Lewicowo.pl – Portal poświęcony polskiej lewicy demokratycznej, patriotycznej i niekomunistycznej

Logo Lewicowo

L. Bukowski

Prezydent, który złamał pychę bogactwa

[1939]

W swej świetnej pracy o wielkim Prezydencie wielkiej Republiki pisze Emil Ludwig (Emil Ludwig: Franklin Delano Roosevelt. Studium o szczęściu i władzy): „...Ku końcowi stulecia na jakiejś odległej fermie w Nowym Meksyku dziad opowie swym od dawna straktoryzowanym wnukom, że przed wielu laty, gdy był chłopcem, w Waszyngtonie rządził pewien prezydent: urodził się w bogactwie, a walczył z bogaczami, był sparaliżowany, a z mieczem w ręku uderzał na przeciwników, państwo banków go wydało, a pierwszy złamał pychę przedsiębiorców”.

Tak! Przyszłość niechybnie otoczy aureolą legendy postać człowieka, który krajowi znajdującemu się na skraju przepaści przywrócił wiarę we własne siły, który nie wahał się w kraju wybujałego indywidualizmu i ubóstwienia inicjatywy indywidualnej realizować śmiałą planową koncepcję gospodarczo-społeczną.

Roosevelt nie jest człowiekiem, który by sam wytwarzał koło siebie atmosferę wyższości i potęgi, który by odgradzał się nimbem tej wyższości i potęgi od społeczeństwa, który by swą wewnętrzną słabość, brak siły ducha pragnął ukryć w zewnętrzne pozory siły... Słowem Roosevelt jest – Emil Ludwig podkreśla to ustawicznie – zaprzeczeniem tych cech, które zazwyczaj charakteryzują tych, co, piastują dyktatorską władzę...

Piękne, otwarte spojrzenie Roosevelta jest odpowiednikiem duszy zharmonizowanej, pełnej zwartej mocy wewnętrznej i pogodnej równowagi... Roosevelt nie potrzebuje stwarzać dokoła siebie pozorów siły, otaczać się gwardią zaufanych, tłumić głosy krytyki (gdyby nawet mógł, nie chciałby tego...), gdyż ma siłę, która mu każe walki się nie lękać, przeciwnie – każe mu iść w wir walki ze spokojną pewnością siebie i wiarą; w rzetelność swej „service”, swej służby, jaką oddaje społeczeństwu.

Czar Roosevelta

Należą się wydawnictwu „Rój” wyrazy uznania, że udostępniło w dobrym przekładzie polskiemu czytelnikowi to piękne studium, górujące nad wielu innymi pracami Ludwiga.

Autor sam zaznacza, że mając możliwość poprzestawania z Rooseveltem, obserwowania jego sposobu pracy, uległ jego urokowi.

Nie odbiło się to bynajmniej ujemnie na dziele Ludwiga. I dlaczego w czasach, gdy miliony ludzi klękają w pyle i prochu przed wyimaginowanymi wielkościami, nie złożyć hołdu istotnej zasłudze?

Od lat chłopięcych… – na szczyty władzy

Ludwig nałożył na siebie obowiązek rzucenia zarysu dziejów i osobistości Prezydenta... Widzimy go dorastającego w pogodzie, szczęściu, w dostatku w ojcowskiej willi nad Hudsonem. W zetknięciu z biednymi dziećmi budzi się w nim sumienie i poczucie odpowiedzialności. Za studenckich czasów (dzieje się to w czasie wojny burskiej) kwestuje na rzecz „brudnych, brodatych Burów”, nad których bogaci studenci przekładają „wytwornych Anglików”. W swych ambicjach politycznych ma wrażliwy młodzieniec podnietę: ma w swej rodzinie wuja, Teodora Roosevelta, który zasiadał na fotelu Prezydenta Unii.

Dwaj prezydenci – imiennicy

Ludwig w toku swej opowieści przeprowadza błyskotliwe porównania swego bohatera z innymi osobistościami. Roosevelt młodszy to wcielenie zrównoważonej, spokojnej siły, której nie zdołała złamać nawet straszna choroba paraliżu. Choroba ta stała się dlań nowym źródłem siły. Teodor Roosevelt był w dzieciństwie słaby i chorowity, zespolił całą energię, by wytworzyć w sobie męstwo i siłę. „Zupełnie jak dzisiejsi faszyści, owe tzw. męskie ideały i cnoty Teodor zapożyczył u tęgiego wojaka i myśliwego, jakim sam uporczywie chciał zostać”... Zresztą Teodor istotnie wykształcił się na dzielnego człowieka, co się nie zawsze daje powiedzieć o dzisiejszych wielbicielach „cnót męskich”, którzy są silni wobec słabych...

Tak więc Franklin idzie swą drogą. Zdobywa dla swej Partii od dziesiątków lat utracony mandat senatora stanu nowojorskiego, jednakże nie obywa się bez zatargów z wpływowymi sferami kierowniczymi Partii, przeciw których opinii następnie forsuje kandydaturę Wilsona na Prezydenta.

Wilson a Roosevelt

Wilson był duchowo przeciwieństwem swego młodego przyjaciela. Nie był człowiekiem czynu, był teoretykiem, uczonym, ale mimo różnic usposobienia panowała między nimi przyjaźń i harmonia... Wilson ostrzegał przed wszechpotęgą finansjery, przed tym „despotyzmem XX stulecia”; Roosevelt uważał się za wykonawcę testamentu Wilsona, za tego, który jest powołany, by podporządkować bogactwo kontroli Państwa.

Wielki wysiłek w czasie wojny na stanowisku podsekretarza stanu marynarki, organizacja zwycięstwa, późniejsza po wojnie kampania na rzecz Ligi Narodów, klęska wyborcza na tle powszechnego rozczarowania do Europy – oto bilans prac i zawodów, które go nie zdołały wyczerpać, ani zniechęcić, a, gdy w 40. roku życia zostanie sparaliżowany do bioder, bierze się z chorobą za bary i powiada: „I’ll beat this thing” – pokonam to!

„Duch, który stwarza sobie ciało”

Jest to w istocie, jak się wyraził Schiller, „duch, który stworzył sobie ciało”. Roosevelt tryumfuje nad chorobą. Odnosi zwycięstwa wyborcze, mimo że był kaleką o kulach. Jest dzielnym gubernatorem stanu nowojorskiego. Po Hooverze – wielbicielu kapitalistycznej „prosperity” – obejmuje rządy krajem, który jak legendarny Krezus ze szczytu bogactwa widział się wtrąconym na samo dno upadku.

Otrzymuje ogromne pełnomocnictwa, przeciw którym nie ma w tym momencie żadnej opozycji, zdołał przeprowadzić swe wielkie reformy społeczne, swój Nowy Ład, przeciw któremu wznosi się rychło opozycja ośmielonego już kapitału.

Na nic jednak zaciekłość wrogów. Na nic rosnąca opozycja nawet w łonie jego partii, wśród Demokratów! Ufny w poparcie mas ludowych zwycięża Roosevelt tępy upór wielkiego kapitału i sztywny formalizm prawników Sądu Najwyższego, Kraj otrzymuje nowe, wzorowe ustawodawstwo społeczne, a na szturm kryzysu i sabotaż kapitalistów odpowiada Prezydent nową serią robót publicznych, których – dodajmy zbawienny skutek daje się obecnie spostrzec. Ameryka raz jeszcze pokonała kryzys wzmożoną aktywnością gospodarczą.

Do czego dąży Ameryka?

Stany Zjednoczone – dowodzi Ludwig – dają nam Europejczykom przykład godny zastanowienia. Na czele kraju stanął mąż, który nie nadużywa władzy, który perswazją i humorem „przewodzi milczącej rewolucji”. Gdzie indziej – powiedzmy – różnym domorosłym planistom wydaje się nie do osiągnięcia przebudowa gospodarcza bez dyktatury, totalizmu, ustaw wyjątkowych. Tam przy utrzymaniu swobód demokratycznych, powszechnych wyborów i dawnej konstytucji przebudowuje się państwo w „na poły socjalistyczne”.

Ale Roosevelt nie jest przecież wrogiem kapitalizmu! Roosevelt nie działa, co prawda, w myśl ustalonego planu, ale zapoczątkowany przez niego Ład w myśl zasad sprawiedliwości społecznej i równowagi między interesem społecznym a dobrem jednostki w dalszym swym rozwoju doprowadzić musi do przebudowy ustroju gospodarczego od podstaw, z czego – zdaje się – Ludwig nie zdaje sobie sprawy. Tak więc, jeśli postęp Nowego Ładu nie zostanie przerwany przez zwycięską reakcję wielkokapitalistyczną – to dalsze jego etapy zmienią Stany Zjednoczone w państwo demokracji socjalistycznej.

Oczywiście los dalszej wałki nie spocznie na barkach jednostki, podejmą ją zorganizowane masy robotników i farmerów.

Kilka dni temu słowa Prezydenta Roosevelta znów odbiły się żywym echem w sercach demokratów Europy.

Z każdym rokiem Roosevelt coraz mocniej akcentował zainteresowanie Stanów Zjednoczonych dla spraw światowych i stwierdza w ten sposób, że nie zaparł się ideałów swego wielkiego przyjaciela – Wilsona. Stany Zjednoczone wyszły ze swej izolacji. Ich potęga zaważy na losach przyszłych rozgrywek.

Stany Zjednoczone znalazły wreszcie wspólny język z republikami łacińsko-amerykańskimi. Półkula zachodnia znajduje się pod znakiem, solidarności amerykańskiej, solidarności nie wymierzonej przeciw interesom pozostałej ludności globu, lecz mającej służyć ideałom cywilizacji ludzkiej, a położyć tamę zalewowi barbarii.

W tej przemianie przodował Wielki Prezydent, tak niepodobny do innych „opatrznościowych mężów”.

L. Bukowski


Powyższy tekst pierwotnie ukazał się w piśmie „Robotnik Śląski – organ Polskiej Partii Socjalistycznej Śląska Zaolziańskiego” nr 3/1939, Warszawa – Karwina, 15 stycznia 1939. Od tamtej pory nie był wznawiany, poprawiono pisownię według obecnych reguł.

↑ Wróć na górę