Lewicowo.pl – Portal poświęcony polskiej lewicy demokratycznej, patriotycznej i niekomunistycznej

Logo Lewicowo

Remigiusz Okraska

„Luksemburgizm” Adama Ciołkosza. Z zapomnianych kart emigracyjnej myśli lewicowej

„Jednego tylko komuniści na Kremlu nigdy Róży Luksemburg nie darują: oto tego, że była ona przeciwna budowaniu tzw. partii nowego typu, partii o aspiracjach totalnych, takiej właśnie jaka rządzi w Związku Sowieckim i w krajach »demokracji ludowej«”. Cytat ten zapewne zadziwi ludzi prawicy, której wspomniana w nim postać kojarzy się z wywodami, gdzie jednym tchem wymienia się „luksemburgizm”, dziadków czy ojców z Komunistycznej Partii Polski, przynależność do PZPR i postkomunizm. Jeszcze większe zdziwienie wzbudzi zapewne fakt, że autorem tych słów jest Adam Ciołkosz – owszem, socjalista, ale konsekwentnie niepodległościowy, patriotyczny, antykomunistyczny i antypeerelowski.

Ciołkosz został niedawno przypomniany za sprawą opublikowania pierwszej biografii tej postaci [1]. Zatem tylko skrótowo i w uproszczeniu [2] przypomnijmy, że przed wojną był działaczem Polskiej Partii Socjalistycznej, posłem z jej ramienia, jednym z liderów ówczesnego młodszego pokolenia lewicy, więźniem twierdzy w Brześciu. Po hitlerowskim najeździe przedostał się do Anglii, gdzie pozostał – wraz z żoną Lidią, również działaczką, publicystką i historyczką lewicy – aż do śmierci w 1978 r. Przez kilka dekad emigracyjnego życia nigdy nie zaakceptował realiów PRL-u – odrzucał uzurpacje komunistów do sprawowania legalnej władzy w kraju, domagał się pełnej niepodległości i przywrócenia demokracji, uznawał rząd londyński i związane z nim środowiska polityczne za kontynuację Polski „przedokupacyjnej”. Gdy część jego emigracyjnych towarzyszy-socjalistów (i jeszcze większa część ogółu emigrantów politycznych) liczyła, iż reżim z biegiem czasu złagodnieje i zacznie się kruszyć, a wówczas możliwy będzie jakiś kompromis, Ciołkosz uważał, że należy go po prostu obalić. Polityczne kompromisy z komunistami nie są możliwe, a sprawa polska nie pozwala godzić się na choćby szczątkowe trwanie podwalin tego systemu, tj. brak swobód politycznych i zależność od ZSRR. Jednocześnie ani trochę nie odszedł od socjalizmu i jego zasad, krytykując PRL nie tylko za brak suwerenności czy demokracji, ale także za pogwałcenie postulatów ekonomicznych, zasad politycznych i fundamentów etycznych lewicy.

Jego zupełnie zapomniana rozprawa pt. „Róża Luksemburg a rewolucja rosyjska” [3] jest ciekawym przejawem takiej postawy. Jest ona również ważnym dokumentem polskiego życia intelektualnego na emigracji. Choć autor kontynuuje PPS-owską tradycję polemiki z poglądami Luksemburg, to zarazem bierze ją w obronę przed atakami bzdurnymi (nota bene termin „luksemburgizm” ukuł bolszewik Zinowiew na potrzeby ataków na koncepcje Luksemburg ze strony komunistycznych władców Rosji [4]). Pragmatyczny cel książki jest oczywisty – krytyka „realnego socjalizmu” przy zastosowaniu argumentów sformułowanych przez jedną z jego „ikon”. Zarazem jednak – jak sądzę, nieprzypadkowo – ta szczegółowa, daleka od doraźnej publicystyki praca ocala w poglądach i postawie Róży Luksemburg to, co nawet z diametralnie odmiennego stanowiska musi budzić szacunek. Na uwagę zasługuje również odważny zabieg – Ciołkosz co prawda stawia w niezręcznej sytuacji komunistów, zmuszonych zmierzyć się z argumentami pochodzącymi z pism „patronki”, ale w analogicznej sytuacji stawia również siebie, odwołując się afirmatywnie do części wniosków autorstwa osoby, która stanowi antytezę jego własnych tradycji ideowych (socjalizm niepodległościowy) i pozycji politycznych (antykomunizm).

Rozprawa o Luksemburg powstała i ukazała się w istotnym kontekście sytuacyjnym. Na fali popaździernikowej „odwilży”, w ramach serii publikacji towarzyszących tygodnikowi „Po Prostu”, postanowiono dokonać pierwszej polskiej edycji broszury Róży Luksemburg pt. „Rewolucja rosyjska”. Broszury krytycznej wobec wielu posunięć bolszewików w kluczowej fazie przejmowania przez nich władzy w Rosji i utrwalania nowego porządku. Wydawało się, iż okres „destalinizacji” jest odpowiedni, by owa krytyka, autorstwa przecież jednej z „klasyczek” myśli komunistycznej, nie zaś antykomunisty-reakcjonisty, mogła trafić w ręce polskiego czytelnika. Zapowiedziano już edycję broszury, tygodnik opublikował nawet na swych łamach wstęp do niej, autorstwa Juliana Hochfelda. Ostatecznie jednak rozprawka Luksemburg nie trafiła do czytelników serii „Biblioteczka Po Prostu”; tekstu „Rewolucji rosyjskiej” nie włączono również do PRL-owskiej dwutomowej edycji pism tej myślicielki, z roku 1959.

W takiej sytuacji Adam Ciołkosz z jednej strony oburzył się na reżim, który zapowiada liberalizację i zmiany, a wciąż w najlepsze szaleje w nim cenzura polityczna. Z drugiej natomiast zachował jak rasowy polityk, któremu przeciwnik podarował na tacy słabe punkty. Tak oto latem 1960 r. powstała w Londynie książka „Róża Luksemburg a rewolucja rosyjska”. Oprócz tekstu Ciołkosza zawiera ona dokonany przezeń przekład wspomnianego tekstu Luksemburg [5] oraz przedruk polemik z „Po Prostu”, zapoczątkowanych publikacją wspomnianej przedmowy Hochfelda.

***

Książka Ciołkosza jest, wbrew tytułowi, poświęcona całokształtowi biografii i poglądów Róży Luksemburg. Nie sposób bowiem zrozumieć stanowiska myślicielki wobec poczynań bolszewików ani cenzorskich reakcji na jej tekst bez znajomości choćby podstaw „luksemburgizmu”.

„Całą twórczość pisarską Róży Luksemburg można streścić w zdaniu, którym zamknęła broszurę »Kryzys socjaldemokracji« (r. 1915): »Ojczyzną proletariuszy, której obronie podporządkować trzeba wszystko inne, jest socjalistyczna Międzynarodówka«. /…/ Miała na myśli tylko jeden patriotyzm: patriotyzm klasy robotniczej i tylko jedną nie znająca granic ojczyznę, którą – tak się jej wydawało – proletariusze mają w swojej klasie i w swojej sprawie” – pisze Ciołkosz (s. 21). To pierwszy z filarów „luksemburgizmu”.

Drugim jest konsekwentny, radykalny rewolucjonizm. Czasy aktywności Luksemburg w ruchu robotniczym to okres sporów między ortodoksyjnym rewolucjonizmem wywiedzionym z poglądów Marksa i z czasów jego aktywności w ruchu robotniczym a narastającą popularnością różnych wizji „pokojowej drogi do socjalizmu”, które koniec końców opatrzono metką „rewizjonizmu” i skojarzono na trwałe z Bernsteinem. Luksemburg była przeciwniczką tego ostatniego stanowiska. Choć teoretycznie dopuszczała możliwość, że triumf nowego porządku mógłby dokonać się na drodze bezkrwawych przeobrażeń, to uzależniała taki scenariusz od postawy warstw posiadających – zrozumienia, że z punktu widzenia procesów dziejowych stoją na przegranym stanowisku i powinny ustąpić. Co oczywiste, jest to mało realne w ogóle (cała warstwa nie zrezygnuje wszak bez walki i oporu ze swych przywilejów), a jeszcze bardziej na gruncie teorii ekonomicznej Luksemburg.

Kolejny filar „luksemburgizmu” to bowiem autorska teoria akumulacji kapitału. Słowami Ciołkosza mówi ona, że „Do swego istnienia i dalszego rozwoju kapitalizm potrzebuje niekapitalistycznych form produkcji jako swego otoczenia (milieu). Potrzebuje niekapitalistycznych warstw społecznych jako rynku zbytu dla swej nadwartości, jako źródła zaopatrzenia dla swych środków produkcji i jako rezerwuaru siły roboczej dla swego systemu pracy najemnej. Geograficznie milieu to obejmuje rozległe jeszcze obszary /…/, natomiast mierzone już osiągniętym wysokim stopniem rozwoju sił produkcyjnych kapitalizmu jest ono niewielką resztówką. Politycznym wyrazem procesu akumulacji kapitału w jego walce konkurencyjnej o resztę /…/ milieu światowego jest imperializm. /…/ Jednakże im gwałtowniej, energiczniej i gruntowniej niszczy imperializm kultury niekapitalistyczne, tym szybciej uniemożliwia on dalszą akumulację kapitału. Jest on jednocześnie – historyczną metodą przedłużania egzystencji kapitału, jak i najpewniejszym sposobem obiektywnego zakończenia tej egzystencji na najkrótszej drodze. Już sama tendencja do tego »celu ostatecznego« kapitalizmu wyraża się w formach, które kształtują końcową fazę kapitalizmu jako period katastrof. Nadzieja na pokojowy rozwój akumulacji kapitału, ideologia harmonii interesów między handlowymi narodami świata, jest równie złudna jak harmonia interesów kapitału i pracy. Akumulacji towarzyszy we wszystkich jej fazach dziejowych militaryzm. /…/ Im jednak gwałtowniej kapitał posługuje się militaryzmem, /…/ proces akumulacji kapitału przeradza się w nieustający łańcuch katastrof i konwulsji politycznych i społecznych, które razem z periodycznymi kryzysami gospodarczymi uczynią dalszą akumulację niepodobieństwem, a rebelię międzynarodowej klasy robotniczej przeciw panowaniu kapitału uczynią koniecznością” (ss. 55-56). Z takich przesłanek wynika zaś wniosek, że „widząc życie ludzkości współczesnej jako proces narastania sprzeczności ustroju kapitalistycznego, zmierzającego do zapanowania nad całym światem jako forma produkcji, Róża Luksemburg wyjście z tych sprzeczności upatrywała w zapanowaniu ustroju socjalistycznego w całym świecie. /…/ imperializm prowadzi (doprowadził) do wojny światowej, ta zaś przeobrazić się musi w światową rewolucję proletariacką” (s. 57).

Ów cytat mówi nam dwie istotne rzeczy. Nonsensem jest imputowanie Luksemburg postawy „antynarodowej” w znaczeniu niechęci do państw narodowych, a tym bardziej wobec państwa czy narodu polskiego. Błędem był skrajny dogmatyzm i wynikająca zeń chybiona ocena „sprawy narodowej” i jej związków ze „sprawą robotniczą” [6], jednak było to pokłosie stanowiska do głębi humanistycznego. Alternatywa wyrażona w słynnych słowach Luksemburg, iż do wyboru pozostają tylko „socjalizm albo barbarzyństwo”, mówiła o tym, że światowy kapitalizm i jego imperialistyczne dążenia poskutkują hekatombą na skalę globalną, którą przerwać może tylko światowy opór klasy robotniczej. Co więcej, rozwój kapitalizmu i ciągłe anektowanie jednego milieu po drugim, oznaczają, że do lamusa odchodzą wszelkie dawne tożsamości czy resztki formacji gospodarczych. Luksemburg z właściwą sobie skrajnością potraktowała konstatację Marksa, iż w kapitalizmie wszystko, co stałe, rozpływa się w powietrzu. Oskarżać można zatem Luksemburg, iż źle oceniła rozwój sytuacji i błędnie potraktowała „sprawę narodową”, fałszywe jest natomiast przekonanie, jakoby knuła ona przeciwko Polsce, naszemu narodowi i państwu – to raczej globalny kapitalizm był wedle jej teorii tym czynnikiem, który rozsadza zastane tożsamości i formy organizacyjne zbiorowości ludzkich. Ergo: kierowanie energii proletariatu ku patriotyzmowi i niepodległości oznacza rejteradę z pola walki z globalnym wrogiem o globalne cele. Alternatywą zaś wobec globalnego socjalizmu jest wedle autorki „Akumulacji kapitału” – przypomnijmy – barbarzyństwo.

Drugi z wniosków płynących z nakreślonych założeń programowych jest taki, że Luksemburg była w znacznym stopniu doktrynalną sojuszniczką bolszewików. Dlatego krytyka ich późniejszych poczynań stanowiła ciężki orzech do zgryzienia w kwestii ideowej oraz niewygodny fakt natury politycznej. Nie można bowiem autorce „Kryzysu socjaldemokracji” zarzucić, jakoby była „reformistką”, „oportunistką” czy „socjalszowinistką”. Przeciwnie – w kwestii oceny imperializmu, konieczności przekształcenia wojny światowej w rewolucję, stosunku partii lewicowych wobec udziału macierzystych państw w owej wojnie czy w końcu w kwestii tego, że rewolucja powinna być „nagła”, tj. jak najszybciej dokonać tak kluczowych zmian, aby niemożliwy był powrót do „starych czasów” – była ona bliską sojuszniczką bolszewików [7], z radością przyjęła też pierwsze wieści o triumfach Lenina i spółki w zrewoltowanej Rosji. Fakt zaś jej śmierci z rąk – jak nazywa to Ciołkosz – „zezwierzęconej soldateski niemieckiej”, śmierci poniesionej podczas wysiłków zmierzających do tego, aby i w Niemczech wybuchła rewolucja proletariacka, jeszcze dodatkowo niezwykle utrudniał liderom rosyjskiego przewrotu zmierzenie się z krytyką płynącą spod pióra Róży Luksemburg.

***

Broszura „Rewolucja rosyjska” powstała w szczególnych okolicznościach. Autorka napisała ją podczas pobytu w więzieniu we Wrocławiu, osadzona tam przez niemieckie władze za publiczne wypowiedzi przeciwko wojnie i militaryzmowi. Latem 1918 r. powstał cykl artykułów na potrzeby „Listów Spartakusa”, organu prasowego skrajnej lewicy niemieckiej, która później uformowała Związek Spartakusa, a następnie Komunistyczną Partię Niemiec. Artykuły te zawierały krytykę poczynań bolszewików, jednak z racji sytuacji politycznej w Rosji – trwające rokowania pokojowe – współpracownicy Luksemburg nakłonili ją do zaniechania publikacji. Dokonał tego we wrześniu 1918 r. w rozmowie z uwięzioną Paul Levi, jej obrońca i bliski współpracownik. Luksemburg postanowiła wówczas na bazie tekstów napisać broszurę, przeznaczoną do wydania później. Powstała rzecz niedokończona – kilka tematów zostało jedynie wzmiankowanych jako punkty do rozwinięcia. Prace nad tekstem zostały bowiem przerwane nagłym zwolnieniem autorki z więzienia 8 listopada 1918 r. w efekcie wrzenia ogarniającego Niemcy. Luksemburg na wolności rzuciła się w wir wydarzeń politycznych, nie finalizując broszury i nie publikując jej. Niespełna trzy miesiące później została zamordowana. Tekst niedokończonej rozprawy ogłosił Levi dopiero w roku 1922. Uczynił to po tym, jak został wyrzucony z Komunistycznej Partii Niemiec za opublikowanie broszury swego autorstwa, krytykującej komunistyczną próbę przewrotu z marca 1921.

Wszystko to dało im asumpt do twierdzeń, jakoby Luksemburg zrewidowała stanowisko i dlatego odstąpiła od ukończenia i wydania „Rewolucji rosyjskiej”. W ten sposób chciano zatrzeć wrażenie, że jedna z „ikon” rewolucyjnego ruchu robotniczego poddała krytyce państwo sowieckie i jego przywódców. Ciołkosz przypomina jednak, że poglądy Luksemburg pozostawały w tej kwestii bez zmian przez wiele lat aż do przedwczesnej tragicznej śmierci.

Innym jeszcze z filarów „luksemburgizmu”, celowo przywołanym dopiero teraz, jest stosunek wobec walk społecznych, kierowania nimi i roli partii socjalistycznej w tym procesie. W tej kwestii spór Luksemburg z bolszewikami trwał przez kilkanaście ostatnich lat życia autorki „Kryzysu socjaldemokracji”. Zaczął się od polemik z rozprawami Lenina „Co robić?” (1902) i „Krok naprzód, dwa kroki wstecz” (1904), uzasadniającymi m.in. nowy model partii, silnie scentralizowanej, skupiającej całą władzę w rękach garstki przywódców – „zawodowych rewolucjonistów”, bezgranicznie zdyscyplinowanej i nie poddanej de facto żadnej kontroli ze strony proletariackich mas, do przywództwa nad którymi pretendowała. Luksemburg już wtedy dostrzegła niebezpieczeństwa związane z degeneracją ruchu robotniczego w takim modelu kierownictwa. W roku 1903 przekonywała, iż „Rola tak zwanych »wodzów« polega w socjaldemokracji jedynie na tym, by rozbudzić w masach świadomość ich historycznych zadań” (cyt. za: Ciołkosz, s. 43). Przekonania takie wzmocnił przebieg rewolucji 1905 r. Wówczas to, krytyczna zarówno wobec leninowskiej koncepcji partii, jak i względem „degeneracji” socjaldemokratów-reformistów, nadała ważne miejsce takiej formie walki ekonomicznej i/lub politycznej, jaką stanowi strajk masowy. „/…/ odrzucała kierowniczą rolę organizacji [partyjnej] w strajkach; najważniejsze zadanie kierownictwa w okresie strajków masowych to rzucić hasło, nadać kierunek walce /…/. Sama jednak akcja musi być szeroka i żywiołowa, organizacja powstaje dopiero jako wytwór walki, po czym przechodzi próbę w walce i w walce na nowo się odradza. /…/ Ta wiara w masy nie opuściła Róży Luksemburg do końca życia. /…/” (ss. 41-42). „Koncepcja Luksemburg, aczkolwiek przesadna w degradacji roli i znaczenia demokratycznie wybranego kierownictwa partyjnego, była nieporównanie słuszniejsza i zdrowsza niż koncepcja Lenina /…/ Koncepcja Lenina była koncepcją rządów potrójnej mniejszości: klasy robotniczej, która jest mniejszością w społeczeństwie; partii socjaldemokratycznej, która jest mniejszością w proletariacie; kadry zawodowych rewolucjonistów, która jest mniejszością w partii” (s. 44).

Luksemburg pozostała zatem wierna kluczowej marksowskiej zasadzie, że wyzwolenie robotników powinno być dziełem samych robotników. „Błędy popełniane przez prawdziwy rewolucyjny ruch robotniczy są historycznie bez porównania bardziej owocne i wartościowsze od nieomylności najlepszego »Komitetu Centralnego«” – pisała ona (cyt. za: Ciołkosz, s. 44). Co więcej, inaczej niż wielu przedstawicieli rewolucyjnych nurtów ruchu robotniczego, Luksemburg nie odrzucała form i instytucji demokracji burżuazyjnej, uznając, że nie są one przeszkodą, lecz jedynie niedostatecznym wyrazem demokracji socjalistycznej. Parlamentu i wyborów powszechnych nie należy zatem po rewolucji likwidować, lecz dopełnić je innymi formami reprezentacji społecznej, jak np. rady robotnicze. Jak najszersza demokracja, przekonanie o tym, iż masowy ruch robotniczy jest najlepszą szkołą „socjalizacji” i że (oprócz oczywiście zmiany stosunków własnościowych) tylko w ten sposób proletariat może stworzyć ustrój faktycznie nowy i lepszy, że rewolucja nie jest misternym planem mędrców, lecz staje się rzeczywistością w trakcie walk społecznych – oto samo sedno doktryny Róży Luksemburg, ukształtowanej na przestrzeni kilkunastu lat. Stąd też fałszywe jest przekonanie, jakoby w ciągu niespełna kwartału, który minął od jej pracy nad broszurą „Rewolucja rosyjska” a śmiercią, porzuciła ona krytyczną ocenę realiów po bolszewickim przewrocie. Przeciwnie – Ciołkosz przypomina, że jeszcze 30 grudnia 1918 r., dwa tygodnie przed zgonem, na zjeździe założycielskim Komunistycznej Partii Niemiec wygłosiła referat programowy, zawierający m.in. takie słowa: „Socjalizmu nie wprowadza się i nie podobna wprowadzić za pomocą dekretów; nie zrobi tego nawet rząd jak najbardziej socjalistyczny. Socjalizm muszą wprowadzać w życie same masy, każdy proletariusz” (cyt. za: Ciołkosz, ss. 139-140). Na tymże zjeździe Luksemburg znalazła się w mniejszości wobec przewagi zwolenników – „nadzorowanych” przez człowieka Moskwy, Karola Radka – bojkotu wyborów parlamentarnych przez KPD, opowiadających się za powtórką metod bolszewickich.[8]

***

Luksemburg w swojej broszurze niejednokrotnie poszukuje usprawiedliwień dla bolszewików, tłumacząc ich poczynania specyfiką rosyjskiego zacofania w kwestii kultury politycznej, stosunków gospodarczych i dotychczasowego braku swobód obywatelskich. Z tego względu jeszcze trudniej było komunistom zmierzyć się z wymową „Rewolucji rosyjskiej” – był to bowiem tekst pisany z pozycji sympatyka ostrzegającego przed niebezpieczeństwami.

Takie „sławy” socjalizmu, jak Karol Kautsky czy Otto Bauer oraz wielu autorów mniej znanych, krytykowali poczynania Lenina i spółki wedle „klasycznego” marksowskiego schematu, mówiącego – w uproszczeniu – że dany kraj musi najpierw osiągnąć wysoki stopień rozwoju przemysłowego, skutkującego istnieniem licznej warstwy proletariackiej, a także mieć za sobą rewolucję burżuazyjną (mieszczańską), gwarantującą swobody obywatelskie i polityczne, aby móc próbować wybić się na socjalizm. Wedle zachodnich socjaldemokratów Rosja carska, kraj potężny i znaczący, lecz będący drugoligowym graczem w gospodarce światowej, kraj w zasadzie chłopski i to z rolnictwem zacofanym, wreszcie kraj do niedawna zamordystyczny – „nie kwalifikowała się” do rewolucji socjalistycznej i budowy nowego ustroju.

Taką krytykę Luksemburg zdecydowanie odrzucała. Uważała, że to nie bolszewicy zrobili rewolucję w złym miejscu i momencie dziejowym. Pod ich adresem pada wiele pochwał, jako partii, która „zrozumiała w owym pierwszym okresie [po rewolucji lutowej – przyp. R.O.] prawdziwe interesy rewolucji, była jej napędowym elementem, jako w tym okresie jedyna partia uprawiająca rzeczywiście socjalistyczną politykę” (cyt. za tłumaczeniem A. Ciołkosza; w Ciołkosz, s. 191). To oni sprawili, że w rewolucji „nie było stania w miejscu”, co stanowiło jeden z „dogmatów” „luksemburgizmu”, tj. maksymalizowania zasięgu przeobrażeń ekonomicznych, politycznych i społecznych. To oni byli jedynym gwarantem, że rewolucja nie cofnie się, nie zostanie zdławiona, a jej zdobycze – zatracone. „Rzeczywista sytuacja rewolucji rosyjskiej zamykała się po kilku miesiącach w alternatywie: zwycięstwo kontrrewolucji albo dyktatura proletariatu” (s. 191) – i bolszewicy rozstrzygnęli tę alternatywę na swą korzyść.

Jakkolwiek Luksemburg wykpiwa tych lewicowych krytyków Lenina, którzy zarzucali mu, iż dokonał „spisku” czy „mniejszościowego przewrotu”, to jednocześnie krytykuje bolszewików za politykę błędną, bo antydemokratyczną. Punktem zwrotnym jest dla niej rozwiązanie Konstytuanty dokonane po wyborach sromotnie przegranych przez bolszewików (25% głosów wobec 62%, które padły na socjalrewolucjonistów oraz mienszewików). Nota bene, Luksemburg popełnia znaczący błąd, sądząc, że Konstytuanta została wybrana przed przewrotem bolszewickim – tymczasem wybory odbyły się po nim, będąc ostatnim aktem demokracji w zrewoltowanej Rosji. Na podstawie tej błędnej informacji idealizuje ona bolszewików, sądząc, że bolszewicy rozwiązali Konstytuantę, ponieważ przed wyborami jej skład odzwierciedlał dawny układ sił i mniejsze niż w rzeczywistości poparcie dla nich. Tymczasem Lenin i spółka rozwiązali parlament właśnie dlatego, że już w nowej sytuacji, po przewrocie bolszewickim, nadal nie dysponowali większościowym poparciem.

Ale nawet bez świadomości owego faktu poddaje Luksemburg krytyce poczynania rosyjskich komunistów i uzasadniające je wywody Trockiego, który twierdzi, że „mechanizm instytucji demokratycznych” jest „ociężały” i nie nadąża jakoby za nastrojami mas, zwłaszcza w kraju wielkim i zacofanym technicznie. Luksemburg przekonuje, że jest dokładnie odwrotnie: im większe jest „wrzenie” w masach ludowych, tym szybsza ich mobilizacja również w celu nacisku na ciała przedstawicielskie, tym większa presja wywierana na delegatów. Co więcej, lud szybko uczy się demokracji, jeśli tylko mu na to pozwolić i gdy może się organizować w sposób swobodny. W polemice z Trockim przekonuje ona, że „Im demokratyczniejsza jest instytucja, im żywiej i mocniej bije tętno życia politycznego mas, tym bezpośredniejszy i dokładniejszy jest ich wpływ – pomimo sztywnych szyldów partyjnych, przestarzałych list kandydatów etc. Zapewne, każda instytucja demokratyczna ma swe granice i swe braki /…/. Tylko że lekarstwo, wynalezione przez Trockiego i Lenina: usunięcie w ogóle demokracji, jest jeszcze gorsze niż choroba, której miało ono zapobiec, a mianowicie zasypuje ono jedyne żywe źródło naprawy wszystkich przyrodzonych niedoskonałości instytucji społecznych: źródłem tym jest aktywne, nieskrępowane, energiczne życie polityczne najszerszych mas ludowych” (s. 208). Z niemal proroczą intuicją przewiduje, jaki będzie skutek takiego rozwoju wydarzeń: „Na miejsce ciał reprezentacyjnych, pochodzących z wyborów, Lenin i Trocki wstawili Sowiety [rady delegatów robotniczych, chłopskich i żołnierskich] jako jedyne prawdziwe przedstawicielstwo mas pracujących. Ale razem ze zdławieniem życia politycznego w całym kraju musi także i życie Sowietów ulegać coraz większemu paraliżowi. Bez wyborów powszechnych, bez nieskrępowanej wolności prasy i zgromadzeń, bez swobodnej walki poglądów zamiera życie w każdej instytucji publicznej, stając się życiem pozornym, przy czym jedynym elementem czynnym pozostaje biurokracja. Spod tego prawa nikt się nie potrafi uchylić. Życie publiczne powoli zasypia, /…/ elitę robotniczą co pewien czas zwołuje się na zgromadzenia, aby oklaskiwała przywódców i wyrażała jednomyślną zgodę na przedłożone rezolucje. W gruncie rzeczy jest to więc gospodarka klikowa – istotnie dyktatura, ale nie dyktatura proletariatu, lecz dyktatura garści polityków /…/” (ss. 213-214).

Tymczasem, jak Ciołkosz przypomina w obszernym wywodzie, doskonałym pod względem logiki i faktografii z historii ruchu robotniczego, termin „dyktatura proletariatu” nie miał w teorii Marksa ani zbyt istotnego znaczenia, ani przede wszystkim nie oznaczał tego, co zrobili bolszewicy. Wręcz przeciwnie – po marksowsku rozumiana dyktatura proletariatu była nieomal przeciwieństwem poczynań Lenina i spółki. Otóż „dyktatura proletariatu” miała być: primo – władzą sprawowaną przez większość nad mniejszością; secundo – rozwiązaniem tymczasowym, mającym jedynie zabezpieczyć trwałość zdobyczy rewolucji i dokonać tak dużego kroku naprzód, by powrót do ancien regime’u nie był już możliwy; tertio – dyktaturą „niedyktatorską”, bowiem sięgającą po rozwiązania będące w znacznej mierze antytezą metod z arsenału dyktatury elitarnej. „/…/ nigdy ani Marksowi, ani Engelsowi na myśl nie przyszło, by głosić rządy mniejszości; wszystko, co pisali o ruchu proletariackim, należy czytać mając w pamięci ich słowa, iż »ruch proletariacki jest ruchem olbrzymiej większości«; ruch proletariacki, więc i rewolucja proletariacka” – pisze Ciołkosz (s. 126). Engels w napisanym już po śmierci Marksa wstępie do jego „Wojny domowej we Francji” stwierdzał krótko: „W ostatnich czasach filister niemiecki znowu wpada w zbawienną trwogę, gdy słyszy słowo: dyktatura proletariatu. Cóż, panowie, chcecie wiedzieć, jak wyglądała ta dyktatura? Przyjrzyjcie się Komunie Paryskiej”.

Jak przypomina Ciołkosz, Komuna Paryska bazowała na zasadach zupełnie innych niż przewrót bolszewicki. Zamiast nowej elity – zniesienie wszelkich elitarnych przywilejów. Zamiast ograniczania demokracji – całkowicie swobodne wybory powszechne i respektowanie ich wyników. Zamiast władzy „zawodowych rewolucjonistów” – robotnicy we władzach. Zamiast daleko posuniętej centralizacji politycznej i gospodarczej – decentralizacja władzy oraz wprowadzenie demokracji bezpośredniej do wielu dziedzin życia, łącznie np. z wyborem urzędników. Zamiast rozbudowy armii i sił policyjnych – ochotnicze milicje ludowe, służące tyleż do odparcia zagrożenia zewnętrznego, co i do zabezpieczenia przed odrodzeniem tendencji autorytarnych wewnątrz nowego ustroju. To była „dyktatura proletariatu” taka, jaką propagowali Marks i Engels. Z tego też względu Luksemburg, wierna wskazaniom marksizmu, pisała, iż „Urzeczywistnienie socjalizmu przez mniejszość jest bezwarunkowo wykluczone, ponieważ sama idea socjalizmu wyklucza panowanie mniejszości”. Ciołkosz zaś dodaje, że „Róża Luksemburg uznawała partię za awangardę wszystkich sił rewolucyjnych, za siłę napędową rewolucji, ale nie przyznawała jej żadnych szczególnych uprawnień w systemie dyktatury proletariatu. Odrzucała zdecydowanie koncepcję Lenina, wedle której partia miała być podstawową siłą dyktatury, pozostając permanentnie mniejszością klasy robotniczej” (s. 135).

Ona sama zaś tak wyjaśniała – zgodnie z marksowskim duchem – istotę „dyktatury proletariatu” i różnicę dzielącą ją od demokracji burżuazyjnej, ale także od de facto paternalistycznej, nie zaś emancypacyjnej, koncepcji i praktyki Lenina i spółki: „Obnażaliśmy zawsze gorzki rdzeń nierówności i niewoli społecznej, ukryty pod słodką łupiną formalnej równości i wolności – nie po to, by łupinę tę odrzucić, lecz by dać klasie robotniczej bodźca do niepoprzestawania na niej, do zdobycia władzy politycznej, aby ją napełnić nową treścią społeczną. Historycznym zadaniem proletariatu, gdy dochodzi do władzy, jest stworzenie demokracji socjalistycznej w miejsce demokracji mieszczańskiej, a nie zniesienie wszelkiej demokracji. Demokracja socjalistyczna nie zaczyna się atoli dopiero w ziemi obiecanej, po stworzeniu podbudowy gospodarki socjalistycznej, jako gotowy prezent gwiazdkowy dla poczciwego ludu, który tymczasem wiernie popierał garstkę socjalistycznych dyktatorów. Demokracja socjalistyczna rozpoczyna się jednocześnie ze zniesieniem panowania klasowego i z budownictwem socjalistycznym. Zaczyna się ona z chwilą zdobycia władzy przez partię socjalistyczną. Nie jest ona niczym innym, jak dyktaturą proletariatu. Tak jest: dyktaturą! Ale dyktatura ta polega na sposobie stosowania demokracji, nie na jej zniesieniu, na energicznej, zdecydowanej ingerencji w dobrze nabyte prawa i stosunki gospodarcze społeczeństwa mieszczańskiego, bez czego przewrót socjalistyczny nie da się urzeczywistnić. Ale dyktatura ta musi być dziełem klasy a nie małej, przodującej mniejszości, występującej w imieniu klasy, tj. musi ona na każdym kroku wynikać z aktywnego uczestnictwa mas, stać pod ich bezpośrednim wpływem, podlegać kontroli całego ogółu, wypływać z rosnącego politycznego wyszkolenia mas ludowych” (ss. 216-217).

Owa „stawka na większość” to nie tylko wierność pryncypiom ideowym. Posiada ona również znaczenie praktyczne. Rewolucja socjalistyczna to nie zabawa układanką z fabrycznie nowych puzzli wedle dołączonej instrukcji. To eksperyment społeczny na ogromną skalę, swoiste odkrywanie nowych lądów. Nie znamy detali nowego ustroju, tworzy się on metodą prób i błędów. I właśnie demokracja, masowy udział społeczny, prawo do swobodnej dyskusji i krytyki to najlepszy sposób, aby owych błędów było niewiele i jak najmniej kosztownych. Luksemburg tłumaczy: „Dorozumianą przesłanką teorii dyktatury w sensie leninowsko-trockistowskim jest pogląd, iż partia rewolucyjna ma w kieszeni gotową receptę na przewrót socjalistyczny. Trzeba ją potem tylko energicznie wykonać. Niestety – albo na szczęście – wcale tak nie jest. Urzeczywistnienie w praktyce socjalizmu jako systemu gospodarczego, społecznego i prawnego jest dalekie od sumy przepisów gotowych do zastosowania; jest ono całkowicie ukryte w mgle przyszłości. /…/ Wiemy mniej więcej, co mamy przede wszystkim usunąć, aby utorować drogę dla gospodarki socjalistycznej; natomiast żaden socjalistyczny program partyjny i żaden socjalistyczny podręcznik nie poucza, jakie są owe tysiączne konkretne wielkie i małe kroki praktyczne, mające wprowadzić zasady socjalistyczne do gospodarki, prawa i całości stosunków społecznych. Nie jest to wada, lecz właśnie zaleta, którą socjalizm naukowy góruje nad utopijnym: socjalistyczny system społeczny winien i może być tylko tworem historycznym, narodzonym z własnego doświadczenia w godzinie swego spełnienia, w procesie narastania żywej historii. /…/ Jeśli tak jednak jest, to jasne, że socjalizmu – zgodnie z jego naturą – nie da się oktrojować, wprowadzać ukazami. /…/ Tylko doświadczenie może korygować i wskazywać nowe drogi. Tylko pieniące się bez przeszkód życie rodzi tysiące nowych form, improwizacji, ma w sobie siłę twórczą, koryguje samo wszystkie pomyłki. Życie publiczne państw o ograniczonej wolności jest właśnie dlatego tak biedne, tak mizerne, tak schematyczne, tak bezpłodne, że przez wykluczenie demokracji odcina żywe źródła wszelkiego bogactwa duchowego i postępu. /…/ Praktyka socjalizmu wymaga całkowitego przewrotu duchowego w masach, degradowanych w ciągu stuleci mieszczańskiego panowania klasowego. Instynkty społeczne w miejsce instynktów egoistycznych, inicjatywa mas w miejsce bezwładu, idealizm przezwyciężający wszystkie dolegliwości itd., itd. /…/ Jedyną drogą do odrodzenia jest szkoła życia publicznego, nieograniczona najszersza demokracja, opinia publiczna” (ss. 212-213).

Z takich względów Luksemburg, sympatyzująca z bolszewikami, popierająca partię Lenina i spółki, już jesienią 1918 r., a więc zaledwie rok po dokonanym w Rosji przewrocie, sformułowała krytykę pod adresem nowej władzy – krytykę sięgającą sedna jej charakteru. Nie trzeba dodawać, że ów niemal profetyczny tekst zyskał uzasadnienie w późniejszym przebiegu wydarzeń. Warto natomiast podkreślić, że w starciu z topornym i cynicznym „marksizmem-leninizmem”, Luksemburg reprezentuje tu najwyższej klasy etos lewicy. Adam Ciołkosz, kontynuator tego nurtu, który z poglądami i osobą Róży Luksemburg pozostawał przez kilka dekad w zasadniczym sporze, składa jej postawie najwyższe wyrazy uznania. Zdaniem polskiego niepodległościowego socjalisty „na utrwalenie złotym rylcem w marmurze” zasługują szczególnie takie słowa autorki „Akumulacji kapitału”, rzucone pod adresem bolszewików i ich praktyki politycznej: „Wolność tylko dla zwolenników rządu, tylko dla członków jednej partii – choćby nawet byli oni nie wiedzieć jak liczni – nie jest wolnością. Wolność jest zawsze wolnością dla inaczej myślącego” (s. 211).

***

Ciołkosz oczywiście dystansuje się od poparcia, którego Róża Luksemburg udzieliła bolszewikom i przy którym trwała pomimo omówionej już krytyki ich poczynań. W zakończeniu swej książki stwierdza on: „[wedle Luksemburg] sytuacja rewolucji rosyjskiej miała jakoby zamykać się w alternatywie: albo Kaledin, albo Lenin. Nie można przyjąć tego założenia, jest ono bowiem sprzeczne z prawdą historii; bolszewicy odebrali władzę w Rosji nie siłom kontrrewolucji, lecz siłom rodzącej się demokracji rosyjskiej”. Siły te, co należy podkreślić, były lewicowe – dyktatura bolszewików zwróciła się nie tyle przeciw reakcji, lecz przede wszystkim przeciw lewicowej rewolucji demokratycznej. Wypędzenie socjalrewolucjonistów z sowietów w lipcu 1917 (również tutaj bolszewicy byli mniejszością – na czerwcowym zjeździe mieli 105 delegatów na ogólną liczbę 822, a do kierownictwa wybrano 35 bolszewików na 250 osób), następnie rozpędzenie Konstytuanty z lewicową większością, a później zdławienie wszelkiej opozycji i swobód obywatelskich, każą stwierdzić, że dyktatura bolszewików zwróciła się w istocie przeciwko postępowi. Przeciwko takim nurtom i siłom politycznym, które stały na gruncie radykalnych przeobrażeń ustrojowych i gospodarczych, a zarazem opowiadały się za demokracją, swobodami obywatelskimi i realnym udziałem mas ludowych w życiu publicznym.

Reszta, jak mówią, jest historią [9]. Nazwisko Luksemburg zapisało się w niej m.in. jako autorki profetycznej krytyki „błędów i wypaczeń” bolszewizmu, które leżały u samych podstaw ich doktryny i taktyki i które tak negatywnie zaważyły na obliczu rewolucji rosyjskiej, na późniejszych losach krajów wprzęgniętych w sowiecki zaprzęg, a także na dzisiejszej kondycji i percepcji postaw i wartości lewicy. Warto o tym wkładzie Róży Luksemburg pamiętać, gdy oskarżeniem o „luksemburgizm” szafuje się bez ładu i składu, podciągając pod ów termin również i takie zjawiska, które kojarzona z nim postać krytykowała w czasach, gdy wymagało to wielkiej przenikliwości i niezależności intelektualnej, odwagi politycznej oraz wierności ideowym pryncypiom.

Remigiusz Okraska


Powyższy tekst pierwotnie ukazał się w czasopiśmie „Pressje” nr 30-31, 2012. Był to numer pod hasłem „Tu mówi Londyn”, poświęcony polskiej emigracyjnej myśli politycznej w Wielkiej Brytanii. Powyższa wersja tekstu nie zawiera zmian dokonanych przez redakcję „Pressji”.

Publikowaliśmy już rozdział omówionej w powyższym tekście książki Adama Ciołkosza o Róży Luksemburg:Przypisy:
  1. Andrzej Friszke, Adam Ciołkosz. Portret polskiego socjalisty, Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa 2011. Zasadniczą słabością tej książki jest doprowadzenie opisu życia Ciołkosza tylko do końca lat 40. Oznacza to pominięcie niemal trzech dekad biografii bohatera książki, w tym takich, w których Ciołkosz oprócz „doraźnej” polityki zajął się pracą historyka, analityka i teoretyka lewicy.

  2. Cały niniejszy tekst, z racji opublikowania w czasopiśmie, którego czytelnicy nie rekrutują się zwykle z lewicy, celowo operuje pewnymi uproszczeniami w sferze opisu doktryn i postaw ideowopolitycznych.

  3. Adam Ciołkosz, Róża Luksemburg a rewolucja rosyjska, Instytut Literacki, Paryż 1961, Biblioteka „Kultury” tom LXII. Wszystkie poniższe cytaty z książki Ciołkosza pochodzą z tego wydania, z numerem strony podanym każdorazowo w nawiasie.

  4. Teksty krytyczne na temat „luksemburgizmu” pisali Lenin, Stalin, Lukács i wielu mniej wpływowych komunistów nurtu „sowieckiego”. Nasz rodzimy wkład to m.in. rozprawka Jerzego Rynga (właśc. Herynga) Luksemburgizm w kwestii polskiej, Wydawnictwo Partyjne, Moskwa 1933.

  5. „Krajowy” przekład tekstu Luksemburg, autorstwa Aleksandra Ochockiego, ukazał się dopiero w: Janusz Dobieszewski i Marek J. Siemek (red.), Marksizm XX wieku. Antologia tekstów, tom 1, Wydawnictwo Uniwersytetu Warszawskiego, Warszawa 1990.

  6. Ciołkosz poświęca krytyce stanowiska Luksemburg w kwestii niepodległości Polski znikomą ilość miejsca, raptem kilkanaście zdań. Tę „odwieczną” polemikę socjalizmu niepodległościowego z jego oponentami (PPS-Lewica, SDKPiL itd.) rozstrzygnęło bowiem samo życie, najpierw w postaci większego poparcia dla tej pierwszej opcji ze strony robotników i chłopów, a następnie poprzez odrodzenie niepodległego państwa polskiego. „Miliony polskiego ludu pracującego wypowiedziały się przeciw teorii »organicznego wcielenia«” – stwierdza Ciołkosz (s. 19), mając na myśli teorię Luksemburg, zakładającą, że dokonany pod zaborami rozwój przemysłu polskiego na trwałe związał te ziemie z gospodarczym organizmem każdego z państw zaborczych, a zatem niepodległość jest nierealna (już w roku 1895 Luksemburg pisała: „Niech nas nie wzywają do tłuczenia głowami o mur! Niech nam dadzą spokój z Niepodległą Polską!”). Polemikę z poglądami Luksemburg w tej kwestii prowadzili niemal wszyscy czołowi przedstawiciele opcji socjalistyczno-niepodległościowej, m.in. Kazimierz Kelles-Krauz, Bolesław Limanowski, Ignacy Daszyński, Leon Wasilewski, Feliks Perl, Witold Jodko-Narkiewicz.

  7. Istotne różnice doktrynalne między Luksemburg a Leninem dotyczyły – oprócz omówionej poniżej kwestii przywództwa i modelu organizacyjnego partii socjalistycznej – dwóch zasadniczych kwestii: sprawy rolnej oraz prawa narodów do samostanowienia. W kwestii rolnictwa Luksemburg uważała, że tendencje rozwojowe będą analogiczne jak w przemyśle i handlu – nieustanna koncentracja własności zaowocuje m.in. optymalnym poziomem wydajności i jakości produkcji, nieosiągalnym wedle niej dla indywidualnych chłopskich gospodarstw. Stąd też jedna z płaszczyzn sporu Luksemburg z bolszewikami dotyczyła ich sztandarowego hasła „Ziemia dla chłopów”, które autorka „Akumulacji kapitału” uznawała za „reakcyjne” z punktu widzenia tendencji i pożądanych przeobrażeń gospodarczych. Podobny spór dotyczył prawa narodów do samostanowienia, które to hasło zostało przyjęte w 1903 r. na zjeździe Socjaldemokratycznej Partii Robotniczej Rosji, a wobec którego Luksemburg i grupa jej zwolenników ustosunkowali się krytycznie, wielokrotnie próbując doprowadzić do rewizji tego postulatu.

Ciołkosz celnie punktuje oczywistą naiwność Luksemburg, która nie dostrzegła, że bolszewicy każdym z tych haseł posługiwali się instrumentalnie, jeśli nie cynicznie, przynajmniej po dojściu do władzy. W ZSRR hasło „ziemi dla chłopów” skończyło się upaństwowieniem użytków rolnych i całkowitym wywłaszczeniem chłopstwa, zaś postulat „samostanowienia narodów” znalazł szybki finał w uformowaniu „więzienia narodów”, ekspansjonizmie sowieckim i likwidacji dążeń niepodległościowych (m.in. na Ukrainie, w Armenii, Gruzji, krajach nadbałtyckich). Nawiasem mówiąc, celnej krytyki stanowiska Luksemburg w tej właśnie kwestii dokonał Lenin, wskazując, że zwalczanie patriotyzmu „narodów uciskanych” obiektywnie sprzyja nacjonalizmowi i imperializmowi „narodów uciskających”.

  1. Specyficzną próbą przekonania czytelników, jakoby Luksemburg zasadniczo zmieniła poglądy w kwestii metod bolszewików, jest artykuł „Stanowisko Róży Luksemburg wobec taktycznych problemów rewolucji”, autorstwa Adolfa Warskiego. Opublikowano go pospiesznie – po dokonanej przez Leviego edycji broszury Luksemburg – w niemieckim piśmie „Kommunistische Internationale”. Czytamy zatem, że „wtedy, w lecie 1918 r., w więzieniu, Róża Luksemburg opierała jeszcze swoje poglądy na doświadczeniach rewolucji burżuazyjnych. Tak samo jak bolszewicy w roku 1917 patrzyła jeszcze na przyszły rozwój tylko przez demokratyczne okulary i nie dostrzegała jeszcze zasadniczej różnicy między przebiegiem i wewnętrznymi konsekwencjami rewolucji burżuazyjnych i proletariackich. Ale gdy rzuciła się w wir rewolucji niemieckiej, poznała w żywym, rwącym potoku wydarzeń to, czego nie mogła uchwycić z oddali i z samej broszury Trockiego”. Jako dowód na to, że Luksemburg zrewidowała poglądy, przywołane zostają np. pochwały jej autorstwa pod adresem niemieckich robotników, którzy w trakcie rewolucyjnego wrzenia zajęli redakcje kilku burżuazyjnych czasopism i na ich bazie rozpoczęli edycję pism własnych – Warski przekonuje, iż w ten sposób Luksemburg poparła „walki przeciwko wolności prasy dla wrogów podczas rewolucji” oraz „odebranie wolności prasy przeciwnikowi”. Tego rodzaju „argumentów” nie trzeba, a wręcz nie powinno się krytykować – kompromitują się one same. Cyt. za: Adolf Warski, Stanowisko Róży Luksemburg wobec taktycznych problemów rewolucji [w:] tegoż, Wybór pism i przemówień, t. 2, Książka i Wiedza, Warszawa 1958.

  2. Ze względu na ograniczoną objętość niniejszego tekstu oraz z uwagi na ich oczywistość dla dzisiejszego czytelnika lub nieaktualność, pomijam omówienie części wywodów Adama Ciołkosza. Dotyczą one głównie rozwoju wydarzeń w ZSRR po śmierci Luksemburg aż do czasów Chruszczowa, a także sytuacji w ruchu robotniczym po trwałym rozłamie na opcje komunistyczną i socjaldemokratyczną.

↑ Wróć na górę