Lewicowo.pl – Portal poświęcony polskiej lewicy demokratycznej, patriotycznej i niekomunistycznej

Logo Lewicowo

Norbert Barlicki

O cześć wam, panowie magnaci!

[1919]

Art. 6 projektu reformy rolnej, przyjęty przez większość komisji, został w dniu wczorajszym odrzucony na plenum sejmu 182 głosami przeciw 178. Upadł również wniosek Starzyńskiego-Błyskosza, który oznacza maksimum w granicach od 100 do 300 morgów, a w razach wyjątkowych do 500 morgów.

Upadł wniosek, traktowany przez ludowców jako kompromisowy, w niesłychanie charakterystyczny sposób: 181 głosów za, 181 przeciw, przy jednym wstrzymującym się i jednej kartce unieważnionej.

Wobec tego odrzucenia najistotniejszej części reformy, projektowanej przez ludowców, możemy uważać samą zamierzoną reformę za gruntownie zwichniętą. A zwichnęła ją prawica pod kierunkiem endectwa, przyczynili się do tego również enzeterowcy [Narodowy Związek Robotniczy] z Poznańskiego.

Ludowcy manifestacyjnie opuścili salę, nie chcąc głosować nad wnioskiem Grabskiego, określającym maksimum na 100 do 300 hektarów (mniej więcej od 200 do 550 morgów), w razach wyjątkowych do 600 hektarów (około 900 morgów).

Nasze rozważania, że tak powiem, dotychczas teoretyczne, oparte na analizie składu sejmu i jego rozpołowienia, okazały się co do joty słuszne; nabierają siły faktów. Oto mamy już dowód konkretny, że sejm z powodu swego rozpołowienia absolutnie nie jest zdolny do przeprowadzenia jakiejkolwiek zasadniczej reformy, do powzięcia jakiejkolwiek zasadniczej uchwały. Straszliwa sprzeczność wewnętrzna sprowadza wszelkie poczynania do martwego punktu, sam sejm staje się bezsilnym. Przypadek, los, jedna lub dwie jednostki decydują o sprawach najważniejszych.

Lecz nie idzie nam w tej chwili o stwierdzanie, że wywody nasze były trafne.

Chcemy zadokumentować wobec jak najszerszych warstw ludu pracującego fakt, że projekt reformy rolnej na wykupie przymusowym ziemi [oparty], a więc projekt w najmniejszym nawet stopniu nie krzywdzący obszarników – wszak miano im za tę ziemię zapłacić – został wczoraj odrzucony przez prawicę endecką i jej pachołków, enzeterowców z Poznańskiego.

A to znaczy, że pan-obszarnik w Polsce znowu staje się władcą życia i śmierci krociowych rzesz robotników rolnych, znowu według swego kaprysu może ich wyrzucać na gościniec, aby w posępnym pochodzie wydziedziczone masy szły na obczyznę szukać pracy, szły na głód i poniewierkę wśród obcych. A to znaczy, że w odradzającej się Polsce nie chce pan-obszarnik przyznać krociowym masom nędzarzy prawa do pracy i prawa do życia we własnej ich ojczyźnie; pan-obszarnik, który wszedł do sejmu z falangą swoich niskich sługusów, gotowych na wszystko.

I to się dzieje w okresie najgłębszych przewrotów społecznych! I to się dzieje wśród szalejących burz na wschodzie i zachodzie!

Krzywda, potworna krzywda ludu, rozdzierająca serce, głosem straszliwym bijąca w głuche i zimne niebo, stanęła wczoraj w izbie obrad sejmowych i powiała czerwoną chustą. Rozbrzmiała pieśń, której każdy wyraz, każdy dźwięk przesiąkł krwią i łzami ludu znękanego długą jak wieczność, czarną jak noc niedolą.

Zali i u nas musi z nieubłaganą koniecznością rozegrać się krwawy dramat, aby lud nareszcie wziął swoje prawo, wydarte mu przemocą i podstępem w powodzi wieków? Ten lud, co walczył za wyzwolenie swej ojczyzny i powitał jej odrodzenie uśmiechem radości? Ten lud, co oczekiwał cierpliwie, aż sejm suwerenny zadecyduje i przywróci mu nieprzedawnione jego prawa? Ten lud, którego cierpliwość i wstrzemięźliwość jest godna najwyższego podziwu?

I cóż temu ludowi powiecie teraz, wy, jego wybrańcy, którzyście sami tych praw mu we wczorajszym głosowaniu zaprzeczyli? Jaką wieść zawieziecie gromadom chłopów, których wypłowiałe od słońca i niepogody oczy, pełne nadziei zwracają się ku sejmowi obradującemu w stolicy Polski wyzwolonej?

Czy wreszcie odważycie się stanąć przed tymi niemymi gromadami, wy, złodzieje zaufania mas?

Złodzieje zaufania, albowiem podstępnie skradliście je, aby tym łacniej przefrymarczyć sprawę ludu na rzecz odwiecznych jego wrogów. A czynicie to, nie bacząc, iż frymark wasz może ten lud pchnąć w otchłań rozpaczy, która zagasić może dzień naszej wolności.

I nie w sejmie was pytamy, ale w obliczu ludu: dokąd zmierzacie? Gdzie jest nareszcie kres tych potworności, z których się splata historia naszej działalności?

Na odpowiedź czeka lud, dziś jeszcze niemy, lud, w którego piersi drzemią słowa-pioruny.

Norbert Barlicki


Powyższy tekst pierwotnie ukazał się w PPS-owskim dzienniku „Robotnik” nr 240/1919, 8 lipca 1919. Następnie wznowiono go w Norbert Barlicki – „Muszą zamilknąć spory na lewicy. Wybór pism”, Książka i Wiedza, Warszawa 1980. Przedruk za tym ostatnim źródłem.

↑ Wróć na górę