Lewicowo.pl – Portal poświęcony polskiej lewicy demokratycznej, patriotycznej i niekomunistycznej

Logo Lewicowo

Julian Smulikowski

Reakcja polska w walce z oświatą

[1924]

„Wyzwolenie robotników winno być dziełem samych robotników”.

Oświata powszechna jest w ustroju demokratycznym państwa podstawowym czynnikiem. W epoce powszechnego głosowania do ciał ustawodawczych, do samorządów gminnych i powiatowych, gdy ciężar rządów i gospodarstwa społecznego spada na barki ludu, względnie jego reprezentantów – ważną gwarancją sprawności i trwałości rządów ludowych jest stopień kultury i uświadomienia społecznego i politycznego szerokich warstw narodu. Toteż socjaliści przykładają szczególną wagą do oświaty i w działalności swej, zmierzającej do wywalczenia nowego ustroju, opartego na równości i sprawiedliwości, za najważniejsze narzędzie tej walki uważają oręż oświaty. „Wiedza to potęga” – mówił stary [Wilhelm] Liebknecht, pionier ruchu i myśli socjalistycznej, a rewolucjonista ducha Juliusz Słowacki w swym testamencie zaklinał: „Niech żywi nie tracą nadziei i przed narodem niosą oświaty kaganiec”.

W istocie, można bez przesady twierdzić, iż w miarę rozszerzania się światła wśród mas ludowych, zbliżamy się do celów, zakreślonych programem socjalistycznym; w każdym razie ideały socjalistyczne, opierające się o wiedzę i uczucie, będą dostępniejsze dla rozumu i serca rzesz pracującego ludu.

Szkoła powszechna – siedmioklasowa

Podwaliną i fundamentem całej kultury winna być szkoła powszechna.

Szkoła powszechna państwowa ma objąć zakresem swego kształcenia i wychowania całą młodzież państwa polskiego, bez względu na wyznanie, płeć i narodowość – w wieku od 7 do 14 lat życia – z uwzględnieniem cech i języka danej narodowości. Według doświadczeń poczynionych w krajach o wysokiej oświacie, przyjęła się w Polsce zasada, iż wykształcenie to ma trwać 7 lat i winno zmierzać do tego, by kraj cały pokryć siecią szkół siedmioklasowych. Znaczy to, że młodzież pozostaje siedem lat w szkole powszechnej, a każda klasa ma swego nauczyciela. Siedmioletnie nauczanie – przy mniejszej ilości nauczycieli, aniżeli 7 – nie jest w stanie spełnić swego zadania w całości, gdyż w takim razie materiał naukowy musi być znacznie zmniejszony, a ilość godzin nauki skrócona. Sprawa ilości klas w szkolnictwie powszechnym i w każdej poszczególnej szkole – jest najistotniejszym, najważniejszym wskaźnikiem wartości nauczania.

Społeczeństwo nasze, mimo obfitej frazeologii na temat potrzeby oświaty, mało poświęca uwagi ustrojowi szkoły powszechnej, a przez to nie wnika w treść i znaczenia pewnych określeń „fachowych” z dziedziny szkolnictwa. Głębsze zapoznanie się z administracją szkolną musiałoby np. nasunąć poważne wątpliwości, czy szkoły o niższym stopniu organizacyjnym, aniżeli szkoła siedmioklasowa, a specjalnie szkoły tzw. jednoklasowe, dwuklasowe mają swe uzasadnienie w demokratycznym ustroju państwa, czy one nie opóźniają w znacznym stopniu rozwoju społecznego.

Małowartościowe jedno-dwuklasówki

Jakkolwiek dotąd Sejm polski nie zdołał uchwalić ustawy o szkole powszechnej, to jednak opinia publiczna, specjalnie opinia nauczycielska, wyprzedziła Rząd i zakreśliła ramy szkole powszechnej, uznawszy jednolitą siedmioklasową szkołę powszechną jako ów fundament, na którym oprzeć się musi dalsze kształcenie obywatela. Sejm ustawą z dnia 7 lutego 1922 r. o zakładaniu i utrzymywaniu szkół powszechnych uzależnił ilość klas od ilości młodzieży i postanowił, iż tam, gdzie jest 60 dzieci obowiązanych do szkoły, tam ma być jednoklasowa szkoła (o jednym nauczycielu), ponad 60 do 100 dwuklasowa (o dwóch nauczycielach), od 101 do 150 trzyklasowa (o trzech nauczycielach), od 151 do 200 czteroklasowa (o czterech nauczycielach), od 201 do 250 pięcioklasowa (o pięciu nauczycielach), od 251 do 300 sześcioklasowa (o 6 nauczycielach), ponad 300 dzieci – siedmioklasowa (o 7 lub, w razie istnienia oddziałów równoległych – o większej liczbie nauczycieli).

Z tego postanowienia ustawowego wynika, że jakość szkoły, jej stopień organizacyjny i wartość nauczania zależą wyłącznie od ilości młodzieży w tej czy owej miejscowości. Tam, gdzie tej młodzieży mało, tam jest ona skazana na małą dawkę wiedzy, w szkołach niższoklasowych. Cóż znaczy zaś nauka np. w szkole jednoklasowej? Oto jeden nauczyciel w granicach obowiązkowych dlań 30 godzin lekcji jest obowiązany udzielać siedmiu rocznikom (!) młodzieży naukę w bardzo ograniczonej mierze. Jest to tylko możliwe w ten sposób, iż łączy on po 2 różne roczniki w jednej klasie, i w czasie, gdy z jednym rocznikiem uczy się głośno, drugi tymczasem ma inne ciche zajęcie.

W takich warunkach niewiele się można nauczyć. Niewiele lepiej się dzieje przy szkołach dwuklasowych, tj. o dwóch nauczycielach.

Stan szkolnictwa powszechnego

Na tle ogólnych informacji o stopniach organizacyjnych szkoły powszechnej możemy ocenić wartość naszego dobytku szkolnego. Niezawodnie od chwili odzyskania naszej niezależności państwowej można zauważyć znaczny postęp w organizacji naszego szkolnictwa. Już to, że w najbardziej zaniedbanej dzielnicy, tj. w byłym zaborze rosyjskim, wzrosła więcej niż trzykrotnie ilość szkół w porównaniu z dawnym stanem rzeczy, należy uważać za objaw dodatni. Nakreślenie również programu szkolnego dla szkół całej Polski, pojętego nowocześnie, pod kątem wyrobienia samodzielności ucznia, aczkolwiek nie zawsze dającego się zastosować do naszych prymitywnych urządzeń i warunków pracy szkolnej – zakreśla szeroki plan dla twórczej pracy nauczycielskiej. Jednakowoż ogólny stan szkolnictwa naszego jest nad wyraz skromny, a w porównaniu ze stanem szkolnictwa zachodnich i północnych państw europejskich tak pod względem ilościowym, jak i jakościowym, nadzwyczaj mizerny. Kilka cyfr da obraz dokładny tego ubóstwa szkolnego w Polsce.

Co mówią cyfry?

Według danych zaczerpniętych z „Miesięcznika Statystycznego”, w roku szkolnym 1920/21 na 1000 ludności kształciło się w szkołach powszechnych w całej Polsce 117 dzieci – zamiast 180-190, gdyby nauczanie objęło w istocie całą młodzież, będącą w wieku szkolnym. Ten stan rzeczy odznacza się wielką nierównością pod względem objęcia młodzieży obowiązkiem szkolnym. Tam, gdzie przymus szkolny był stosowany z całą bezwzględnością pruską, tj. w Poznańskiem, na 1000 ludności ilość dzieci dochodzi do 194, w Pomorskiem 185; w b. zaborze austriackim, gdzie również stosowano przymus, jak np. na Śląsku Cieszyńskim, 172; w Krakowskiem 163; we Wsch. Małopolsce zaś w Lwowskim 149, Stanisławowskim 119, Tarnopolskim 113; najmniejsza ilość dzieci, uczęszczających do szkoły, wypada na kresach, bo w Wołyńskim 38, w Poleskim 30. W województwach Kongresówki najmniej wypada w Białostockiem: 79, najwięcej w Łódzkiem: 129. W Łodzi bowiem za czasów prezydentury socjalisty Rżewskiego i pod kierownictwem socjalisty dr. Kopcińskiego zajęto się gorliwie szkolnictwem powszechnym i wprowadzono w życie obowiązek szkolny.

Natomiast stołeczne miasto Warszawa kompromituje się cyfrą 61. Tu, w siedzibie rozwydrzonego krzykactwa, rzekomo „narodowego” i tuczącego się krzywdą ludzką paskarstwa – ulica jest szkołą dzieci proletariatu...

Podane powyżej cyfry, składające się na przeciętną, wynoszącą 117 w Polsce, trzeba jeszcze, niestety, uzupełnić komentarzami, które muszą jeszcze gorszy obraz przedstawić oczom wszystkich dbających o los demokratycznej Polski.

Łojówki oświaty szkolnej

Oto znaczna większość szkół zalicza się do niższego typu organizacyjnego, tj. do szkół jednoklasowych (o jednym nauczycielu) lub dwuklasowych (o dwóch nauczycielach), których właściwość omówiliśmy wyżej.

Otóż budżet Ministerstwa Oświecenia Publicznego na r. 1923 wykazuje 28001 szkół powszechnych, z tego owych szkół najniższego stopnia organizacyjnego – jednoklasowych 14967, dwuklasowych zaś 7496, czyli razem tych małowartościowych szkół jest 22463.

Tę przygniatającą cyfrę zaprawdę tych łojówek szkolnych, dających bardzo skąpe światło, a często nie nadążających dać młodzieży sztuki czytania i pisania, należy uważać za obraz prawdziwej nędzy szkolnej tym bardziej, jeśli się zważy, że Ministerstwo Oświecenia wykazuje w całej Polsce zaledwie 1115 pełnych szkół siedmioklasowych.

Takie szkoły są ciężką krzywdą wobec milionów młodzieży, a dotyka to – rzecz jasna – przede wszystkim młodzież miejską i wiejską, mianowicie dzieci ubogich rodziców miejskich, żyjących z pracy rąk, a prawie ogół młodzieży wiejskiej. Nie ma mowy o wyrównaniu niesprawiedliwości społecznej, dopóki 40 procent młodzieży, obowiązanej do szkoły, nie korzysta z dobrodziejstw nauki szkolnej, a więcej niż 75% spośród zapisanych korzysta ze szkół o tak niskim stopniu organizacyjnym!

Gdybyż choć cyfry te były niewzruszonym dokumentem istotnej pracy szkolnej, wykazanej młodzieży! Lecz, niestety, wykazują one zaledwie ilość zapisanych do takich szkół, co nie równa się wcale takiejże samej ilości uczęszczających! Na wiosnę i w lecie wypasanie bydła, w jesieni kopanie ziemniaków, a w zimie brak obuwia i odzieży, a w szkole brak opału i brak prawie wszelkiej władzy wykonawczej przy wykonywaniu przymusu czy obowiązku szkolnego – oto główni wrogowie regularnej i systematycznej nauki w tych nisko zorganizowanych szkołach. Wystarczy na przykład wskazać na fakt, iż w r. 1922/3 w województwie lwowskim 40% szkół powszechnych zamknięto z braku opału!

Bezsilność władz szkolnych

Warunki te pogarsza znacznie ta okoliczność, że szkoły, a wśród nich nauczyciel, pozostawieni są własnemu losowi, skazani prawie wyłącznie na własną przedsiębiorczość w zaopatrzeniu szkoły w niezbędne potrzeby rzeczowe, które z trudem przychodzi zdobywać u gmin, dozorów szkolnych czy rad szkolnych miejscowych, w ogóle u czynników obowiązanych do świadczeń dla szkoły. Bez względu na to, czy dotyka dwór, chłopa, księdza – o każdy szczegół dla szkoły trzeba staczać boje. Konsystorz metropolitalny łaciński we Lwowie, albo też grecki w Przemyślu, czy też magnat Potocki, posiadacze rozległych dóbr, zawzięte toczą procesy przeciw wyznaczaniu im przez władze kontyngentu drzewa dla szkół na opał. Częściej jeszcze można znaleźć zrozumienie pod tym względem u światlejszych włościan, aniżeli we dworze lub na plebanii! Z małą pomocą przychodzą tu władze szkolne. Polska nie posiada dotąd jednolitego ustroju władz szkolnych; są ona tylko prowizorycznie sklecone ustawą z dnia 4 czerwca 1920 r. (O tymczasowym ustroju władz szkolnych), a przeważnie opierają swoje istnienie i działalność albo na postanowieniach ustawowych z czasów zaboru, albo na „przepisach tymczasowych” z okresu „Rady regencyjnej”. W istocie władze szkolne nie mają prawie żadnej mocy prawnej bezpośredniego zniewalania odnośnych czynników do wykonywania zleceń w interesie szkoły. Władze administracyjne, jak województwa i starostwa, zachowują się bardzo biernie wobec zalewu pism i wniosków o interwencję, dając przez to odczuć konieczność podporządkowania władz szkolnych władzom administracyjnym. Inspektor szkolny, który z natury swojego zawodu winien być ruchliwym organizatorem i twórcą ulepszonej pracy szkolnej, stał się w naszych warunkach zapracowanym urzędnikiem, mającym już niewiele czasu na kontrolowanie pracy nauczycielskiej i współdziałanie na miejscu z nauczycielem dla uruchomienia szkoły, zaopatrzenia jej w najniezbędniejsze przybory i nawiązania naszych sposobów wychowawczych i nauczania do postępu, jaki osiągnęła sztuka uczenia w świecie oświeconym.

Fatalny stan budynków szkolnych

Koroną tych fatalnych warunków naszego szkolnictwa i powszechnego nauczania jest stan budynków szkolnych, względnie lokali i izb, w których odbywa się nauka codzienna. Oto na 28 tysięcy szkół, zaledwie 10 tysięcy mieści się w budynkach własnych, z których wiele nie odpowiada warunkom higienicznym i racjonalnego nauczania! Wszystkie inne mieszczą się w wynajętych izbach, najczęściej niedostosowanych nawet w najszczuplejszej mierze do nauki szkolnej, fatalnych dla zdrowia młodzieży i nauczycieli. Szczególniej w województwach b. zaboru rosyjskiego sprawa budynków szkolnych przedstawia się najgorzej. Wystarczy zaznaczyć, iż w pięciu województwach Kongresówki 75% szkól mieści się w wynajętych lokalach, a w ogóle blisko połowa wszystkich szkół mieści się w budynkach drewnianych i lepiankach. Toteż śmiało można postawić twierdzenie, iż w tej części Polski nie ma wcale budynków i izb szkolnych, które by wymiarem przestrzeni i stopniem oświetlenia odpowiadały ustalonym przepisom higienicznym.

Gruźlica i analfabetyzm

W takich warunkach szkoły są rozsadnikami chorób, które też przyczyniają się znacznie do obniżania ilości dni nauki w roku szkolnym. Podobnie, jak w doli robotnika, tak i w pracy nauczyciela gruźlica jest jego nieodłącznym towarzyszem – i ci dwaj towarzysze niedoli rywalizują już o przywilej, azali gruźlica jest „chorobą proletariacką”, czy też „nauczycielską”!

Tym się tłumaczy ta energiczna samopomoc nauczycielstwa i jego organizacji – „Związku polskiego nauczycielstwa szkół powszechnych” – w tworzeniu i budowaniu domów leczniczych dla gruźlicą dotkniętych pracowników oświatowych.

Dla całości obrazu należy sobie uprzytomnić, że Polska posiada ogółem 50% dorosłych analfabetów, z czego na kresach 66%, w Kongresówce 57%, Małopolsce 40%, wobec których państwo ma również poważne obowiązki.

Powszechne nauczanie

Na tle tych zasobów i wartości kulturalnych wysuwa się na czoło najpilniejszych zagadnień ogólnospołecznych i ogólnopaństwowych plan urzeczywistnienia (realizacji) powszechnego nauczania i oświaty powszechnej. Plan ten przygotowało Ministerstwo Oświecenia teoretycznie, wydając pracę p. Mariana Falskiego, w której autor na podstawie ścisłych obliczeń wykazuje konieczność stopniowego stosowania obowiązku szkolnego, począwszy od roku 1922/23. Od tego roku bowiem rozpoczyna się okres, w którym liczba dzieci siedmioletnich znacznie się zmniejszy, w następstwie znacznego zmniejszenia się urodzin w czasie wojny, począwszy od r. 1915. Obejmując odtąd co roku rocznik siedmiolatków obowiązkiem szkolnym, osiągniemy to, iż w roku szkolnym 1928/29, w którym liczba dzieci w wieku lat 7-14 spadnie najbardziej – całą młodzież w wieku szkolnym pociągniemy do nauki.

Dla poważnej ilości starszej młodzieży, urodzonej przed rokiem 1905, musiałoby się stworzyć osobne kursy.

W związku z takim ujęciem sprawy, musiałyby władze szkolne przystąpić do przekształcenia owych małowartościowych szkół jedno- i dwuklasowych na wyższe, według planowo zorganizowanej sieci. Ta sprawa winna się tak dalece zmienić, iż autor na terenie b. zaboru rosyjskiego przewiduje 843 szkół jednoklasowych, zamiast 8352, które tam istniały w r. 1918/19, natomiast 7-klasowych 2954 – zamiast 130.

Gdzie są stronnictwa chłopskie?

W tych staraniach o ten wyższy typ organizacyjny szkół – zdawałoby się – przodować winny stronnictwa chłopskie, bo krzywda ta dotyka w największej mierze dzieci chłopskie. Lecz większość tych stronnictw (oprócz zjednoczonego Wyzwolenia [PSL „Wyzwolenie”]) ulega raczej wrodzonemu zacofaniu i konserwatyzmowi nieuświadomionych rzesz chłopskich i oświadcza się w najlepszym razie za kiepską szkółką w każdej wioseczce (choćby jednoklasową), byle nie obciążać koniecznymi świadczeniami gmin. A sprawa kultury mas chłopskich jest tak żywotnym interesem ludu pracującego i demokracji, że walce o wysoko zorganizowaną szkołę powszechną warto poświęcić tyleż zapału i energii, ile poświęca się innemu, bardzo ważnemu zagadnieniu społecznemu, tj. reformie rolnej.

Natomiast socjaliści w swej działalności sejmowej i publicznej dawali zawsze i wszędzie wyraz trosce o prawdziwą oświatę szkolną i pozaszkolną dla szerokich mas ludowych tak miejskich, jak i wiejskich. Dotyczyło to każdej sprawy, związanej z ustawami sejmowymi, odnoszącymi się do szkolnictwa.

Czego nam trzeba?

Niewątpliwie przeprowadzenie planu powszechnego nauczania pociąga za sobą cały szereg nakładów i prac, które ustawowo należało przygotować. Rzeczy te przewiduje wspomniana już ustawa o zakładaniu i utrzymywaniu publicznych szkół powszechnych, tudzież ustawa o budowie publicznych szkół powszechnych z dn. 17 lutego 1922 r. Niestety najlepiej nawet pomyślane ustawy bez zapewnienia źródeł finansowych dla ich urzeczywistnienia będą miały papierowe znaczenie.

Dla spełnienia nakreślonego planu trzeba by Polsce – oprócz już istniejących wraz z wynajętymi izbami –nowych 10 tysięcy szkół, tymczasem wybudowano w 1922 i 1923 r. zaledwie 20. Trzeba by nie 60, lecz 100 tysięcy nauczycieli. Cóż z tego, że ustawy te przewidują specjalne zasiłki dla gmin budujących szkoły i pokrycie w połowie wydatków, że dają prawo kuratorowi asygnowania kredytów szkołom na potrzeby rzeczowe szkół – kiedy budżet oświatowy nie zawiera tych kredytów, a ustawy mają przeto wartość papierową! Socjaliści, uznając pilność i ważność tych spraw, jeszcze w 1920 r. domagali się stworzenia nadzwyczajnych kredytów na cele oświaty powszechnej – poza budżetem, a żądanie swoje ponowili 16 grudnia 1921 roku, domagając się od rządu przedłożenia planu finansowego, dotyczącego realizacji wspomnianych ustaw.

Zakusy reakcji

Wszelkie te wnioski jak i w ogóle oświata ludu wydawały się większości sejmowej niezbyt pilną sprawą, a przeciwnie nasza rodzima reakcja odnosiła się nieprzychylnie do wszelkiej inicjatywy w tej dziedzinie. Zaledwie fundamentalne rozpoczęcia gabinetu tow. Moraczewskiego i ówczesnego Ministra Oświecenia socjalisty tow. Praussa przez wydanie dekretów o obowiązku szkolnym, o uposażaniu i ustalaniu nauczycieli szkół powszechnych, o odpowiedzialności dyscyplinarnej nauczycieli, uzupełniane częściowo przez Sejm, znalazły zastosowanie w praktyce; wszystkie inne ustawy pozostały na papierze. Na krzyk demokratycznej części naszego społeczeństwa o kształcenie dorosłych wobec wykazanej wielkiej liczby analfabetów, wówczas większość komisji oświatowej w Sejmie z nieżyjącym już dzisiaj księdzem Lutosławskim na czele, przy współudziale referenta posła Albina Nowickiego (z Chjeny) odpowiedziała na to unicestwieniem projektu rządowego ustawy „o obowiązku zakładania i utrzymywania początkowych kursów dla dorosłych i bibliotek powszechnych”. Utrzymała się tylko ustawa ,,o przymusowym nauczaniu w wojsku polskim”, wniesiona przez posłów socjalistycznych.

Walka o szkołę wyznaniową

Natomiast już wówczas reakcja nasza rozwinęła gorliwą działalność w kierunku sklerykalizowania szkoły – w postaci wprowadzenia do Konstytucji postanowień o szkole wyznaniowej. W takiej szkole rządziłby ksiądz i zamiast rzetelnej nauki, szkoła stałaby się rozsadniczką fanatyzmu. Szkoła wyznaniowa stałaby się czynnikiem antypaństwowym, odśrodkowym, zarzewiem ciągłej wojny między odłamami religijnymi, jakby jakimś wozem, do którego zaprzęgnięto by z czterech stron ogniste rumaki. Gdy szkoła powszechna ma również za zadanie spajać i kitować społeczeństwo wspólną myślą państwową, szkoła wyznaniowa byłaby dynamitem, rozsadzającym organizm państwowy. Socjaliści polscy z posłem K. Czapińskim na czele, w Sejmie przyczynili się znacznie do udaremnienia owego zamachu na świeckość i bezpartyjność szkoły. Również Związek polskiego nauczycielstwa szkół powszechnych współdziałał tu energicznie. Postanowienie więc o szkole wyznaniowej nie dostało się do ustawy konstytucyjnej. Oczywista, socjaliści nie wypowiadali się przeciwko religii w szkole, ale nie chcieli rozbijania szkoły według wyznań i nie chcieli oddania szkół w ręce księży, popów i rabinów. Ciekawe, że żydowskie Koło w Sejmie pod wpływem rabinów – poparło wyznaniową szkołą, albowiem pos. Grünbaum w zimie 1923/24 roku przedłożył projekt ustawy o szkołach mniejszości narodowych, i w tym projekcie przewiduje szkoły wyznaniowe!

Dobijanie szkolnictwa

Zakusy reakcji wystąpiły w całej pełni po stworzeniu rządu rzekomo narodowego pod prezydenturą Witosa. Odbiło się to fatalnie na szkolnictwie powszechnym i oświacie. W tym właśnie roku, w którym – jak wyżej wykazaliśmy – rozpocząć się miała wielka akcja, która, wyzyskując następstwa wojny i zmniejszoną liczbę urodzin, miała zmierzać do powszechnego nauczania, rozpoczęto od bezlitosnych skreśleń w budżecie oświaty. Po bardzo uciążliwych targach ustalono 170 milionów złotych, z czego Minister Skarbu urwał 65 milionów złotych. Nie ma więc mowy o jakiejkolwiek walce z ciemnotą, o tworzeniu nowych szkół, o budowie choćby jednej szkoły, a cała troska skupić się musi koło tego, jak uchronić rozpoczęte budowy od zniszczenia, bo kwota 700 tysięcy złotych na ten cel przeznaczona w budżecie ani nie zezwoli na samodzielną akcję budowlaną, ani nawet nie wesprze przedsiębiorczości gmin. Nie ma na nowe seminaria, na kształcenie nauczycieli, na obsadzenie posad ukończonymi seminarzystami, nie ma prawie nic na oświatę pozaszkolną. Zaledwie 0,5% stanowiła oświata pozaszkolna w budżecie Ministerstwa Oświecenia, a i to skreślono z całą zawziętością, ku wielkiemu zadowoleniu konkurencyjnych, narodowo-demokratycznych instytucji oświatowych, wyciągających po ten spadek ręce! A stało się w chwili, gdy na zachodzie zmierzają państwa jak Anglia, Niemcy do obowiązkowej nauki aż do 18. roku życia. Okres ten rządów (nazwanych popularnie rządem Chjeny-Piasta) tak smutny dla losów oświaty, zapamięta nauczycielstwo szkół powszechnych. Można by z całą słusznością stworzyć zdanie: „Uderz w nauczyciela, a pognębisz szkołę”. Większość rządowa w czasie swych sześciomiesięcznych rządów zdołała na przyszłość odebrać nauczycielowi 2 morgi ziemi, odstręczając go w tych trudnych warunkach drożyźnianych od pracy na wsi, rząd powziął uchwały uzależniające władze szkolne i nauczyciela od władz politycznych, wojewodów i starostów, a przeto stworzył możność wprowadzenia do szkoły i stosunków szkolnych partyjnej polityki każdorazowej większości, której służy.

Próbowano również zamienić nauczyciela w niewolnika uchwałą Senatu postanawiającą odebrać mu awans automatyczny, a już koroną zamysłów dobijających doszczętnie szkolnictwo powszechne, byłoby ziszczenie zapowiedzi ówczesnego ministra Kucharskiego – przerzucenia części wydatków na szkolnictwo powszechne na samorządy! Ster Ministerstwa Oświecenia dzierżył w swym ręku Stanisław Głąbiński, wprowadzając w niebywały dotąd sposób partyjną politykę do administracji szkolnej. Stronnictwo chłopskie „Piasta” niedbałe o usunięcie jednej z największych nędz chłopskich, nędzy szkolnej, łatwo i chętnie oddało tekę Ministerstwa Oświecenia przedstawicielowi społecznej reakcji.

Konstytucja i ustawy na kołku

Ustawy szkolne zawieszono na kołku. Mimo że artykuł 119 ustawy konstytucyjnej wyraźnie brzmi, iż „nauka w szkołach państwowych i samorządowych jest bezpłatna”, Ministerstwo nie tylko podtrzymało, lecz zwaloryzowało opłaty w wyższych uczelniach, a w szkołach średnich wprowadzono bez żadnych skrupułów opłaty uczniów na opał, materiały szkolne itp. Szkoły te powoli stają się dostępne wyłącznie dla dzieci zamożnych rodziców. Wreszcie najdotkliwszy cios, wymierzony szkole powszechnej – to dalsze utrzymywanie niższych klas szkół średnich. Według powziętego programu, po ukończeniu siódmej klasy szkoły powszechnej, powinien przejść uczeń do czwartej klasy gimnazjalnej, która, według nowych planów, stać się winna pierwszą klasą. W ten sposób szkoła powszechna zyskałaby prawo obywatelstwa – stałaby się w istocie powszechną. Trzy pierwsze klasy gimnazjalne powinny być zniesione, gdyż młodzież przerobiłaby ten materiał w piątej, szóstej i siódmej klasie szkoły powszechnej. Ta redukcja w szkołach średnich byłaby pożyteczną i dla skarbu państwa i zbawienną dla szkoły powszechnej, podniosłaby jej znaczenie. Przez zaniechanie tej pożytecznej redukcji i przez „oszczędności” na odpowiednie kształcenie nauczycieli dla siedmioklasowych szkół, wstrzymano znów na dłuższy czas rozwój szkoły powszechnej. Nic więc dziwnego, że Ministerstwo nie wyzyskało i nie kwapiło się z wykonaniem ustawy o rekwizycji lokali na szkoły powszechne.

Najlepiej charakteryzuje brak zrozumienia dla szkolnictwa powszechnego preliminarz budżetowy na r. 1924, przedłożony Sejmowi przez rząd Witosa. Oto wydatki na szkolnictwo powszechne oblicza się na 41661718 złotych dla 30 tysięcy szkół, podczas gdy na szkolnictwo średnie, ogólnokształcące, 22798341 zł – dla 255 szkół. Z tego wynika, że koszt utrzymania 1 szkoły powszechnej przez państwo wynosiłoby 1388 zł 72 groszy, natomiast 1 szkoły średniej 89405 zł 21 groszy, czyli przeszło 64 razy więcej, aniżeli szkoły powszechnej.

Jeszcze bardziej uderzająco wyjdzie ta krzywda klas pracujących, jeślibyśmy rozłożyli koszt utrzymania szkolnictwa biorąc pod uwagę 1 ucznia szkoły powszechnej i 1 ucznia szkoły średniej.

Stan ten zmienił się na korzyść przez podniesienie budżetu oświatowego przez nowy rząd Grabskiego do wysokości 98 mil. złotych polskich. Oczywiście, że nie zmienia to jeszcze stanu pokrzywdzenia podstawy oświaty ludowej, jaką jest szkoła powszechna. Ta podwyższona kwota zaledwie ustala dotychczasowy fatalny stan szkolnictwa, dając słabe widoki rozwoju przyszłości.

W każdym razie już po tej poprawie budżetu stan jest następujący: koszt utrzymania przez państwo jednego ucznia szkoły średniej wynosi 260 zł 20 gr., ucznia zaś szkoły powszechnej tylko 20 zł 80 groszy.

Niech żyje siedmioklasowa szkoła powszechna!

Z upadkiem owego rządu klęski oświaty i szkoły powszechnej, nie może się zmniejszyć czujność klasy pracującej i demokratycznie myślącego społeczeństwa. Bierność w stosunku do szkoły powszechnej, poza niechęcią sfer konserwatywnych naszego państwa, ma nadto oparcie w ciemnocie mas ludowych i dostosowującej się do niej demagogii jej reprezentantów. Sprawa oświaty powszechnej wymaga szerokiej propagandy. Szerzy ją „Związek polskiego nauczycielstwa szkół powszechnych” i „Związek zawodowy nauczycieli szkół średnich”, szerzy ją wyrazicielka wyzwolenia ekonomicznego, społecznego i kulturalnego klasy pracującej – Polska Partia Socjalistyczna.

Świadoma, iż na fundamencie szkoły powszechnej rozwijać się może dalsze kształcenie robotnika i wszelakiego obywatela, że myśl i ideał socjalistyczny zaszczepi się łacniej w sercu i mózgu przygotowanego umysłowo proletariusza, przywiązuje szczególną uwagę do szkoły powszechnej, uważając ją nadto za kamień węgielny demokracji i cement państwowości polskiej. Stąd jej cześć dla szkoły powszechnej i dbałość o nauczyciela, jako kapłana prawdy, pogromcy fałszów i przesądów, bojownika postępu. Program ten najlepiej ujmie hasło: „Niech żyje, wzrasta i rozwija się siedmioklasowa, świecka szkoła powszechna!”.

Niech w Polsce nie będzie ani jednego młodego obywatela, którego by nie objęła swym dobroczynnym światłem siedmioklasowa szkoła powszechna!

Socjaliści a oświata

W ostatnich dniach grudnia 1924 r. odbył się w Krakowie XIX kongres PPS, na którym partia socjalistyczna ustalała w rezolucjach swój stosunek do kwestii oświaty. Referent stwierdził, że w obecnym kapitalistycznym ustroju sprawa oświaty staje się klasową bronią zorganizowanych mas pracujących. Albowiem dążeniem kapitalistów i obszarników oraz wszelkiej reakcji w ogóle, jest utrzymanie robotnika i chłopa w nieświadomości. Wobec tego reakcja albo nie chce w ogóle dać szkoły dla ludu, albo daje marną. Reakcja kapitalistyczna i obszarnicza ma dla robotnika i chłopa marną, jedno- lub paroklasową, i to jeszcze sklerykalizowaną szkółkę! „Im głupszy chłop, tym bogatszy pan!”. „O nie!” – woła socjalista-robotnik i chłop. – „Chcemy niezależnej, prawdziwej, głębokiej oświaty! Rozumiemy, że w naszej walce o socjalizm szkoła ma odegrać olbrzymią rolę! Robotnik-analfabeta albo robotnik otumaniony klerykalizmem, nie zrzuci jarzma kapitalistycznego, nie zbuduje lepszej przyszłości!”.

Toteż kongres w rezolucji oświadczył, że „zorganizowana klasa robotnicza bierze pod swoją opieką rozwój szkolnictwa świeckiego w Polsce”. Klasa robotnicza energicznie protestuje przeciwko zamachom reakcji na oświatę polską! Poza tym kongres wita z radością utworzenie przez partię „Towarzystwa Uniwersytetu Robotniczego” (TUR), który ma kształcić robotnika i chłopa. Każdy szczery demokrata, każdy prawdziwy socjalista winien poprzeć TUR.

Polska rozbudowuje swą demokrację, Ale nie ma demokracji bez dobrej szkoły! Polski robotnik walczy o Socjalizm. Ale nie ma Socjalizmu bez oświaty. Reakcyjne zamachy godzą i w demokrację, i w Socjalizm! A godzą także w siłę i trwałość Rzeczypospolitej, albowiem nie masz dziś silnego państwa bez światłych obywateli!

Julian Smulikowski


Powyższy tekst posła Juliana Smulikowskiego to cała broszura wydana w serii „Latarnia”, Nakładem Spółdzielni Wydawniczo-Księgarskiej „Nowe Życie” w Warszawie, luty 1924. Od tamtej pory nie była wznawiana, ze zbiorów Remigiusza Okraski, poprawiono pisownię wedle obecnych reguł.

Na podobny temat warto przeczytać: 
↑ Wróć na górę