłe, stare formy pracy i nową wskrzeszą energię. To musi się stać szybko, gdyż tego gwałtownie domaga się życie.

Vooruit w Gandawie

Z Brukseli udałem się do Gandawy, wiedziony ciekawością zwiedzenia spółdzielni „Vooruit”, która była zarodkiem belgijskiego ruchu spółdzielczego i do ostatka, jako promieniujący wzór, stała na jego czele.

„Vooruit” oryginalny jest jeszcze z tego względu, że jako spółdzielnia od momentu swego powstania do ostatniego stadium rozwoju posiada jednego twórcę i przodownika, którym jest Edward Anseele.

Indywidualność Anseelego wywarła decydujący wpływ na wszelkie kierunki pracy ludowej w Gandawie. Opinia twierdzi, że wszystko, co tam zostało stworzone na terenie spółdzielczym, politycznym i zawodowym, jest dziełem Anseelego. Zasługi tego męża dla ruchu robotniczego są niepospolite, dlatego też dzisiaj, gdy doszedł on do wieku podeszłego, zyskał sobie powszechną wdzięczność; otoczony jest czcią graniczącą z uwielbieniem. Hołd Anseelemu zaskarbiają również niepospolite cechy jego charakteru. Jest to jeden z tych rzadkich działaczy, który z poświęcenia dla sprawy do nieprawdopodobnych wprost granic zacieśnił krąg osobistych wymagań. Odznacza się on rzadko spotykaną siłą woli. Anseele siłą woli narzucał swoją inicjatywę i wszystkich zmuszał, aby podług tej pracowali. On organizował i prowadził zastępy ludu pracującego i dla ludu tego pozostał szanowanym wodzem do dnia dzisiejszego.

Żałuję mocno, że z wielkim dziełem Anseelego nie mogłem bliżej się zapoznać. W czasie, kiedy się zgłosiłem, nie było nikogo, kto by mnie po urządzeniach spółdzielni mógł oprowadzić. Wszyscy zajęci byli międzynarodową wystawą spółdzielczą, jaka wówczas w Gandawie się odbywała. Musiałem więc poprzestać na rozejrzeniu się w sprawozdaniach oraz zewnętrznym zwiedzeniu urządzeń spółdzielni. Z tego, co zdołałem spostrzec, wywnioskowałem, że zasadniczo system pracy Vooruitu zupełnie podobny jest do tego, który obserwowałem w „Maison du Peuple” w Brukseli. Nie ulega wątpliwości, że „Vooruit” był pierwowzorem.

„Vooruit” w 1924 roku liczył 14 771 członków, utrzymywał 43 sklepy i jeden bazar z materiałami ubraniowymi i galanterią, prowadził 3 piekarnie, browar, fabrykę cykorii oraz 7 własnych aptek.

Obrót w tymże roku wynosił:

Obrót ze sprzedaży chleba: 8 181 100 fr. belg.

Obrót ze sprzedaży art. spożywczych: 8 758 200 fr. belg.

Obrót ze sprzedaży innych towarów: 15 296 000 fr. belg.

Razem obrót wynosił 32 235 300 fr. belg., to znaczy, że równał się obrotowi większej rozmiarami spółdzielni brukselskiej.

Zaznaczyć należy, że „Vooruit” posiada znaczną ilość nieruchomości, których wartość w bilansie oznaczoną jest na 15 700 000 fr., to jest trzy razy większą niż wartość nieruchomości „Maison du Peuple” w Brukseli.

„Vooruit” prowadzi bardzo rozległą działalność społeczną, która wyraża się w:

prowadzeniu 8 domów ludowych (gospód), utrzymywaniu sal na zebrania, pomocy materialnej dla wszelkiego rodzaju organizacji robotniczych (organizacje te w domach „Vooruitu” posiadają własne siedziby), ubezpieczeniu na wypadek starości.

Ostatnio „Vooruit” zakupił pod miastem willę wypoczynkową w wielkim parku. W willi tej członkowie i ich rodziny przepędzają czas wypoczynkowy podczas urlopów, jak również podczas niedziel i świąt.

„Vooruit” dzięki niezmordowanej inicjatywie swego kierownika rozwija się nadzwyczaj intensywnie i na polu gospodarczym skupia wszechstronne siły twórcze proletariatu.

„Vooruit” jest w Gandawie naczelnym przedsiębiorstwem proletariackim. Niezależnie od działów gospodarstwa, które prowadzi bezpośrednio, współdziała on w utworzeniu innych przedsiębiorstw, które organizuje jako spółki akcyjne. Znaczną część akcji tych spółek „Vooruit” zatrzymuje sam – resztę oddaje związkom zawodowym i osobom prywatnym. „Vooruit” również wspomaga przez wydatne sfinansowanie miejscowe kooperatywy pracy (wytwórcze).

Do takich kooperatyw i przedsiębiorstw, pozostających w stosunku mniej lub bardziej ścisłej zależności od Vooruitu”, należą:

1)    Dziennik „Vooruit” – zatrudnia 41 pracowników.

2)    „Drukarnia Ludowa” (spółdzielnia) – zatrudnia 73 pracowników.

3)    Księgarnia partyjna „Germinal” (znaczy „Węglarz”).

4)    „Spółdzielnia Robotników Budowlanych” – zatrudnia od 120 do 150 robotników.

5)    „Towarzystwo wzajemnej pomocy” – jedno z większych w Belgii – kapitał zakładowy 520 000 fr.

6)    Stowarzyszenie pomocy lekarskiej – liczy 33 200 członków.

7)    Towarzystwo pomocy na wypadek zejścia czł. rodziny – liczy 27 000 członków.

8)    Federacja ubezpieczeń „Moyson”.

9)    Klinika towarzystwa „Moyson” – dziennie może przyjąć od 30 do 40 chorych.

  1. Fabryka włókienniczych wyrobów „Przędzarze i Tkacze Zjednoczeni”.

  2. Bank Pracy – jest centralą finansową dla wszystkich organizacji robotniczych, poza tym przeprowadza zwykłe operacje bankowe.

Największym z tych przedsiębiorstw jest tkalnia i przędzalnia. Założoną ona została w r. 1900 jako kooperatywa pracy. Ponieważ kooperatywa ta z braku kapitału niepomyślnie się rozwijała – przejął ją „Vooruit” i zorganizował jako spółkę akcyjną. Dzięki sprawnemu kierownictwu przedsiębiorstwo szybko się rozwinęło i wkrótce stało się jednym z większych w kraju. Obecnie zatrudnia ono około 600 robotników.

Produkcja tych zakładów jest tak znaczną, że przekracza zdolność zbytu samego Vooruitu. Toteż znaczna część wyrobów sprzedaje się innym spółdzielniom i w poważnej ilości osobom prywatnym. Sprzedaż przeprowadza się przez własne sklepy zakładów, rozrzucone po całej Belgii.

Ostatnio „Vooruit” współdziałał w założeniu flotylli rybackiej, dumnie nazwanej „czerwoną flotą”. Trafiłem właśnie na uroczystość poświęcenia tej floty, co obchodzono w Gandawie, dokąd flotylla udekorowana przybyła kanałami aż od morza.

Wszystkie te instytucje świadczą o rozmachu gospodarczym i o potędze finansowej „Vooruitu”. Jednak w budowie organizacyjnej tych przedsiębiorstw uderza nas pewna nielogiczność. Według naszego rozumienia „Vooruit” produkcję powinien utrzymywać w granicach jego własnej siły zbytu. Produkcja na zewnątrz – dla innych spółdzielni – powinna być prowadzona przez hurtownię spółdzielni. Bank Pracy również powinien być zorganizowany przy hurtowni i tam równomiernie służyć wszystkim spółdzielniom. Przy takim systemie organizacji produkcja opartą byłaby na zasadach demokratycznych, a kierownictwo jej podporządkowane tym czynnikom, którym ma służyć. Przecież do zreformowania w tym kierunku dzisiejszego ustroju gospodarczego zmierza socjalizm i spółdzielczość.

System organizacji działalności gospodarczej przyjęty przez „Vooruit” znajduje uzasadnienie w tym, że spółdzielcy gandawscy, a przede wszystkim Anseele, spółdzielczość uważali jako środek do wzmożenia materialnie ruchu robotniczego i do zaszczepienia w jego szeregach ducha karności.

Trzeba przyznać, że zadanie to zostało osiągnięte.


W czasie, kiedy zwiedzałem „Vooruit”, urządzona była w Gandawie międzynarodowa wystawa spółdzielcza. Wystawy tej opisywać nie będę, gdyż ta już obszernie została omówiona. Z dumą tylko podkreślę, że Polska, wystawiając swój dział, w porównaniu do innych narodów może najgłębsze wykazała zrozumienie idei spółdzielczej. Dziwne, że kraje, gdzie kooperacja jest już potężną materialnie – zamiast wykazywać przeobrażenia społeczne, jakie pod wpływem kooperacji się dokonują – urządziły jedynie wystawę produkowanych przez siebie towarów.


Dla uzupełnienia obrazu spółdzielczości gandawskiej kilka słów trzeba poświęcić opisowi miasta, które jest bardzo miłe i ciekawe. Czyste i pięknie zabudowane, na ogół przyjemniejsze od zgiełkliwej stolicy. Jest to typowe miasto pracy.

Wspaniale prezentuje się w Gandawie średniowieczna dzielnica miasta; zachował się w niej przepych, jakim lubiło okazywać się na zewnątrz ówczesne mieszczaństwo.

Po średniowieczu zachowała się tu piękna pamiątka w postaci warownego zamku hrabiów, zbudowanego w IX wieku. Urządzenie zamku wyraźnie okazuje, że jego przeznaczeniem było utrwalenie panowania nad ludem – do tego służyły takie urządzenia jak więzienia, lochy, miejsca kaźni, skryte przejścia – które w konstrukcji zamku wysuwają się na plan pierwszy.

Od chwili wzniesienia zamku przeszło tysiąc lat. W ciągu tego czasu stosunki społeczne uległy nadzwyczajnemu przeobrażeniu – lecz niestety poddaństwo nie zniknęło. Przeobraziła się tylko jego forma i udoskonaliły instytucje władania. Kooperacja jest jednym z tych czynników, który podważa ostatki poddaństwa.

Charleroi

Z Gandawy najbliższym punktem wycieczki mojej było Charleroi (czytaj Szarlerua). Tu zetknąłem się z typem nowoczesnej kooperatywy belgijskiej.

Okręg Charleroi jest to wielkie zagłębie górnicze i jeden z najważniejszych centrów przemysłu metalurgicznego w Belgii.

Przed wojną w okręgu tym istniało bardzo dużo kooperatyw. Największą z nich była „Concorde” [2] w Roux, która w r. 1924 liczyła 10 833 członków, posiadała 10 sklepów, 2 piekarnie, 4 domy ludowe i 1 młyn. Do 1914 roku była to pod względem wielkości czwarta spółdzielnia w Belgii.

W roku 1918 Związek Spółdzielni zainicjował w Okręgu Charleroi akcję konsolidacyjną, która to akcja w krótkim czasie doprowadziła do urzeczywistnienia zamierzonych celów. Do roku 1924 połączyło się 18 spółdzielni w jedną dużą i rozległą organizację. Ten proces konsolidacji odbył się całkowicie poza najstarszą i początkowo największą spółdzielnią Concorde w. Roux. Spółdzielnia ta do akcji łączeniowej odnosiła się nieufnie i czuje się urażoną, że obecnie, mimo iż jest starszą organizacją, jest lekceważoną. Powstała z połączenia spółdzielnia „Unia Kooperatystów” w Charleroi działalność swą rozwija energicznie, wykazując wielki zapas młodzieńczych sił; z tej racji uważa się za czynnik postępu i z pewnym przekąsem odnosi się do Concordii. Ten wzajemny nieprzychylny stosunek między dwiema wielkimi organizacjami uwydatnia się w wystąpieniach zewnętrznych, a przede wszystkim w publikowanych sprawozdaniach. Mamy wrażenie, że źródło tych nieporozumień tkwi w uprzedzeniach ludzi, którzy stoją na czele tych instytucji. Trzeba przyznać, że kierownictwo Concordii jest w dużym stopniu zacofane. Zwiedzając sklep, piekarnię, dom ludowy spółdzielni, przekonaliśmy się, że wszystko to prowadzone jest nawet z dużym zaniedbaniem.

Natomiast w spółdzielni „Union des Cooperateurs” (Unia Kooperatystów) w Charleroi wre życie. Na każdym kroku widzi się tu wysiłki do wszechstronnego rozbudowania spółdzielni. Dążenia ekspansji uwidaczniają się w budowlach, które prowadzi się na szeroką skalę. Siedziba spółdzielni mieści się w Charleroi przy głównej ulicy w olbrzymim gmachu, który nosi nazwę „Domu Pracy i Przemysłu”. W gmachu tym mieści się szereg działów spółdzielni, a więc na parterze sklepy, dwa wyższe piętra zajęte są na bazar (magazyn materiałów łokciowych, ubrań, galanterii, mebli i naczyń), wyżej mieszczą się biura spółdzielni.

Naprzeciwko „Domu Pracy i Przemysłu” w czasie moich odwiedzin kończono budowę olbrzymiego 4-piętrowego gmachu, który ma nosić nazwę „Pałacu Ludowego”. Gmach ten ma mieścić gospodę, olbrzymią salę na zebrania i lokale dla wszystkich organizacji robotniczych miejscowego zagłębia.

„Unia Spółdzielców” w ostatniej fazie swego konsolidacyjnego rozwoju, tj. w r. 1924 liczyła 14 213 członków, prowadziła 56 sklepów. Teren działalności spółdzielni jest rozległy i zbytnio rozstrzelony, co wynikło z połączeń; zdarza się, że sklepy Unii rozrzucone są na terenie innych spółdzielni i odwrotnie, sklepy innych przenikają do środka terenu Unii. Jeden ze sklepów „Concordii” znajduje się o dwa kilometry od siedziby „Unii”.

Oprócz sklepów spółdzielnia prowadzi piekarnię, jatkę, browar i fabrykę likierów.

Spółdzielnia szczyci się, że posiada 18 domów ludowych (gospód) – dąży ona do tego, aby w każdej gminie objętej jej działalnością był dom ludowy, ulokowany we własnym gmachu. Poza tym spółdzielnia prowadzi na własny rachunek liczne ubezpieczenia członków, a mianowicie – emerytalne, na wypadek śmierci, kasy wdowie i sieroce.


Ciekawy jest stan finansowy „Unii Spółdzielców”; jest on typowy dla wszystkich spółdzielni belgijskich.

Podstawą finansową tych spółdzielni są wkłady oszczędnościowe, przyjmowane od członków i osób obcych jako krótkoterminowe lokaty (zwracane właścicielowi na żądanie). Wkłady te właściwie są jedynym funduszem obrotowym i służą zarówno do krótko, jak i długoterminowych nakładów.

Oto ciekawe dane dotyczące spółdzielni, które zwiedziliśmy. Zestawiamy najważniejsze pozycje bilansowe:

Dąbrowski - tabela 2

Z zestawienia tego wynika, że fundusze własne spółdzielni poza swym formalnym charakterem nie mają poważniejszego praktycznego znaczenia; tworzą się one z minimalnych wpłat na udziały. Statutowa wysokość udziału mniej więcej jest równomierną – nie przekracza 20 fr., lecz nieznaczna tylko liczba członków posiada pełne udziały. Zwroty od zakupów nie dopisuje się do udziałów, tylko wypłaca się członkom bonami na towary. Również spółdzielnie nie zabiegają o tworzenie większych funduszów społecznych. Zyski na zakupach nie-członków najspokojniej wypłaca się członkom w formie zwiększonej ich dywidendy. Za fundusz społeczny (majątek uspołeczniony przez spółdzielnię) uważa się fundusze amortyzacyjne, co właściwie jest fikcją, gdyż fundusze te nie posiadają w aktywach realnej lokaty – odpowiada im jedynie zużyta wartość majątku.

Władze spółdzielni orientują się, że tego rodzaju sytuacja finansowa dla spółdzielni jest bardzo niekorzystna, a nawet niebezpieczna. Wkłady oszczędnościowe są funduszem niestałym – ich wysokość zależy od wielu nieokreślonych czynników – a trzeba być przygotowanym na to, że bardzo szybko mogą się one zmniejszać, zależnie od różnych okoliczności zewnętrznych. Co może się stać na wypadek dłuższego bezrobocia lub strajku. Wówczas członkowie gromadnie zaczną wycofywać swoje oszczędności. Czym wówczas spółdzielnia zastąpi te fundusze? Chcąc się wywiązać ze zobowiązań, będzie musiała ona ograniczać, a nawet przerywać swoją działalność bądź też sprzedawać swoje nieruchomości. Zjawisko takie pociągnie za sobą wielki kryzys, a nawet ruinę. Dla masowego wycofania oszczędności nie trzeba szukać przyczyn zewnętrznych, wystarczy popłoch wewnętrzny – puszczenie wiadomości o złym stanie spółdzielni – a większość wkładców zgłosi się po swoje oszczędności. Konieczność wypłaty spowodować może dla spółdzielni wielkie kłopoty, gdyż większa część wkładów ulokowana jest w nieruchomościach. Niebezpieczeństwo jest tym większe, że liczba wkładów stosunkowo jest nieznaczną – przeciętnie nie sięga dziesiątej części liczby członków – przy tym przeważają wkłady o wielkich sumach.

Co do złych stron opierania gospodarki spółdzielni tylko na krótkoterminowych wkładach oszczędnościowych spółdzielnie nowe, powstałe z połączeń, doskonale się orientują. Usiłują stan ten zmienić. Wszystkie dążą do tego, aby zebrać od członków pełne udziały – powstaje nawet tendencja do powiększenia udziałów.

Spółdzielnia w Charleroi starała się unieruchomić swoje środki w inny sposób. Na walnym zebraniu zarząd podał projekt, aby pewną część wkładów skonsolidować (zamienić) na długoterminowe pożyczki w formie dwudziestopięcioletnich obligacji. Obligację jedną miałby obowiązek zakupić każdy członek. Projekt ten został odrzucony przez walne zgromadzenie. Na to zarząd oświadczył, że musi szukać innych środków dla umocnienia finansów spółdzielni, gdyż stan dotychczasowy dłużej trwać nie może.

Jeżeli chodzi o samą kasę oszczędnościową, to trzeba przyznać, że w Charleroi zorganizowaną jest ona wzorowo, bez porównania lepiej, niż to uczyniły spółdzielnie w Brukseli i Gandawie. Wpłata oszczędności udostępnioną jest członkom. Każdy wpłaca i odbiera oszczędności w sklepie filialnym. Spółdzielnia prowadzi specjalną propagandę wśród najszerszych rzesz, a nawet wśród młodzieży i dzieci, w celu pobudzenia wszystkich do składania oszczędności.

Ułatwiony jest pobór oszczędności w najdrobniejszych kwotach. Kontrolę wpłat w sposób nader uproszczony prowadzi się systemem markowym.


Korzystając z uprzejmości Zarządu, zwiedziłem dokładnie Spółdzielnię i szereg jej zakładów pracy.

Zwiedzanie rozpocząłem od zapoznania się z magazynem centralnym, który urządzony jest w Luttre, o trzy stacje kolejowe od Charleroi, w obszernych zabudowaniach na rozległym terenie. Składa się on z budynków na magazyn artykułów spożywczych, na węgiel, garaże, oraz z warsztatów reperacyjnych.

Doskonała komunikacja w Belgii, nic nie przeszkadza temu, aby magazyn oddzielony był od siedziby. Można natomiast wyszukać nań miejsce najwygodniejsze ze względu na potrzeby rozlokowania się.

Praca w składach zorganizowana jest wzorowo i wykonywana sprawnie. Aczkolwiek ruch jest bardzo duży, to zauważyliśmy, że personel nie o wiele jest liczniejszy od personelu naszych spółdzielni; które rozmiarami działalności z Unią Kooperatystów można porównać. Taka sprawność pracy przysparza spółdzielni olbrzymie oszczędności.

Magazyn artykułów spożywczych podzielony jest na działy, każdy dział mieści się w odrębnych salach i ma odrębną obsługę. Ekspedycja towarów zorganizowaną jest w sposób podobny jak w spółdzielni „Dom Ludowy” w Brukseli.

W magazynie przy odpowiednich towarach umieszczone są jednocześnie maszynowe paczkarnie. W dziale kawy urządzona jest palarnia kawy.

Po zwiedzeniu centralnych składów objechaliśmy samochodem szereg sklepów. Była to bardzo przyjemna wycieczka, gdyż przy okazji zwiedziłem niezmiernie interesujący krajobraz górniczo-przemysłowego zakątka Belgii. Cała okolica jest zabudowana. Gęściej niźli u nas wsie spotyka się tu miasteczka i osady fabryczne. Drogi między tymi wyglądają tak, jak ulice podmiejskie, z rzadka zabudowane domami. Okolica z lekka górzysta. Obok gór naturalnych spotyka się też bardzo wysokie góry sztuczne, usypane z żużli i popiołu. Wszędzie, gdzie sięgnąć okiem – widać lasy kominów. Mimo pięknej, słonecznej pogody horyzont przymglony jest pyłem i dymem. Bardzo szaro wygląda ten świat pracy. Brak motywów, które opromieniowałyby tu powszednie życie i budziły w nim radosne uczucia.

Mniej więcej w każdej z takich osad fabrycznych znajduje się filialny sklep spółdzielni. Sklepy te zagospodarowane są na dość szeroką skalę. Asortyment ich obejmuje towary spożywcze, naczynia oraz materiały łokciowe z zakresu najpotrzebniejszych. Dla materiałów wybredniejszych w każdym sklepie znajdują się próbki i okazy, podług których członkowie mogą zamawiać dla siebie towary z magazynu centralnego i z bazaru, które to towary otrzymują przy najbliższej ekspedycji. Jest to uproszczony sposób obsługi. Członkom zaoszczędza się czasu i wydatków na wyjazd do odległego miasta. Spółdzielnia zaś nie potrzebuje więzić kapitału, aby zapasy towarów w każdym sklepie trzymać w większym wyborze.

Urządzenie sklepów wszędzie proste – mniej więcej podobne do przeciętnego typu sklepów prywatnych.

W Souvret zwiedzałem jeden z gmachów spółdzielni, który wielce wyróżnia się spośród dotychczasowych powszechnych typów. Jest to budynek, niewielki rozmiarami, lecz o pięknej konstrukcji, ozdobiony kolumnami, na których nad szczytem domu wznoszą się dwa piękne posągi symbolizujące tryumf pracy. Front budynku na wysokim parterze cały oszklony – tak że na widoku mamy wnętrze sklepu. Sklep ten urządzony prosto, w sposób taki, jak, moim zdaniem, powinien być urządzony społeczny magazyn podziału dóbr – w niczym nie przypomina on reklamującego się interesu handlowego.

Na piętrze budynku znajduje się śliczna sala zebrań; obok nader bogata biblioteka.

Z objaśnień, jakie udzielił mi przewodnik, dowiedziałem się, że w Souvret dawniej była samodzielna spółdzielnia, która prowadziła bardzo ożywioną działalność społeczną. Dzięki temu spółdzielnia pozyskała dla współpracy cały miejscowy ogół ludu pracującego. Członkowie tak dalece przywiązali się do spółdzielni, że każdy z własnej inicjatywy zabiegał o przyczynienie się do jej rozwoju. Wystawienie domu własnego było radością dla wszystkich. Toteż nic dziwnego, że wszyscy zabiegali o to, aby dom był najpiękniejszy.

Od niedawna spółdzielnia w Souvret połączyła się z Unią Kooperatystów w Charleroi. Jeżeli krótkotrwałe odwiedziny mogą upoważnić nas do wyjawiania spostrzeżeń, to musimy powiedzieć, że połączenie dla społecznej strony pracy wyszło na złe. Przewodnicy moi stwierdzają, że obecnie zainteresowanie sklepem, domem ludowym, a nawet biblioteką jest mniejsze, niż było dawniej, za czasów samodzielności spółdzielni.

Dzisiaj kierownictwo sprawami filii całkowicie należy do zarządu centralnego połączonej spółdzielni w Charleroi. W dniu odwiedzin w Souvret trafiłem na prace niewielkiego remontu, jakie przeprowadzała administracja połączonej spółdzielni. Przeróbkami tymi wprowadza się cały 4 szereg urządzeń, jakie widzieliśmy w innych sklepach. Zdaniem naszym poprawki te niepotrzebnie upodobniają lokal spółdzielni do zwykłych, powszechnie widzianych, sklepów.

Schematyzacja, wprowadzona przez centralizację – występuje tu bardzo wyraźnie. Po losach spółdzielni w Souvret widzimy, jak takie schematyzowanie w pracy spółdzielczej szkodliwe jest dla rozwoju lokalnego samorządu gospodarczego i dla wychowania społecznego mas.

Działy gospodarcze Spółdzielni nie są systematycznie rozłożone, a to z tej racji, że gospodarka Unii Kooperatystów w jej obecnych rozmiarach utworzoną została z połączeń urządzeń gospodarczych oddzielnych spółdzielni. Dlatego też poszczególne działy gospodarstwa są rozrzucone. Główne składy towarowe są w miasteczku Luttre, piekarnia znajduje się w Couillet, browar w Souvret. Wszystkie te miejscowości mają oddzielne punkty kolejowe. Dla pracy jest to wielce niedogodne, dlatego też zarząd spółdzielni obecnie stara się cały mechanizm gospodarczy skonsolidować: w tym celu przedsiębiorstwa położone w najlepszym punkcie rozbudowuje się, zaś tego samego rodzaju przedsiębiorstwa przyłączających się spółdzielni likwiduje się. Tak postąpiono z piekarniami, których zamknięto już cztery po dawniej samodzielnych spółdzielniach.

W sklepach spółdzielni i w gospodach, które zwiedzałem przez cały dzień, uwagę moją zwrócił zbyt mały ruch. Przyczynę tego tłumaczę specjalnymi warunkami pracy, jakie w spółdzielni zostały przyjęte. Warunki te są typowe dla większości spółdzielni belgijskich.

Każdy sklep spółdzielni posiada swego zarządzającego, którego obowiązki odpowiadają obowiązkom naszych sklepowych. Zarządzający za swoją pracę pobiera umówiony procent od obrotu – posiada przy tym zagwarantowane minimum pensji, które mu się wypłaca, gdy procent od obrotu uczyni mniejszą sumę. Gdy ruch w sklepie jest bardzo duży i jedna osoba obsłużyć kupujących nie może, sklepowy obowiązany jest zaangażować pomoc, którą opłaca z pobieranego procentu. Zarząd Spółdzielni nie wtrąca się do tego, kogo i na jakich warunkach sklepowy zaangażuje.

Tego rodzaju rozstrzygniecie kwestii pracowniczej jest nieodpowiednie zarówno ze względów zasadniczych jak i praktycznych. Angażowanie pomocy przez sklepowych wprowadza stosunki najmu (a tym samym i wyzysku) na rzecz osób prywatnych, co spółdzielnie w ogóle, a tym bardziej socjalistyczne spółdzielnie belgijskie powinny zwalczać.

Spółdzielnie belgijskie zaprowadziły u siebie stosunki podnajmu prawdopodobnie dlatego, aby uprościć sobie kwestię budżetu i nie wglądać w zbyt dalekie szczegóły kosztów i porządków sklepu.

Jak dalece tego rodzaju uproszczenia sobie kwestii budżetowych i administracyjnych jest szkodliwe, świadczą fakty, które zaobserwowaliśmy podczas zwiedzania sklepów spółdzielni w Charleroi i innych spółdzielni. Sklepowy otrzymując wynagrodzenie nieregularne z procentów od obrotu, stara się dochody swe jak najbardziej powiększyć. W tym celu mimo potrzeby nie angażuje pomocy, lecz pracuje przy dorywczej pomocy członków swej rodziny najczęściej żony i dzieci – osób zawodowo do pracy nieprzygotowanych. Większość sklepowych z takiego układu stosunków wyprowadza jeszcze dalej idące wnioski – a mianowicie pracę w sklepie pozostawia rodzinie, a sami szukają dorywczego zarobku poza spółdzielnią. Sklepy więc pozostają bez opieki. Ponieważ nie ma w nich nikogo, kto za zadanie swoje uważałby rozbudowę sklepu, ożywienie go, jako ogniwa organizacyjnego spółdzielni, skupienie w nim spraw gospodarczych wszystkich członków – to sklepy spółdzielni wydają się taką samą martwą instytucją jak zwykłe sklepy prywatne. Wieje z nich chłód, który bynajmniej nie ujmuje członków.

Obserwowałem następujące charakterystyczne sceny w sklepach spółdzielni. Kupujący skoro wchodzi, zastaje sklep pusty – dopiero po chwili zza szafy leniwym krokiem wychodzi sklepowy i z miną, w której niedwuznacznie uwidacznia się niezadowolenie, pyta się, czego jegomość sobie życzy. Na wymienione żądanie podaje towar albo lakonicznie odpowiada, że nie ma. Kupujący, milcząc, płaci i wychodzi cichaczem zdetonowany, jakby wszedł tam, gdzie nie trzeba i komuś niechcący przeszkodził. Atmosfera bynajmniej nie jest zachęcająca do częstego odwiedzania sklepu.

Wstąpiliśmy do jednej z gospód. Dłuższy czas czekaliśmy na gospodarza, który pracował przy warsztacie rzemieślniczym, jaki założył sobie. Gdy przyszedł, leniwie podał nam piwa (innych napojów w gospodzie nie było) a następnie z niecierpliwością czekał, abyśmy się wynieśli.


Spółdzielnia „Unia Kooperatystów” w Charleroi jest kolosem. Kolosalność jej jednak powstała nie z naturalnego rozrostu, lecz z mechanicznego narzucenia z zewnątrz materiału. Stąd też nie wszystko tam jest dopasowane i konstrukcyjnie wykształcone.

Siłą rozwojową spółdzielni jest idea koncentracji. Jest jednak charakterystyczne, że cały ten proces koncentracji powstaje od góry; cokolwiek w tym zakresie zostało zrobione, pochodzi z inicjatywy czynników zewnętrznych – Związku, który podał ideę koncentracji i zarządu, który ją przeprowadza – inicjatywy członków brak.

Ze sprawozdań wynika, że w spółdzielni wre gorączkowa praca. Zarząd z nadzwyczajną energią dąży do rozbudowy spółdzielni, do zakładania coraz to nowych działów. Po zanalizowaniu sprawozdań i publikacji zarządu zauważamy, że czyni się to przede wszystkim dlatego, aby szybkością rozwoju zaimponować na zewnątrz. Chodzi o wykazanie racji bytu zasady koncentracji. Dlatego wznowienie każdego nowego działu pracy mocno się reklamuje i jednocześnie wykazuje się, że spółdzielnia zjednoczona szybciej się rozwija, większe przysparza korzyści od tych, które do koncentracji nie przystąpiły. Temu zadaniu podporządkowana jest również i propaganda.

W pracy spółdzielni już daje się zauważyć cały szereg objawów szkodliwych, a nawet niebezpiecznych, spowodowanych tym, że zarząd większą uwagę zwraca na efekty zewnętrzne niż na proste i logiczne rozbudowywanie gospodarki zgodnie z potrzebami członków. Przede wszystkim gorączkowość, z jaką pracę się tu prowadzi, wywołuje cały szereg braków technicznych, ponieważ nim zostanie osiągniętą doskonałość w jednym dziale, zarząd angażuje się w nowe prace. Stąd liczne załamania w gospodarce, co uwidacznia się w sprawozdaniach za każdy rok. W każdym bowiem roczniku zarząd tłumaczy się z tego, że któryś z działów przyniósł pewne straty lub że obroty jego zmniejszyły się. Władze obiecują na dział ten zwrócić szczególną uwagę. W następnym roku dział ten poprawia się, za to braki okazują się gdzie indziej. Jest to charakterystyczny objaw, że produkcja piekarniana w okresie 1921, 22 i 23 roku stale się zmniejsza, a w ostatnim roku piekarnia dała straty. Również bardzo skąpo finansowo przedstawia się rezultat prowadzenia gospód. Sale zebrań, eksploatowane jako kinematografy, dają straty.

Gorączkowy pośpiech w rozbudowie spółdzielni sprawia, że zarząd niezbyt dokładnie może zorientować się w potrzebach członków i zamiast rozbudowywać działalność ściśle w myśl ich wymagań, niejednokrotnie mija się z tymi.

Niebezpiecznym jest również to, że rozbudowa gospodarki wyprzedza wyrobienie społeczne członków. Szereg instytucji powstaje szybciej, niż masy mogą uświadomić sobie ich pożytek. Dlatego też członkowie do spółdzielni i do jej urządzeń odnoszą się jako do czegoś podanego z zewnątrz, co powstało bez ich współudziału. Z tego powodu nie uświadamiają sobie istotnego znaczenia, jakie spółdzielnia dla ich bytu gospodarczego posiada, ani też roli, jaką oni w spółdzielni powinni odgrywać. Intensywnie prowadzona propaganda braków tych nie uzupełnia, gdyż tylko oświetla korzyści, jakie członkowie ze spółdzielni mogą osiągnąć, zaś zbyt mało mówi o ich prawach i obowiązkach.

Jolimont – Spółdzielnia „Postęp”

Z Charleroi udałem się do pobliskiej miejscowości, odległej o 4 stacje kolejowe – do Spółdzielni „Postęp” (Au Progres) w Jolimont (czytaj Żolimą).

Jolimont jest malutkim miasteczkiem – coś w rodzaju osady w przemysłowej okolicy Belgii. O dwa kilometry od Jolimont znajduje się duże miasto La Louvière, które jest centrum gospodarczym okolicy i stolicą zarządu administracyjnego prowincji.

Dziwnym więc może się wydawać, że osada Jolimont, a nie pełna stołecznych ambicji La Louvière, stała się siedzibą wielkiej spółdzielni, założonej przez robotników pod hasłem postępu. Zrządził to przypadek, że w Jolimont zebrało się kilka dzielnych jednostek, które podjęły inicjatywę założenia spółdzielni.

Spółdzielnia „Postęp” w Jolimont należy do pionierów i weteranów ruchu belgijskiego. Założona została w roku 1880 przez grupę miejscowych robotników z Teofilem Masartem – robotnikiem kowalskim – na czele. Masart był to człowiek o nieskazitelnym charakterze, zamiłowany w pracy ideowej. Wszelkie wolne od zajęć zarobkowych chwile poświęcał on pracy nad podniesieniem mas proletariatu. Pełna ofiarności uczynność i prawość zyskały mu popularność i posłuch u szerokich mas ludu pracującego. Popularność ta równocześnie była powodem zawiści, jaką doń żywił cały szereg ambitnych jednostek, goniących za karierą przywódcy mas. Zawiści do osoby Masarta rozszerzane były na jego pracę, a w największym stopniu na spółdzielnię. Z tego powodu spółdzielnia od początku swego założenia musiała pokonywać cały szereg trudności z powodu wewnętrznych walk, nieustannie grożących jej rozłamem.

Niezależnie od wewnętrznych niesnasek spółdzielnia od momentu swego powstania musiała staczać walki z wrogami zewnętrznymi w postaci zorganizowanego kupiectwa prywatnego i sympatyzującej z nim koterii drobnomieszczaństwa, które tu, wobec zacofania oddalonej prowincji, było silniejsze i butniejsze niż w miastach o stołecznym charakterze, jako to w Brukseli lub Gandawie. W Jolimont wrogowie kooperacji nie cofali się nawet przed intrygami i niecnymi insynuacjami. Sposoby, do jakich uciekali się w walce przeciwko spółdzielni, charakteryzuje następujący epizod:

W piątym roku istnienia spółdzielni jeden z pracowników spółdzielni, wydalony za przekroczenie, oskarżył Masarta i buchaltera spółdzielni przed prokuratorem, twierdząc, że ludzie ci dopuścili się nadużyć. Prokurator wszczął śledztwo w bardzo ostrej formie, połączone z chwilowym aresztem oskarżonych, następnie wytoczył sprawę. W czasie śledztwa posypały się zarzuty, powtarzane w pismach, jak i w specjalnych broszurach i odezwach. Oskarżono, że majątek spółdzielni został rozkradziony – starano się wobec ogółu zohydzić kierowników spółdzielni, twierdząc, iż ci pod różnymi postaciami pobierali nadmierne wynagrodzenie, ze szkodą mas ludu pracującego. Wydawano odezwy nawołujące do wystąpienia ze spółdzielni. Tymczasem wyrok sądowy uniewinnił oskarżonych – okazało się bowiem, że całe oskarżenie było intrygą wywołaną przez prywatne przedsiębiorstwo piekarniane pod nazwą „Dobre Ziarno”, które wykorzystało zawiść wydalonego pracownika, aby przez niego przeprowadzić intrygę.

Intrygi pośredników zmierzające do poderwania zaufania do spółdzielni nie powiodły się; wywołały nawet odwrotny skutek. Nieustanne napastowanie spółdzielni zwróciło na nią uwagę całego ogółu. Ciekawość pobudzała wszystkich do zapoznawania się z jej zadaniami i pracą. Każdy sam chciał się przekonać, czy czynione spółdzielni zarzuty są słuszne. Skoro zaś wychodziło na jaw, że zarzuty i potwarze rzucane były w złej wierze, spółdzielnia zyskiwała coraz szerszą i szczersza sympatię. Liczba członków bez specjalnego przymusu z roku na rok wzrastała.

Jak dalece zaciętą była walka, świadczy następujący fakt: robotnicy po pracy zbierali się często w prywatnych gospodach, aby tam swobodniej pogwarzyć o swoich sprawach spółdzielczych, zawodowych i politycznych. Mieszczaństwo, zorientowawszy się, że takie częste porozumiewanie się robotników ułatwia im organizowanie się i uświadamianie, postanowiło akcję tę im utrudnić. W tym celu namówili oni właścicieli restauracji, aby ci w zakładach swych nie pozwolili zbierać się „socjalistom” i „kooperatystom” i nie pozwolili im na urządzanie tam agitacji. Te prześladowania wyszły tylko na dobro spółdzielni. Skoro jej członkom zabroniono zbierać się w lokalach prywatnych, zarząd wpadł na pomysł założenia własnej gospody, w której członkowie mogliby spędzać czas po pracy i naradzać się nad swoimi sprawami organizacyjnymi. Ponieważ na razie mało było środków na otwarcie gospody na własny rachunek – zaradzono w ten sposób, że od jednego z właścicieli gospód wynajęto jego zakład.

Tak powstał pierwszy w Belgii tak zwany „Dom Ludowy” (Maison du Peuple). Za przykładem Jolimont poszły inne spółdzielnie (w Brukseli i Gandawie) i instytucja domów ludowych rozpowszechniła się na cały kraj.

Obrazek ten charakteryzuje, jak dalece krótkowzroczne jest mieszczaństwo w swej żarliwości zwalczania spółdzielczości: – szukając środków dla jej zabicia – wskazywało jej drogę dla obejmowania nowych dziedzin pracy i pobudzało do tym intensywniejszego rozwoju.


W życiu spółdzielni przyjął się charakterystyczny zwyczaj wybierania pracowników przez powszechne głosowanie członków. Spółdzielnia za punkt honoru przyjęła zasadę wynagradzania pracowników lepiej, niż to czyniły przedsiębiorstwa prywatne. Wobec tego stanowiska w spółdzielni zaczęto traktować jako zaszczyt i nagrodę. O nagrodę tę trzeba było się ubiegać drogą zasług poniesionych na polu pracy społecznej dla dobra proletariatu. Otrzymywali ją ci, którzy się zasłużyli w pracy na polu zawodowym lub politycznym, lub ci, którzy za swe wystąpienia w obronie ogółu robotników prześladowani byli przez przedsiębiorców. A o tym, komu nagroda się należy, decydowało powszechne głosowanie członków spółdzielni.

Kandydatów na wakującą posadę w spółdzielni miały prawo wystosować tylko instytucje i organizacje robotnicze, które jako osoby prawne były jej członkami. Zarząd spółdzielni kandydatów tych ogłaszał i przeprowadzał powszechne głosowanie. Każdy członek miał prawo powiedzieć, za kim głosuje. Takie głosowanie wzbudzało olbrzymie zainteresowanie, członkowie brali w nim udział kilkakrotnie liczniejszy niż w walnych zgromadzeniach spółdzielni. Zdarzały się wypadki, że w takim głosowaniu brało udział około 10000 członków, a zwykły rozwoziciel chleba został wybrany na swe stanowisko ilością 3484 głosami [3].

Zwyczaj powszechnych wyborów pracowników był doniosłym czynnikiem propagandystycznym. Rolę tę spełniał on podwójnie – raz bezpośrednio, ponieważ zwracał uwagę ogółu na spółdzielnię – drugi raz pośrednio, przez instytucje, które korzystały z prawa wystawienia kandydatur. Instytucje te (związki zawodowe, organizacje kulturalno-społeczne) prawo to wysoce ceniły ze swych względów agitacyjnych. Zainteresowane one były w tym, aby posad w spółdzielni było jak najwięcej – więc powagą swoją usilnie rozwój spółdzielni popierały.


Zapał ideowy, podsycany atmosferą nieustannej walki, jaką spółdzielnia od chwili swego powstania z wrogami staczać musiała, zrodził w niej żywotność i tężyznę organizacyjną. Powaga spółdzielni rozszerzała się na coraz to dalsze okolice, a wraz z powagą rosła jej organizacja.

O szybkości rozwoju spółdzielni „Postęp” w Jolimont i rozmiarach jej zdobyczy świadczą następujące dane:

W roku 1924 spółdzielnia liczyła 53 000 członków. Cyfra ta jest dowolna. Oznacza ona raczej ilość przyjętych członków od momentu jej założenia. Ale gdyby nawet przyjąć, że w ciągu lat 40 połowa wystąpiła bądź umarła – to i tak otrzymamy poważną liczbę członków czynnych.

Spółdzielnia swymi wpływami organizacyjnymi obejmuje 54 gminy sąsiadujące, liczące razem przeszło 133 000 mieszkańców, którą to ludność w przeważającej części zaopatruje w chleb.

Spółdzielnia jako zasadniczy dział gospodarstwa prowadzi wielką piekarnię o 12 podwójnych piecach (piece z wysuwanymi rusztami). Obrót ze sprzedaży pieczywa wynosił w 1924 roku 16 000 000 franków, to jest prawie tyle co obrót spółdzielni w Brukseli i w Gandawie razem. Rocznie spółdzielnia produkuje z górą 12 milionów kilogramów pieczywa. Z dumą objaśniono mi, że piekarnia spółdzielni w Jolimont jest największą w Belgii.

Produkcja piekarska w Jolimont nie odczuwa przesilenia, jakie zachodzi w spółdzielniach wielosklepowych. Dzieje się to zapewne dzięki mniej wydelikaconemu smakowi ludzi prowincji. Częściowo przesileniu zapobiega i to, że spółdzielnia obok chleba wypieka w dużej ilości wyroby cukiernicze, które dostarcza członkom do domów wraz z chlebem. Wyższa kalkulacja na ciastkach w znacznym stopniu podnosi dochodowość piekarni.

Poza piekarnią najważniejszym dziełem jest browar, z którego piwo sprzedaje się w 5 gospodach (domach ludowych).

Poza tym spółdzielnia prowadzi dwie apteki, magazyn obuwia, sklep z ubraniami i warsztat krawiecki. Działy te prowadzone są na małą skalę. Sklepów z artykułami spożywczymi spółdzielnia nie posiada.

Dumą spółdzielni jest jej akcja społeczna, która polega na:

1)    pomocy w wypadku choroby, nieszczęśliwych przypadków i bezrobocia, oraz

2)    ubezpieczeniu emerytalnym na starość.

Pomoc na wypadek choroby polega na tym, że członkowie w jednym z lokali spółdzielni w dni oznaczone otrzymują darmo poradę lekarską, względnie karty skierowania do odpowiednich lekarzy specjalistów. W wypadku dłuższej choroby spółdzielnia dostarcza członkowi przez pół roku darmo chleb w porcji wystarczającej dla całej rodziny.

Częściową pomoc bezrobotnym spółdzielnia organizuje w ten sposób, że w wypadkach największego bezrobocia stara się rozszerzać własne inwestycje i przy robotach tych zatrudnia członków bezrobotnych.

Ubezpieczenie emerytalne spółdzielnia przeprowadza na własny rachunek w ten sposób, że co rok wydziela z nadwyżki sumy na fundusz emerytalny. Prawo do emerytury mają ci członkowie, którzy ukończyli 60 lat i stale zaopatrywali się w spółdzielni w chleb i piwo. Wysokość emerytury jest nierówna, co rok określa się zależnie od ilości osób, które do emerytury mają prawo i od wielkości przeznaczonych na ten cel sum.

Działalność ubezpieczeniowa spółdzielni prowadzona jest w formie troskliwej opieki nad członkami. Spółdzielnia stara się jak najbardziej zbliżyć do członków, wejrzeć we wszelkie ich sprawy. W złych okolicznościach nie szczędzi starań, by pomóc – w okolicznościach radosnych uczestniczy w ogólnym weselu. Jako dowód serdecznej życzliwości, jaką spółdzielnia żywi w stosunku do swych członków, przyjął się zwyczaj, że przy okazji każdego wesela (ślubu) lub urodzin rodzinie członka, w której odbywa się uroczystość, spółdzielnia posyła darmo duży tort ze swymi inicjałami.

Spółdzielnia wybitny brała udział we wszelkich dziedzinach pracy społeczno-kulturalnej. Dla swego okręgu pod tym względem odegrała taką samą rolę jak spółdzielnia „Dom Ludowy” w Brukseli lub Vooruit w Gandawie. Akcja kulturalna przejawiła się we wspomaganiu wszelkich przejawów ruchu robotniczego, przede wszystkim zaś organizacji zawodowych, politycznych oraz współdziałaniu w wydawaniu miejscowej prasy robotniczej.

Zasługi spółdzielni dla miejscowego ludu robotniczego ilustrują następujące liczby, odnoszące się do 36-letniego okresu istnienia spółdzielni (1887–1925).

Dąbrowski - tabela 3

Oto taka olbrzymia suma została użyta na pomoc społeczną.

Pomyśleć, co stałoby się z tą kwotą, gdyby spółdzielni nie było? Nie ulega wątpliwości, że ogół spożywców straciłby wówczas znacznie więcej, gdyż pośrednicy, nie hamowani konkurencją, podnieśliby znacznie ceny i drogą wyzysku przywłaszczyliby sobie jeszcze większe sumy.

„Postęp” w Jolimont, jak każda inna spółdzielnia w Belgii, jest dziełem samych robotników i dzisiaj jest dumą całego ogółu miejscowego ludu pracującego.

Dzięki temu, że działalność spółdzielni nie jest skomplikowana – na wielu stanowiskach, nawet na naczelnych, stoją ludzie prości, którzy tylko sumienną pracą rozszerzali zakres swoich kwalifikacji zawodowych.

Fakt, że dotychczasowi kierownicy wyszli z miejscowych szeregów robotników, a następnie świadomość, że każdy robotnik, o ile tylko pozyska zaufanie ogółu, na każde stanowisko w spółdzielni może być powołany – stwarza najsilniejsze więzy przywiązania do instytucji, oraz wzbudza to żywotne przeświadczenie, że spółdzielnia jest własnością ogółu i że w niej zestrzeliły się interesy życia codziennego i ideały przyszłości ludu pracującego.


„Postęp” dla współczesnego ruchu spółdzielczego w Belgii jest już weteranem. Jego powaga weterana przejawia się zarówno w wieku, jak i w tym, że spółdzielnia okresowych walk przeszła zwycięsko i zrealizowała niemal wszystkie zamierzone zadania.

Kierownicy spółdzielni są to jeszcze jej założyciele. Mimo podeszłego wieku nie utracili oni żywości umysłu i wrażliwości na potrzeby nowoczesnego życia. A przede wszystkim z młodzieńczą energią starają się przyswoić spółdzielni nowe wynalazki techniczne. Dowodem tego jest fakt, że pierwsza w Belgii Spółdzielnia „Postęp” w Jolimont zdecydowała się na wielką innowację przebudowy całej piekarni i zaprowadzenia takiego mechanicznego urządzenia, przy którym praca ludzka będzie potrzebną tylko do prowadzenia maszyny, wrzucania mąki z worków i odbierania gotowego już wypieczonego chleba z pieców. Wszystkie pozostałe czynności, a więc mieszanie, zagniatanie, ważenie, wsuwanie do pieca wykona maszyna. Piece przy tym urządzeniu posiadają ruchome ruszty. Na ruszty te z jednej strony wpada ciasto pokrojone na kawałki określonej wagi. Ruszty z naładowanym ciastem przesuwają się do wnętrza pieca ogrzewanego parą za pomocą systemu rur. Po kilkunastu minutach ruszty przesuwają się dalej i z drugiej strony pieca wyrzucają już wypieczone bochenki chleba.

Nowe te instalacje wykończono i w ruch puszczono w 1925 roku.

Zarzucić trzeba, że w dziedzinie organizacyjnej, w dziedzinie rozbudowy całokształtu gospodarstwa społecznego w swoim okręgu spółdzielnia „Postęp” nie jest tak dalece żywotną jak w dziedzinie techniki piekarstwa. Działy gospodarskie spółdzielni, poza piekarstwem, prowadzone są w szczupłych ramach i dorywczo. Nic nie robi się, aby te działy usystematyzować uzupełnić w całość – jak tego zasady społeczne gospodarki spółdzielczości wymagają. Spółdzielnia od dłuższego czasu nic nie robi, aby usuwać pośrednictwo prywatne z innych dziedzin gospodarstwa.

Przyczyn tego zjawiska zdaniem moim należy szukać w tym, że organy kierownicze spółdzielni (rada, zarząd i kierownicy) zajmują ludzie starsi, tj. z tego pokolenia, które tworzyło spółdzielnię. Ludzie ci, przystępując w swoim czasie do działania, zakreślili dla spółdzielni takie zadania, jakich ówczesne stosunki społeczne i gospodarcze wymagały. Zadania te chlubnie spełnili i za to należy im się uznanie. Ale spółdzielnia, jako instytucja społeczna, powołaną jest do tego, aby służyła ogółowi po wszystkie czasy. Nie może więc ona poprzestawać na spełnianiu zadań, jakie warunki życiowe postawiły przed jednym tylko pokoleniem. Musi ona dokładnie wyczuwać potrzeby ogółu w każdym nowym okresie czasu, w każdej nowej sytuacji, potrzeby te zaspakajać i interesów ogółu bronić. Ta czujność spółdzielni, wrażliwość na nowe potrzeby życia jest kardynalnym warunkiem jej żywotności. Tylko przy zachowaniu tego warunku spółdzielnia będzie czynnikiem postępu, będzie się rozwijać i potęgować wraz z nowymi prądami życia, a nie zostanie usunięta poza jego nawias.

Aby warunek ten zachować, spółdzielnia musi utrzymywać ścisły kontakt z młodym, wstępującym w życie pokoleniem. Dzielniejsze jednostki z tego pokolenia powoływać w skład władz i pozwalać tym na jak najszerszy zakres działania. Niech każde takie pokolenie rozwija przez spółdzielnie te zadania, jakich wymagają od życia.

Wspominaliśmy, że spółdzielnia „Postęp” swój zakres pracy ograniczyła prawie wyłącznie do piekarstwa; innych dziedzin gospodarki współczesnej w szerszym zakresie nie poruszała. Ważniejsze z tych zaniedbanych przez „Postęp” dziedzin gospodarczych, a przede wszystkim zaopatrywanie ludności w artykuły pierwszej potrzeby, musiały podejmować inne spółdzielnie, które w okręgu Jolimont specjalnie zakładano. Wszystkie te spółdzielnie wraz z sąsiadującymi dalszymi obecnie połączyły się w jedną wielką organizację z siedzibą w bliskiej La Louviere. „Postęp” w Jolimont do tej akcji konsolidacyjnej odnosi się biernie, z dużą nieufnością, nawet z pretensją, że tworzenie pod bokiem tak wielkiej spółdzielni ubliża chwale, jaka z wieku i z zasług jemu się należy.

„Unia Spółdzielni” (Union des Coopetatives) w La Louvière

Z Jolimont piechotą udałem się do La Louvière, gdzie zwiedziłem drugą nowoczesną spółdzielnię belgijską (typu takiego jak w Charleroi).

Spółdzielnia w La Louvière powstała z połączenia 17 spółdzielni (do roku 1924). Dążeniem jej jest połączenie wszystkich spółdzielni w południowej części Belgii. Cała też energia działania spółdzielni zwróconą jest na akcję konsolidacyjną, którą przeprowadza się nawet z pewną gorączkowością.

Jak dotąd w zakresie koncentracji osiągnięto wielce poważne sukcesy, które ilustrują następujące dane, odnoszące się do sprawozdania za rok 1924:

Spółdzielnia liczyła 22 500 członków, utrzymywała ona 165 sklepów, w których osiągnęła obrót 37 690 000 fr. oraz utrzymywała 28 domów ludowych. Spółdzielnia w różnych punktach swego okręgu prowadzi 4 piekarnie (wszystkie odległe od Jolimont), których produkcja wynosiła 7 000 000 fr. Poza tym z działów wytwórczych spółdzielnia posiada 3 cukiernie, 2 browary, 1 fabrykę likierów (?), 1 fabrykę sabotów (drewniane trepy), 1 mydlarnię, eksploatuje we własnej posiadłości źródło wody leczniczej, utrzymuje 3 wielkie składy i jeden olbrzymi bazar z artykułami męskiej i damskiej konfekcji.

Z powodu, że spółdzielnia rozszerzała się przez skupianie innych, a nie drogą rozwoju wewnętrznego, jej organizacja jest nieskonsolidowana, a nawet rozstrzelona. Oto fakty: działalność spółdzielni rozszerzona została na olbrzymi teren, który organizacyjnie nie został opanowany, a nawet opanowany jest przez inne spółdzielnie. Jak dalece bezplanową jest organizacja, świadczy fakt, że Unia posiada sklepy w 83 gminach, a członków liczy tylko w 32 gminach.

Spółdzielnia, jako kompleks przedsiębiorstw gospodarczych, jest kolosem. Kolosalność ta wytworzoną została mechanicznym nagromadzeniem przedsiębiorstw, z których nie wszystkie pozostają w logicznym związku z zadaniami spółdzielni (np. fabryka likierów, eksploatacja wody mineralnej). Stan ten jest niewygodny z tego jeszcze względu, że spółdzielnia, łącząc się, po organizacjach drobnych przyjmowała przedsiębiorstwa, urządzone w ramach szczupłych i niedostosowane do warunków pracy w wielkiej instytucji. To obniża wydajność pracy.

O tym, że siła gospodarcza spółdzielni polega nie na rozciągłości jej terenu i różnorodności przedsiębiorstw, przekonać może następujące zestawienie: Spółdzielnia w La Louvière przy swej nadzwyczajnej ilości sklepów osiągnęła obrót niewiele wyższy od obrotu spółdzielni w Brukseli, bądź od spółdzielni w Gandawie, aczkolwiek pierwsza 3 razy (56), a druga bez mała 4 razy (43) ma mniejszą ilość sklepów.

W gospodarce spółdzielni w La Louvière wyraźnie uwidoczniły się złe strony centralizacji. Zwiedziłem kilka sąsiadujących z sobą sklepów, położonych w śródmieściu i na jego krańcach. Sklepy te zaopatrzone były w artykuły kolonialne, głównie delikatesy, likiery, wódki i wina. W każdym z nich znajdowała się duża ilość materiałów łokciowych, a następnie galanterii, porcelany, figurek, naczyń, piecyków kaflowych itp. Artykuły te dłuższy czas leżą bez zbytu, a uwięziony w nich kapitał nie rentuje. Sklepy pozostawione bez opieki – pracowników sklepowych nie ma – zastępują ich w wydawaniu towarów żony bądź córki, które do kupujących odnoszą się w sposób niesympatyczny (objaw taki sam jaki spotkaliśmy w Charleroi). Dziwnym zbiegiem okoliczności sklepy były puste. Personel tłumaczy to zjawisko w sposób prosty – że w tych stronach mało jest socjalistów, a ogół kupuje przeważnie w sąsiedniej kooperatywie katolickiej. Z ciekawości zajrzałem i do jej sklepu – był on mniej wykwintnie urządzony, lecz za to obficie zaopatrzony przede wszystkim w artykuły pierwszej potrzeby – mąkę, kaszę, a częściowo i jarzyny. Towary te też ściągają większą ilość kupujących.

Gospodarka Unii Kooperatyw w La Louvière, której niepewne wyniki ilustrują nawet sprawozdania, wyraźnie obrazuje, jak wiele niebezpieczeństwa kryje w sobie system centralistyczny w spółdzielczości. Tu widać, że z powodu rozszerzonej i skomplikowanej budowy organizacyjnej kierownictwu trudno jest dostosować się do zróżniczkowanych potrzeb ludności i opanować różnolity aparat gospodarczy.

Paturage

„Unia Spółdzielców okręgu Borinage” (Union des Coopérateurs Borains)

Jest to spółdzielnia prowincjonalna, odległa o kilka stacji od La Louvière. W Związku Spółdzielni w Brukseli p. Servy zaznaczył, że jest to stowarzyszenie drobne, nie odznacza się niczym nadzwyczajnym – tak że zdaniem jego zwiedzać nie warto. Taką samą opinię o spółdzielni w Paturage wypowiedziano mi w Charleroi i w La Louvière. Tam Paturage (czytaj Patiuraż) przedstawiono mi w jeszcze gorszym świetle, twierdząc, że ludność miejscowa jest zacofana, społecznie nieuświadomiona i dla zamiłowania do partykularyzmu (zaściankowego trybu życia) przeciwstawia się solidarnym posunięciom ruchu spółdzielczego.

Wobec tego rodzaju opinii uprzedzony byłem do spółdzielni w Paturage i wyjechałem tam tylko dlatego, że nie miałem co robić z czasem.

Jakże miłego doznałem na miejscu zawodu. Poznałem bowiem spółdzielnię, którą moim zdaniem należy zaliczyć do wzorowych.

„Unia” w Paturage jest spółdzielnią typu nowego, powstała z połączenia miejscowych 13 spółdzielni (do roku 1924). W jej systemie organizacyjnym w porównaniu do innych spółdzielni jest ta zasadnicza różnica, że skupiła ona spółdzielnie drobne w swoim okręgu, opanowała ten okręg całkowicie i nie wybiega poza jego ramy. Ta terytorialna zwartość organizacji zdecydowała, że spółdzielnia pod względem społecznym i gospodarczym zdobyła wyższość nawet nad tak wielkimi rozmiarami kooperatywami, jakie są w Charleroi i La Louvière.

Przede wszystkim tu miło uderza to, że w każdej placówce spółdzielni na pierwsze miejsce wysuwa się ogół spożywców, natomiast niknie niemal zupełnie element urzędniczy.

Zwiedzamy biuro – jest to lokal niewielki, lecz miły, swojski; nic tu nie wprowadza sztywnego nastroju kantoru i szablonu pracy. Zaledwie kilku pracowników, każdy z nich wykonuje pracę posiadającą bezpośrednią styczność z życiem zewnętrznym. Warunki takie wywołały odpowiedni wpływ na ich światopogląd – z krótkiej rozmowy przekonałem się, że wszyscy doskonale pojmują zadanie spółdzielni, pracy są oddani ze szczerym zapałem, a wykonują ją z dużym przejawem inicjatywy twórczej.

Sklepy spółdzielni wielce różnią się też od tych, jakie dotychczas widzieliśmy. Są mniej wykwintne, lecz urządzone w obszernych lokalach czysto i wygodnie. Nie widać w nich czekolad i ananasów, lecz za to mąka, kasze, pieczywo i jarzyny rzucają się w oczy. W sklepie każdym tłok – przeważnie kobiety zakupują pełne kosze. Czterech pracowników zręcznie się uwija.

Przeszliśmy do domu ludowego (gospody). I tam ciżba mimo rujnacji, spowodowanej robotami nad odnowieniem gmachu. Skoro do gospody wszedł kierownik, który mnie oprowadzał, znaczna ilość obecnych przystąpiła niezwłocznie do niego i poczęła się wypytywać o sprawy spółdzielni. Zainteresowanie wprost niebywałe.

Chociaż „Unia Kooperatyw” w Borinage rozpościera się na niewielkim obszarze – nie posiada tak rozległych działów gospodarstwa jak inne (z produkcji posiada wyłącznie własną piekarnię), lecz za to działalność swą rozwija w sposób intensywny. Liczy ona 10 284 członków w zwartym okręgu 16 gmin, prowadzi 29 sklepów, piekarnię i 15 gospód. Obrót ze sprzedaży w sklepach wynosił w r. 1924 z górą 12 336 000 fr.

Miarą intensywności pracy spółdzielni jest porównanie obrotów na jeden sklep, który tu jest najwyższy, bo wynosi 414 000 fr. na jeden sklep, gdy tymczasem w spółdzielni La Louvière obrót ten wypada tylko 162 000 fr.

Spółdzielnia podjęty przez siebie proces konsolidacji uważa za zakończony, o szerszej ekspansji terytorialnej nie myśli, natomiast czyni energiczne zabiegi, aby wewnątrz całość swej gospodarki racjonalnie rozbudować. Sklepy przenosi się do odpowiednich punktów, przeważnie do własnych siedzib, urządza się je wzorowo, wygodnie i estetycznie. Przebudowuje się również piekarnię, dostosowując ją do nowych wymagań techniki.

Jest to dodatni objaw, że pracami rozbudowy spółdzielni żywo interesuje się ogół członków, a nawet w pracy tej pomaga. Oto charakterystyczny szczegół: wśród towarzystwa, jakie zastaliśmy w gospodzie, niezwłocznie potoczyła się rozmowa o pracach spółdzielni. Zapytywano się, co i jak daleko zostało posunięte. Zaczęto się naradzać, jak ma być urządzona i upiększona gospoda. Następnie gromadnie poszliśmy obejrzeć stan robót przy restauracji sali zebrań. Zauważyłem, że robi się przygotowania do artystycznego upiększenia sali rzeźbami i obrazami apoteozującymi ideowe dążenia klasy pracującej.

Aczkolwiek na zwiedzanie innych spółdzielni poświęcałem więcej czasu, to cały czas mogłem tam obcować tylko z pracownikiem, którego na przewodnika mi wyznaczono. W Paturage wizyta moja wypadła dziwnie bezceremonialnie. Toteż tu poznałem pracowników, władze i członków. Zauważyłem, że wszyscy przejęci są szlachetną dumą twórczą. Chcą zagospodarować się w spółdzielni tak, aby wszystko było jak najlepiej i na zewnątrz pokazać, że sami rzecz wielką stworzyć mogą. Ambicja ta podniecaną jest przez nieprzychylny stosunek do spółdzielni sąsiedniej w La Louvière, która gwałtownie zamierzała przez pewien czas opanować ten okręg i przyłączyć go do swej organizacji. Zamiary te popierał nawet Związek Spółdzielni. Fakty te tłumaczą uprzedzenia, z jakimi przedstawiono mi opinię o spółdzielni w Borinage.

Spółdzielcy w Borinage wykazali, że sami najlepiej potrafią się rządzić i gospodarować. Tym, co dokonali, zwrócili na siebie uwagę, wobec czego Związek zaniechał już narzucania im swoich planów koncentracyjnych i w swym piśmie obecnie opisuje spółdzielnię z uznaniem.

Ostenda

Następnego dnia po wizycie w Paturage nie mogłem wykorzystać dla celów spółdzielczych, gdyż był to dzień świąteczny. Dla zabicia nudów wolny czas poświęciłem turystyce. W Belgii sposobności do tego jest bardzo dużo.

Na dworcu przeczytałem ogłoszenie, że w niedziele rano w różnych kierunkach wychodzą specjalne pociągi „dla przyjemności”. Wycieczka takim pociągiem tam i z powrotem kosztuje tyle co przejazd zwykły w jedną stronę. Na dworcach nawet zarząd kolei sam wywiesza ogłoszenia ilustrowane z widokami piękniejszych okolic kraju, pragnąc zachęcić publiczność do wycieczek.

Jest to nadzwyczajne ułatwienie, gdyż w święto każdy w mniejszym lub większym towarzystwie może wyjechać na wycieczkę na cały dzień. Aby korzystać z ulgi biletowej, nie trzeba zbierać aż 30 osób, jak to jest u nas.

Skorzystałem więc z okazji i za 8 franków (2 złote polskie pełnej wartości) pojechałem do Ostendy, aby zwiedzić belgijskie morze.

Mimo że pociąg był wielki – dwa razy dłuższy od normalnego – i że odchodził o 5 rano – zastałem go już zupełnie przepełniony. Towarzystwo przeważnie ze sfer robotniczych.

Aczkolwiek za tanie pieniądze pociąg mknie jak kurier burżujski bez zatrzymania aż do miejsca przeznaczenia. Jazda trwa 3 godziny.

W Ostendzie na stacji miałem sposobność zorientować się, jak wielki tłum ludzi wyszedł z pociągu. Ponieważ takich pociągów wyjeżdża kilkanaście, można więc przypuszczać, że na święto stolica się wyludnia.

Podziwiać też musiałem swobodne zachowanie się wycieczkowiczów, którzy niczym się nie krępowali w objawianiu swej radości i wesela. Zewsząd słychać okrzyki, śpiewy, muzykę. Zamęt trwa niedługo. Szybko formują się grupy i rozchodzą się w różne strony. Każda niemal grupa posiada z kilku instrumentów orkiestrę i maszeruje przy dźwiękach muzyki. Widać nawet towarzystwa poprzebierane w kostiumy bardzo oryginalne, bo z papieru, co w zabawie nie przeszkadza. Każda grupa maszeruje na czele ze znakiem zatkniętym na drzewcu. Ze znaków rozpoznałem, że jest tam też kilka wycieczek zorganizowanych przez związki towarzyskie bądź przez sekcje śpiewacze, dramatyczne i rozrywkowe przy spółdzielniach spożywców. (Sekcje takie w pewnym stopniu odpowiadają naszym kołom oświatowym).

Z zadowoleniem patrzyłem na te zabawy ludowe. Widziałem je po raz pierwszy w Gandawie – tydzień temu – gdyż trafiłem tam na miejscowe święto ludowe oraz uroczystości poświęcenia flotylli rybackiej Vooruitu, a następnie w Ostendzie. W jednym i w drugim wypadku zabawy te wypadły wspaniale, jako żywiołowe manifestacje tłumu. Wszędzie nastrój pogody i trzeźwego wesela: ludzie oderwani od żmudnych codziennych zajęć pragną zażyć swobody, nasycić się radością i odetchnąć pełnią życia. Znać, że wytwarzająca się naokół atmosfera wesela upaja wszystkich do tego stopnia, że każdy zatraca poczucie swego odrębnego jestestwa, a napawa się powszechną radością.

Wieczorem widziałem tych samych ludzi, zmęczonych zabawą aż do upadłego. Ale zmęczenie to było tylko przerwą dla procesu przytępienia, jakie w człowieku wywołuje jednostajny tryb życia codziennego. To zmęczenie ciała było odpoczynkiem dla znużonego ducha.

Jakże mizernie w porównaniu do tych wybuchów radości wyglądają u nas majówki do podmiejskich okolic. Chociaż z natury jesteśmy weselsi od Belgów, to jednak dlatego, że tego nie okazujemy, że wesołości i radości wobec siebie nie manifestujemy, życie u nas wydaje się być przygnębione, a przygnębienie to bardziej męczy niż najcięższa praca. Radości i wesołości wymaga zdrowie natury ludzkiej. W radości odnajdujemy swobodę i siłę życia, dlatego jest ona konieczną dla zdrowia społecznego.

Troszcząc się więc o zdrowie społeczne, o tężyznę ruchu, spółdzielnie nasze, jako instytucje powołane do wychowania społecznego ludu, powinny troszczyć się o to, aby ludowi pracującemu ułatwić spędzanie odpoczynku w radości i weselu.


Następny dzień zeszedł mi na wyrabianiu formalności paszportowych dla powrotu do kraju. W konsulacie niemieckim w Brukseli zastałem już szereg interesantów. Skoro przygotowując papiery, pokazałem okładkę paszportu – szereg osób prawie że jednocześnie zagadnęło mię po polsku. Okazało się, że większość interesantów konsulatu byli to polscy robotnicy, którzy powracali do kraju z robót we Francji i Belgii. Ci, co byli w Belgii, twierdzili, że dostali się tu z Francji, skąd uciekli przed nadmiernym wyzyskiem.

W Belgii przebywa dużo polskich robotników. Z rozmów, jakie prowadziłem ze spółdzielcami belgijskimi, przekonałem się, że stosunki wzajemne nie są sympatyczne. Belgijscy socjaliści oburzają się na Polaków, że wstępują do „żółtych związków” (katolickich). Na zapytanie, dlaczego czerwone związki nie starają się ich zjednać, otrzymałem wymijające wyjaśnienia, z czego można było wywnioskować, że związki te nieprzychylnie ustosunkowują się do polskiej imigracji zarobkowej, gdyż ta stwarza im dużą konkurencję. Robotnicy polscy, jako zdolni pracownicy, przez przedsiębiorców są poszukiwani.

Świadczy to, że robotnik polski posiada wiele wartości, które doceniane są dopiero za granicą. Musimy zabiegać o to, aby wartości te wyzyskać w kraju, wówczas polscy robotnicy nie będą narażać się ludowi pracującemu innych krajów.

Liége

Unia Spółdzielcza „Union Coopérative”

W drodze powrotnej zatrzymałem się jeszcze w Liége, które to miasto jest obecnie siedzibą największej w Belgii kooperatywy, a nawet pod względem obszaru, jaki obejmuje, prawdopodobnie największej w świecie.

„Unia Spółdzielcza” w Liége organizację swą rozciąga na obszar przeszło trzeciej części Belgii. W roku 1924 liczyła ona 63 600 członków. Działalność gospodarczą prowadzi bardzo rozległą. Posiada 258 sklepów dla sprzedaży detalicznej artykułów spożywczych, jeden olbrzymi bazar ze sprzedażą wszelkich artykułów – bazar rozmiarami budynku i zaopatrzeniem większy od tych, jakie widziałem w innych spółdzielniach. Niezależnie od bazaru, który założono w r. 1922, spółdzielnia prowadzi dawny magazyn gotowych ubrań.

Poza działami sprzedaży spółdzielnia utrzymuje 91 domów ludowych, 14 piekarń i 23 różnych zakładów.

Większość wytwórni skoncentrowana jest w Micheroux – miejscowość fabryczna niedaleko Liége. Znajduje się tu 13 zakładów, których wartość produkcji łącznie w roku 1924 wynosiła 10 670 000 fr. Ważniejsze z tych zakładów są następujące:

Dąbrowski - tabela 4

W innych miejscowościach spółdzielnia posiada następujące wytwórnie:

Dąbrowski - tabela 5

W okresie gospodarczym 1924–1925 obrót ze sprzedaży spółdzielni we wszystkich działach wynosił 156 873 000 fr. Gdy sumę tę przeliczyć na złote, to wypadnie 40 000 000 złotych, to znaczy tyle, ile wynosił obrót naszego Związku Spółdzielni w r. 1925.

O rozbudowie gospodarki Spółdzielni świadczy ilość pracowników, która sięga 2100, co stanowi połowę pracowników wszystkich spółdzielni w Belgii.

Rozmiar rozrostu Spółdzielni ilustruje jej bilans, który w ogólnych zarysach przedstawia się na 31 VI 1925 roku, jak następuje:

Dąbrowski - tabela 6

W bilansie tym uderza dysproporcja pomiędzy funduszami własnymi a zobowiązaniami, które są przeszło sześć razy większe od własnych funduszów. Przy własnych funduszach, wynoszących 14 milionów, aż 40 milionów unieruchomione jest w nakładach wolno amortyzujących się, jak ruchomości i nieruchomości. Głównym funduszem obrotowym spółdzielni są wkłady oszczędnościowe, które lokowane są nawet w budowie domów.

Władze Spółdzielni orientują się co do swej niewygodnej pozycji finansowej i czynią wysiłki, aby pozycję tę poprawić. Wysiłki te idą w kierunku zbierania od członków udziałów 100-frankowych. Prawie wszyscy członkowie udziały mają pokryte, tak że w stosunku do innych spółdzielni w Belgii pod względem udziałów „Unia” w Liége przedstawia się najlepiej.

Do takich rozmiarów doszła stosunkowo najmłodsza spółdzielnia w Belgii, gdyż „Unia” liczy zaledwie 8 lat. Prowadzone przez nią prace posiadają znacznie większe doświadczenie. „Unia” bowiem w dzisiejszej formie powstała z połączenia 25 spółdzielni. Na tutejszym terenie pozostało jeszcze bardzo dużo spółdzielni, które do połączenia nie przystąpiły, stąd też okręg działalności „Unii” jest w wysokim stopniu poszarpany.

Zakłady wytwórcze w Micheroux przed przyłączeniem stanowiły własność spółdzielni wytwórczej robotników, lecz rozwijały się słabo – raczej gospodarowały ze stratami – dopiero po przejęciu ich „Unia” znacznie powiększyła nakłady kapitału i produkcję doprowadziła do doskonałości, torując jej zbyt na zorganizowanym przez siebie rynku.

Na Liége dzisiaj zwrócone są oczy całego świata spółdzielczego Belgii i tam też skupiona została największa energia działania, zmobilizowane najtęższe siły praktyczne.

Wspominaliśmy, że jest dążenie, aby w Belgii stworzyć jedną wielką spółdzielnię na cały kraj. „Unia” w Liége ma być punktem koncentracyjnym tej reorganizacji. Jak dotąd to koncentracja postępowała bez przeszkód z wyjątkiem jednego faktu: „Unia” posiadała filie w Antwerpii – filie te ostatnio usamodzielniły się – cała flamandzka część dawnego okręgu „Unii” w Liége oderwała się i utworzyła odrębną spółdzielnię. Tak że obecnie „Unia” w składzie swych członków posiada jednolitą pod względem narodowościowym ludność walońską. Przykład ten stwierdza, że różnorodne czynniki życiowe w akcji spółdzielczej nie dadzą się podporządkować jednemu schematowi organizacji.


„Unia” w Liege czyni obecnie nadzwyczajne wysiłki, aby gospodarkę swoją rozbudować i na każdym polu wykazać jak największe postępy i korzyści. Tym sposobem pragnie zwrócić uwagę na spółdzielnię, a to w celu pozyskania nowych członków oraz w celu nakłonienia sąsiednich kooperatyw do dalszego łączenia się. Tu pracuje się po prostu gorączkowo. Przebudowuje się i reorganizuje stare urządzenia, z każdym rokiem buduje się nowe fabryki, zakłady, otwiera się dziesiątki sklepów, gospód, buduje się w różnych dzielnicach domy itp.

Władze spółdzielni są nadzwyczaj czujne – pilnie analizują każdy dział pracy i jeżeli zauważą jakiekolwiek niebezpieczne objawy, zagrażające stratami lub skurczeniem się działalności, niezwłocznie zdwajają energię, celem opanowania sytuacji i usunięcia złego. Godne uznania jest to, że w tych zabiegach nie ogranicza się zarząd do półśrodków, lecz gruntownie przebudowuje każdy dział pracy, który naprawy wymaga; wszędzie wprowadza najnowsze urządzenia techniczne, udoskonala organizację, drogą fachowego wyrobienia personelu podnosi wydajność pracy itp. Wynik tych zabiegów jest taki, że stosunek kosztów ogólnych do obrotu stale się obniża – w r. 1921 stosunek ten wynosił 7,2%, a w r. 1924 tylko 6,5%.

Również na polu propagandy spółdzielczej „Unia” w Liége wykazuje niebywałe ożywienie. Organizacja spółdzielni podzielona jest na sekcje, odpowiadające gminom administracyjnym. Każda sekcja ma swój komitet lokalny, którego zadaniem jest prowadzenie propagandy spółdzielczej – to znaczy jednanie członków, pobudzanie do zakupywania w spółdzielni itp.

Dla propagandy wydaje się dwutygodniowe pismo, bardzo żywo redagowane. Pismo rozsyła się darmo wszystkim członkom.

Spółdzielnia stosuje na szeroką skalę jako środek propagandy bardzo popularne w Belgii loterie. Loterie takie urządza się na bardzo grube sumy i wysokie fanty. Na przykład główna wygrana jest to dom – kamieniczka dwupiętrowa na 2 do 3 rodzin robotniczych – dalej są fanty takie jak: całkowite umeblowanie mieszkania poszczególnych pokoi i tak dalej. Spółdzielnia w Liége bardzo często (dwa do trzech razy do roku) loterie takie urządza, a bilety rozdaje darmo członkom. Ilość biletów, jakie otrzymuje członek, uzależnioną jest od wysokości poczynionych przez niego zakupów. Osoby, które zjednają Spółdzielni kilku nowych członków, otrzymają też jako nagrodę dodatkową ilość biletów, przy tym za pozyskanych dwóch nowych członków wydaje się biletów więcej niż za jednego itd. Członkowie komitetów lokalnych otrzymują również dodatkowe bilety loteryjne zależnie od ilości zebrań komitetu, na których byli obecni.

Podajemy ten szczegółowy opis propagandy za pomocą loterii tylko dlatego, gdyż jest to charakterystyczny rys dla belgijskich stosunków ideowych. Urządzanie loterii przez spółdzielnie socjalistyczne razi nas. Sądziliśmy, że spółdzielcy belgijscy, jako socjaliści, tym bardziej powinni występować przeciwko nadawaniu komuś tytułu własności bez pracy – tylko drogą losowania. Zdaniem naszym środki propagandy muszą odpowiadać charakterowi ideowemu spółdzielni – źle, gdy schlebiają one pewnym niskim nastrojom tłumu – jak loteria schlebia chciwości osobistego majątku – na co, rzecz dziwna, przeznacza się zasoby społeczne.

Spółdzielnia w Liége prowadzi również bardzo szeroką działalność społeczną, która polega na utrzymywaniu gospód, sal zebrań, kinoteatrów, których posiada 23. Wszystkie te agendy są prowadzone racjonalnie w zakresie znacznie rozszerzonym, niż to widzieliśmy w innych spółdzielniach, i dlatego działy te bez porównania dają korzystniejsze wyniki.

Spółdzielnia szczególną uwagę zwraca na prowadzone przez siebie ubezpieczenia emerytalne, kasy wdowie, sieroce, pogrzebowe, pomocy itp.

Fundusz ubezpieczeniowy wynosi 14 280 000 fr. W okresie rocznym 1924-1925 korzystało z pomocy ubezpieczenia 2581 osób, którym wypłacono 602 915 fr. Zasiłek przeciętny wynosił 234 franki na osobę.

Spostrzeżenia ogólne

Spółdzielczość spożywców w Belgii obecnie przechodzi okres gruntownej przebudowy swych form. Celem tej przebudowy jest dążenie, aby dla gospodarki spółdzielczej zdobyć szerokie podstawy i tym sposobem gospodarkę tę wzmóc tak dalece, żeby w stosunkach społecznych stała się ona czynnikiem decydującym.

Cel ten ma być osiągnięty drogą koncentracji.

Plan koncentracji pracy spółdzielczej pomyślany został logicznie. Koncentracja ma być przeprowadzona w każdej dziedzinie pracy spółdzielczej oddzielnie. Chodzi o to, ażeby przez połączenie różnych przejawów działalności zbytnio nie obniżyć sprawności jej działania.

Plan koncentracji pracy spółdzielczej w Belgii da się streścić w następujących wytycznych punktach:

I.    Dla zaopatrywania spożywców w artykuły pierwszej potrzeby ma być utworzone wielkie krajowe stowarzyszenie spółdzielcze, które w odpowiednich punktach będzie utrzymywało sklepy i składy.

II.    Dla obrotów kredytowych tworzy się również jedną na cały kraj instytucję pod nazwą „Kantor Wkładów i Pożyczek”, (Comtoir de Dépôts et de Prêts).

Instytucja ta przez swoje agendy przyjmować będzie wkłady, a następnie z posiadanych rezerw będzie finansować poszczególne spółdzielnie i różne organizacje gospodarcze robotników. Gandawski „Bank Pracy”, prowadzony przez „Vooruit”, i wszystkie kasy oszczędnościowe przy spółdzielniach spożywców mają być objęte przez „Kantor Wkładów i Pożyczek”.

III.    Dla przeprowadzania wszelkiego rodzaju ubezpieczeń została utworzona jedna na cały kraj instytucja – „Przezorność Społeczna” (Prévoyance Sociale), która ma objąć czynności ubezpieczenia, prowadzone przez spółdzielnie na własną rękę. Spółdzielnie i związki zawodowe mają spełniać rolę agend dla tej instytucji. W taki wzorowy sposób zorganizowała już u siebie ubezpieczenia spółdzielnia „Dom Ludowy” w Brukseli, o czym wspominaliśmy. Inne spółdzielnie upierają się jeszcze przy utrzymywaniu ubezpieczeń na własną rękę, gdyż taka wielostronność działania podnosi ich powagę, co jest uważane za ważny czynnik propagandystyczny.

IV. Rzucone są projekty dla stworzenia jednej wielkiej, krajowej organizacji, która objęłaby wszystkie dziedziny produkcji spółdzielczej (prawdopodobnie bez piekarń). Szczegóły jednak tego projektu nie zostały bliżej określone.

Nie ulega wątpliwości, że koncentracja posiada bardzo dużo zalet, szczególnie gdy chodzi o walkę konkurencyjną w zakresie obniżenia cen i zdobycia większego zysku. Dlatego to koncentracja występuje przy organizacji przedsiębiorstw kapitalistycznych, bo tam cel gospodarki sprowadza się do bardzo prostych zagadnień: konkurencji cenami i wysokiego zysku. Inaczej mają się sprawy w pracy spółdzielczej. Tu zysk i cena nie odgrywają roli decydującej, a chodzi przede wszystkim o doskonałe zaspokojenie potrzeb członków. Dla dokładnego wyczucia tych potrzeb niezbędnym jest bezpośredni kontakt organizacji z ogółem. Jest to doświadczalnie stwierdzone, że w miarę wielkości organizacji i wprowadzania w jej ustroju szeregu ogniw pośrednich dla kontaktu władz z ogółem – łączność ta słabnie, instytucja staje się bardziej formalną i traci zdolność wyczuwania zróżniczkowanych potrzeb życia powszedniego.

To właśnie niebezpieczeństwo daje się już zauważyć we wszystkich wielkich spółdzielniach belgijskich, szczególnie w tych koncentracyjnych. Widać to nawet w spółdzielni w Liége, która przejawia nadzwyczajnie energiczną działalność gospodarczą i pod względem formalnym bez zarzutu – najlepiej może ze wszystkich. Cała akcja spółdzielni, jaką ona teraz prowadzi, jej żywotna inicjatywa – są to czyny narzucone z góry – wywołane przez jednostki stojące u steru. Ogół członków w swej masie wobec tego wszystkiego zachowuje się biernie. Usiłuje się pobudzić go propagandą – lecz bez poważniejszego skutku.

Inicjatywa jednostek, choćby najbardziej genialnych, nigdy nie wystarczy dla ożywienia takich instytucji, które, jak spółdzielnie, są narzędziem wielkiego ruchu społecznego. Potwierdza to nam fakt, że właśnie te nowoczesne, wielkie spółdzielnie belgijskie, oparte na inicjatywie jednostek, w których stworzono sprawny aparat administracyjny, które zaopatrzono w najnowsze urządzenia, to mimo swej technicznej doskonałości dotychczas nie stworzyły one nowych wartości społecznych.

W spółdzielniach tych uporządkowano gospodarkę na wzór najlepszych przedsiębiorstw, podniesiono jej sprawność, nadano jej nowe formy zewnętrzne, lecz do programu pracy nie wniesiono nic nowego poza tym, co stworzyły stare spółdzielnie w tym okresie, kiedy to praca ich była przejawem inicjatywy mas ludowych. Dziś całkowicie działalność nowo wytworzonych kolosów spółdzielczych w Charleroi, w La Louvière, w Liége polega na prowadzeniu piekarnictwa, sklepów, domów ludowych, pomocy społecznej i ubezpieczeń. Wszystkie te prace, aczkolwiek niekiedy mają nieco inne formy, pod względem swej treści są takie same jak przeszło dwadzieścia lat temu zapoczątkowały je spółdzielnie stare, jako to: „Vooruit” w Gandawie, „Dom Ludowy” w Brukseli, „Postęp” w Jolimont.

W ciągu ćwierćwiecza, jakie upłynęło, życie niewątpliwie wysunęło nowe zagadnienia. Spółdzielczość musi mieć elastyczne formy, aby utrzymywać jak najbliższą łączność z życiem i wyczuwać wszelkie nowo budzące się jego potrzeby.

Nie można twierdzić, że w Belgii cała myśl spółdzielcza jednostronnie skierowała się do koncentracji. Tam zarówno w pismach, jak i w pracy spotyka się częste głosy ostrzeżenia przed złymi skutkami centralizacji. Jednak skutkiem rozpędu, jaki procesowi koncentracji nadano, uwaga opinii spółdzielczej na głosy te w dostatecznym stopniu nie została zwrócona.


Obecnie w Belgii ruch spółdzielczy podzielony jest jakoby na dwa światy:

Z jednej strony występuje świat starych weteranów, z „Vooruitem” na czele. Organizacje te w przeszłości ruchowi ludowemu chlubnie się zasłużyły. One podniosły sztandar spółdzielczości i wypracowały jej program. Następnie jednak na skutek zbiegu warunków, które w poprzednich rozdziałach objaśniliśmy, zostały wytrącone z biegu życia ogólnego i na pewien czas przerwały swą twórczą rolę.

Z drugiej strony w życiu coraz bardziej wybija się świat nowych spółdzielni, które mienią się postępowymi.

Między tymi dwoma światami wyczuwa się pewien rozdźwięk: spółdzielnie stare z nieufnością odnoszą się do akcji koncentracyjnej, tak energicznie propagowanej przez nowe spółdzielnie. Ponieważ jednak swoje stanowisko wyrażają jedynie w biernym ustosunkowaniu się do tej akcji, a ze swej strony nie wysuwają żadnego programu oponowania nowych zagadnień – stanowisko to dla kierunku rozwoju całego ruchu pozostaje bez znaczenia.

Trzeba stwierdzić, że obecnie tętno życia ruchowi spółdzielczemu w Belgii całkowicie nadają nowe organizacje. Ruch spółdzielczy rozwija się tam pod znakiem koncentracji. Jakie na tej drodze osiągnie wyniki – pokaże nam najbliższa przyszłość.


Bez wahania trzeba przyznać, że w Belgii spółdzielczość spożywców wykazała olbrzymie zasługi na polu społecznym. Przede wszystkim tam zasługą spółdzielni jest to, że zorganizowały one rzesze ludu pracującego dla samoobrony gospodarczej. Pomyślny i względnie szybki rozwój przedsiębiorczości gospodarczej spółdzielni stworzył warunki dla emancypacji społecznej proletariatu, a przynajmniej spółdzielnie dążenia emancypacyjne podsycały i podtrzymywały. Szeroko rozwinięta przez spółdzielnie akcja ubezpieczeniowa, aczkolwiek niewielka co do rozmiaru świadczeń, dla mas ludności okazała się doskonałą szkołą solidarności.

Spółdzielnie, podejmując tak wszechstronną działalność gospodarczą i społeczną, tym samym uprzytomniały ogółowi pracującemu jego własną siłę w stosunkach społecznych oraz uświadamiały go o zagadnieniach jego bytu, o jego zadaniach i interesach.

Fakt, że w Belgii świadomość klasowa proletariatu (w sferach objętych ruchem socjalistycznym) jest może głębsza niż w innych krajach, w dużej mierze poczytywać należy za zasługę spółdzielczości.

Żałować tylko należy, że ta misja wychowawcza spółdzielni nie została rozpowszechniona na cały ogół robotników i że nie została ona pogłębiona przez budzenie instynktów społecznych wśród rzesz ludu pracującego.

Wiadomo jest, że każdy ustrój gospodarczy wytwarza specjalną moralność, według której ludzie układają i osądzają zasady wzajemnego współżycia. Ustrój kapitalistyczny wytworzył moralność opartą na instynktach prywatnej własności, instynkt sobkostwa uświęcił i stara się go powszechnie propagować.

Ustrój społeczny, w zaprowadzeniu którego współdziałają spółdzielnie, oprzeć się musi na moralności społecznej – moralności, podstawą której będzie poszanowanie społecznej własności i troska o tę własność, gdyż każde dobro osobiste osądzić trzeba ze stanowiska dobra społecznego. Moralność społeczna wyłącza instynkt sobkostwa.

Pracując nad zorganizowaniem gospodarki społecznej, spółdzielnie posiadają wdzięczne pole do tępienia wśród rzesz proletariatu instynktu sobkostwa, a budzenia natomiast etyki społecznej. Z zadania tego spółdzielnie belgijskie nie wywiązały się w całości. Ze względów najprawdopodobniej utylitarnych, aby zbytnimi wymaganiami nie narazić się masom, ustępowały z niektórych kardynalnych zasad społecznych ruchu spółdzielczego na rzecz instynktu prywatnej własności. Tak surowo trzeba osądzić fakt, że spółdzielnie niedostatecznie skrupulatnie zabiegają o tworzenie funduszów społecznych, że nie przestrzegają zasady, aby członkowie otrzymywali zwroty tylko od własnych zakupów, a zwroty te poważnie powiększa się zakupami nie-członków. Przy tym cała budowa finansowa spółdzielni (małe udziały – wysokie krótkoterminowe wkłady) oparta jest na zbyt daleko posuniętym poszanowaniu instynktu prywatnej własności.

Skutki takiego zaniedbania czystości zasad spółdzielczych są dosyć przykre. Po kilkudziesięciu latach pracy ogół członków zasadniczo osądza pożytek spółdzielni pod kątem widzenia osobistych korzyści materialnych – skarżą się na to zarządy wszystkich spółdzielni. Zresztą sam fakt, że członkowie nie chcą się zgodzić na zmianę krótkoterminowych wkładów na długoterminowe pożyczki, jest wielce charakterystycznym.

Z kilkuletniej praktyki mamy wrażenie, że w Polsce spółdzielnie wykształciły wśród ludu większe poszanowanie i troskę o społeczną własność. Tłumaczy się to tylko tym, że u nas na czystość zasad spółdzielczych większą zwracaliśmy uwagę od początku ruchu.

Na powyższym kończymy nasze spostrzeżenia poczynione w czasie wycieczki do spółdzielni belgijskich. Pragnęlibyśmy, aby powyższe wrażenia wśród spółdzielców polskich wzbudziły większe zainteresowanie pracą towarzyszy belgijskich.

Tym sposobem wśród kooperacji polskiej prawdopodobnie wzbudziłby się większy zapał do pracy, jaki cechuje spółdzielnie belgijskie, a bogate doświadczenia tych spółdzielni wskażą nam drogę dalszej pracy.

Saturnin Dąbrowski


Powyższy tekst to cała książka, która ukazała się nakładem Wydawnictwa Związku Spółdzielni Spożywców RP, Warszawa 1927. Od tamtej pory nie była wznawiana, poprawiono pisownię według obecnych reguł.  

Przypisy:

[1]: W wielu wypadkach łączenie przeprowadzono ze spółdzielniami do Związku nienależącymi.

[2]: Po polsku znaczy „zgoda”.

[3]: W miarę postępu techniki produkcji chleba prawo wyboru pracowników ograniczono tylko do stanowisk nie wymagających zbytniego fachowego przygotowania.

↑ Wróć na górę