Lewicowo.pl – Portal poświęcony polskiej lewicy demokratycznej, patriotycznej i niekomunistycznej

Logo Lewicowo

Stanisław Brzozowski

Literatura polska wobec rewolucji

[1908]

Rewolucje są momentami, w których społeczeństwa zapoznają się z istotną swoją strukturą. Myśl społeczna, niezależnie nawet od kierunków, na jakie się rozkłada, żyje zawsze pojęciami stanowiącymi wynik dotychczasowych doświadczeń historycznych. Le mort saisit le vif [1]: aktualne kryzysy przeżywamy zawsze w kategoriach przeszłości. Szczególnie zaś dotyczy to sztuki. Twórczość powstaje zawsze tylko na szczycie już procesów psychicznych, wypowiada to, co dojrzało i przejrzało w duszy. Typ musi dojrzeć i rozwinąć się w życiu, zanim w sztuce się wypowie. Nie dość jednak jest, aby istniał on jako rzeczywistość, musi jeszcze sam w siebie uwierzyć. Typ społeczny musi posiadać świadomość odpowiadającą jego rzeczywistemu stosunkowi do życia, musi rozumieć sam siebie, aby sztuka przezeń stwarzana nie była dla niego maskaradą. Człowiek nowoczesny we Włoszech XVI wieku uświadamiał sobie sam siebie w obrazach biblijnych i klasycznych. Prorok ludu włoskiego, Savonarola [2], uważał sam siebie za posłannika Boga, w tej bowiem tylko formie umiał wyobrazić sobie działanie rozumnej i celowej siły. Nie byłby on w stanie oprzeć się na krzywdzie ludu, więc ból jego odrywał się od ziemi, przesłaniał słońce groźną chmurą, z której spaść miał na znikczemniałe Włochy sądem i zagładą. Michał Anioł jako jednostka czuł się niczym i gdy myślał o walce, rzeźbił Dawida, gdy myślał o prawie – tworzył Mojżesza, malował Sybille i proroków. Siłę swoją musiał czuć – jako cudzą. Pisał przecież w tym czasie Leonardo [3]: „O ty, który podziwiasz dzieła stworzone przez myśl, pamiętaj, że życie, które je stworzyło, większe jest od nich i że gdybyś je zniszczył, nie byłbyś godzien ich oglądania”. Poczucie wartości wewnętrznej i bezsiły własnego istnienia musiało stworzyć ten świat pełen wewnętrznych sprzeczności, potężny i tragicznie bezprzyszłościowy zarazem, przemycający sam siebie przed sobą, jaki stoi dziś przed nami, niby sen o czasach, które i dla nas są jeszcze przyszłością w dziełach włoskiego odrodzenia. Dar tego świata to swoboda człowieka i jego panowanie nad przyrodą. Nie mogła ona znaleźć oczywiście wyrazu dla siebie w społeczeństwie, gdzie wszystko było przypadkiem. Wzruszenia i uczucia nasze, nim zdołamy nadać im wyraz artystyczny, muszą znaleźć w nas samych swoje uzasadnienie, musimy uwierzyć w ich rzeczywistość i prawomocność. Prawo jest jak najściślej związane ze sztuką. Uczucia nasze znajdują wyraz swój w sztuce w tej postaci, w jakiej wydają się nam one naszym prawem. Bloy [4] cały bunt druzgotanego przez życie proletariusza wlewa w formy ultrakatolickiej ideologii: nie umie inaczej uzasadnić swoich praw do życia i rozwoju, więc jako apokaliptyczny żebrak w imieniu Chrystusa zwiastuje zagadkę współczesnemu społeczeństwu, Kościołowi, całemu światu.

Na tym właśnie zasadza się znaczenie kryzysu współczesnego, że ukazał polskiemu społeczeństwu typ istnienia jedynie zdolny do historycznego rozwoju, że stworzył tę formę, w której do dziś dnia każdy myślący Polak przeżywać swe zagadnienia wewnętrzne, rozwiązywać problemy życiowe będzie musiał. Rewolucja obecna ujawniła, że nie ma w społeczeństwie polskim żadnej świadomej i zdolnej do celowego działania siły, prócz zorganizowanego proletariatu. Nie można myśleć, nie uznając swych myśli za prawdę, to jest za podstawę celowej i skutecznej działalności, nie można przypisywać wartości swoim stanom psychicznym, nie czując, nie uznając ich wartości dla życia. Sztuka i literatura muszą mieć pewien ośrodek krystalizacyjny. Ośrodkiem takim jest forma, w jakiej dane środowisko społeczne, dana warstwa, dana grupa – wyobrażają sobie władzę psychiki ludzkiej, myśli ludzkiej nad życiem. Forma, w której psychika nasza staje się prawem – a więc wierzącą w siebie siłą – jest rzeczą rozstrzygającą, gdy idzie o charakterystykę i znaczenie twórczości kulturalnej danej grupy. Twórczość wymaga wiary w siebie, w wartościowość swych przeżyć. Aby twórczość była możliwa, musi istnieć w środowisku społecznym forma życia wierząca w siebie, zdolna tę wiarę rozbudzić. I odwrotnie: forma życia, otoczona atmosferą wiary, entuzjazmu – staje się ośrodkiem twórczości. Twórczość to entuzjazm trwały i płodny. Muszą istnieć w danym środowisku kulturalnym – formy życia zdolne stać się podstawą dla takiego entuzjazmu, aby sztuka, twórczość powstać mogły. I z kolei, gdy poznamy formy życia czyniące zadość tym wymaganiom – w jakimś środowisku społecznym, poznamy prawo, które rządzi w środowisku tym krystalizacją sztuki. Dlatego też faktem olbrzymiego znaczenia jest całkowite bankructwo wszystkich pozaproletariackich typów istnienia w nowoczesnej Polsce. Rewolucja ujawniła, że poza proletariatem nie ma w społeczeństwie naszym siły, zdolnej celowo i świadomie budować życie własne, walczyć o godność własną, wierzyć w siebie. Sztuka zaś i godność są nierozłączne. Jerzy Sorel całkiem ściśle określa ją jako przebudzenie godności [5].

Oczywiście może mi powiedzieć ktoś, że na przykład Komuna Paryska lub rzeź sycylijska [6] i wypadki mediolańskie 1898 [7] roku były też wymownymi stwierdzeniami, że proletariaty francuski i włoski są w odnośnych społeczeństwach jedynymi prawdziwie przyszłościowymi, dziejowo twórczymi siłami, może mi powiedzieć ktoś, iż Austria jest zdumiewająco wymownym przykładem przodownictwa historycznego nowoczesnej klasy robotniczej, że socjalna demokracja niemiecka aż nazbyt jaskrawo odbija od tej atmosfery, która cechuje współczesne Niemcy oficjalne i która będzie może kiedyś wzbudzać podziw analityków kultury, jako jedyny chyba przykład masowego zaczadzenia, w jedno zlewającego jak najdalej idące służalstwo z jakimś iście cezarycznym szałem [8]. Przeciętny mieszczanin niemiecki jest wprawdzie nazbyt filistrem, aby na własne konto oszaleć nawet w sposób patriotyczny, zadowala go poczucie, że stanowi część jakiegoś zbiorowego ciała, które gdyby odpowiedziało niejasnym swoim poczuciom, przeraziłoby ich samych i zasłużyłoby na miano Kaliguli narodów. Pomimo to jednak, powiedzą mi, ani wytrwała, znojna praca socjaldemokracji niemieckiej, z jakąś koralotwórcze polipy przypominającą niespożytą energią wznosząca nowe lądy dla przyszłego życia narodu niemieckiego, ani inicjatywa austriackiego socjalizmu, która musi występować szczególnie jaskrawo na tle paleontologicznym monarchii austriackiej, ani krwawe widmo Komuny nie zdołały przezwyciężyć tej przepaści, jaka przedziela warstwy posiadające od proletariatu. Najnieszczęśliwszy intelektualny proletariusz woli w twórczości swej wyobrazić sobie samego siebie jako zdetronizowanego potomka niebywałych królewskich rodów, jako gościa z innej planety, ba, jako zbrodniarza, dekadenta, upiora, wilkołaka, miejsce nieokreślone, w którym rodzą się rymy, nicość gadatliwą, chimerę brzęczącą w próżni, jak mówi Rabelais, byle tylko nie ujrzeć w sobie członka wielkiej proletariackiej rodziny. Najwybitniejsi esteci francuscy nie wahali się przecież w przyjaznych pozostawać stosunkach z bardem francuskiej policji, oszczercą Komuny, Maksymem Du Camp [9], o którym pisała Ludwika Michel, trawestując znany wiersz Victora Hugo [10]:

Tu peux frapper cet homme avec tranquillité,

Pas comme l’autre, du reste, il suffit un soufflet [11].

I dziś w Polsce można jeszcze spotkać nie pozbawione zasłużonego uroku nazwiska na szpaltach krakowskiego „Czasu” [12] i na łamach „Słowa Polskiego” [13]. Wydawać się więc może przesądzoną nadzieja, że historyczne bankructwo wszystkich pozaproletariackich form życia i moralne przodownictwo proletariatu polskiego wystarczą do stworzenia nowego okresu w literaturze naszej. Nie należy jednak zapominać jednej ważnej rzeczy: doświadczenie historyczne stwierdziło, że proletariat jest jedyną warstwą nieugięcie i nieubłaganie dążącą do samodzielności narodowej, a raczej posiadającą już tę samodzielność. Podczas gdy przedstawiciele polskiej historii i polskiej kultury stali z lokajsko pochylonym czołem w gabinecie Wittego [14], podczas gdy polski kler zanosił modły do nieba o powodzenie dla oręża rosyjskiego, podczas gdy epik szlachty polskiej, Sienkiewicz, zrzekał się marzenia o niepodległości i wypisywał Wilhelmowi II patent na króla polskiego z łaski Opatrzności [15], proletariat polski w Królestwie dezorganizował rząd, ubezwładniał machinę administracyjną, odpowiadał niezliczonymi bohaterstwami na okrucieństwo represji. Kryzys dziejowy ukazał, że nie ma w nas narodowych form myślenia, czucia, działania – poza proletariatem. Proletariat z jednej strony, a bankructwo narodowe, zrzeczenie się myśli o przyszłości z drugiej. Jednym z pierwszych zasadniczych faktów ruchu rewolucyjnego w Królestwie Polskim był strajk szkolny. Strajk szkolny był samorzutnym ruchem młodzieży. Młodzież sama zadecydowała o zamknięciu szkoły rosyjskiej, wypowiedziała bunt przeciwko polityce kompromisu, ukazała, że polityka ta to nieustanne znieprawianie młodych pokoleń, zabijanie i zatruwanie własnej przyszłości. Proszę zważyć całe znaczenie tego faktu, że istnieje w Królestwie, w Polsce całe pokolenie, które pod tym znakiem wstąpiło w życie, którego pierwszym krokiem świadomym był ten wspaniały, z niczym porównać się nie dający poryw buntu. Pokolenie to przeżyło straszliwe dwa lata ostatnie, lata, w których każdy dzień znaczony był krwią, słuchało ono jęku głodzonej Łodzi [16], czuło w sobie to wszystko, co przeżyć musiał każdy myślący Polak. Czy będzie przypuszczeniem ryzykownym powiedzieć, że gdy dojrzeje ono, przemówi lwim głosem! Kto nie był ze spiżu, ten padł już rozbity pod ciosami historii. Kto przeżyje i wytrwa, ten nie będzie miał już innej mowy prócz tej, jaką ma spiż: mowy dzwonów bijących na alarm, mowy śmiertelnej, nieubłaganej walki. Kto widział straszliwy siew historii, dla tego nie może być wątpliwości, jakie będą żniwa.

Stan obecny literatury naszej nie jest bynajmniej złym pod tym względem symptomatem, chociaż na pierwszy rzut oka wydać się może, że jest inaczej.

Tym bowiem, co uderza nas przede wszystkim, jest rozkład nagły i błyskawiczny kierunków i indywidualności, które łudziły pozorami życia. Znaczna część naszego piśmiennictwa przypomina tego chorego z noweli Edgara Poego [17], który został zahipnotyzowany w momencie zgonu, przetrwał czas długi w stanie letargicznego zawieszenia pomiędzy życiem a śmiercią, a przebudzony zdołał wypowiedzieć to jedno tylko słowo: umieram – i stał się w oczach obecnych jakąś bezkształtną, cuchnącą, na wpół ciekłą miazgą. Sienkiewicz, który pisał epopeje szlacheckie dla pokrzepienia narodu, a który w ciągu lat ostatnich głos zabierał tylko po to, by skłamać, że nikt w Polsce o niepodległości nie myśli [18] lub bluznąć oszczerstwem na bojowników proletariatu [19] – to już wypadek krańcowy. Nigdy chyba nie miało miejsca podobnie całkowite samounicestwienie. Szlachta polska zdobyła się jak gdyby na reprezentanta w literaturze po to tylko, aby ustami jego publicznie abdykować. Naturalnie abdykacja to tylko dyplomatycznej natury, pełna umysłowych wykrętów [?]. Ja nie twierdzę, aby Sienkiewicz szczerym zapałał afektem dla Wilhelma II. Nie, skąd znowu. Mówi on przecież jasno. Wilhelm jest pomazańcem Opatrzności. Cóż to jest Opatrzność? Porządek zapewniający byt i dostatek warstwom posiadającym. Bóg jest to gendarme au dedans [20], Wilhelm gendarme du dehors [21]. Czyli: niepodobna istnieć bez policji, a nawet armii – wobec zuchwalstwa proletariatu. Kto ma w ręku policję i armię, jest więc stróżem Opatrzności; i magnaci ukraińscy [22] zastosowali konsekwentnie te zasady. W Dumie i poza Dumą występowali przeciwko reformie agrarnej w imieniu idei narodowej, reprezentowanej przez nich na kresach. Dziś twierdzą, że narodowa solidarność z Królestwem mogłaby ich interesy na szwank narazić. Dotychczas idea polska osłaniała wielką własność, teraz wielka własność zwraca się już przeciwko samej idei narodowej. My nie mamy nic wspólnego z Królestwem – wołają pp. Potoccy, Braniccy – nasza ojczyzna jest tu, tu są nasze gorzelnie, cukrownie, buraki, kartofle, tu nam zostać kazała wielka Katarzyna: votre patrie est ici [23] – mówiła, tupiąc nogą. Stanowisko całkiem jasne: precz z utopią, point de rêveries [24]. Tylko właściciel. Pszenicą i burakami zasypią grób Polski – pisał poeta Krasiński [25]. – Jaki grób – woła szlachta; – ci poeci mieszają wszystkie pojęcia, w agronomii nie ma grobów, istnieje tylko nawóz. I przeorując kurhany swych przodków, stają wreszcie na realnym gruncie. Własność przede wszystkim. Ktokolwiek broni naszego stanu posiadania – jest od Boga. Szlachta polska zakończyła raz na zawsze żywot swój. To nie był nawet zgon: tylko ekshumacja. Historia dokonała ekspertyzy i piórem uznanego reprezentanta tej warstwy wypisała: iam foetet [26].

Po roku 1863 polskie mieszczaństwo przeżyło okres wzmożonej i pod wieloma względami świetnej działalności. Można powiedzieć, że w tym czasie w żadnym już społeczeństwie europejskim klasa mieszczańska nie wytwarzała tak czystych i bezinteresownych humanistów jak Świętochowski, Prus, Orzeszkowa. Trudno zliczyć, określić ten bezmiar szlachetnych myśli i uczuć, jakie rozsieli pisarze ci w ogóle naszym. Prus szczególnie pod tym względem zasługuje na wiecznotrwałą pamięć. Wpływ jego sięgał do warstw, do których nie dochodziło zazwyczaj żadne ludzkie słowo prócz tego, które rozlegało się z ambony kościelnej. Po roku zaś 63 nie może być już mowy o żadnym, względnie chociażby tylko moralnym wpływie polskiego kleru. Warstwa ta degeneruje się w tym czasie niesłychanie szybko, pozbywa się jakichkolwiek kulturalnych pretensji i pozorów, staje się tym, czym jest na Zachodzie – nieustającym i zorganizowanym niebezpieczeństwem moralnym, czynnikiem społecznego i kulturalnego uwstecznienia. Rozwijający się kapitalizm, który stwarzał coraz to trudniejsze warunki dla drobnego mieszczaństwa, kryzys, w jaki wtrącona została większa i średnia własność ziemska przez reformę włościańską i perypetie rosyjskiej polityki celnej – wszystko to wraz z uprawianą już od r. 1881 pod wpływem Plehwego [27] barbarzyńską polityką antyżydowską rządu rosyjskiego stwarzało atmosferę sprzyjającą rozwojowi antysemityzmu. Pozostanie trwałą zasługą pisarzy wymienionych, Konopnickiej i innych, że z prądem tym prowadzili trwałą i systematyczną walkę. Literatura nasza zawdzięcza im dzieła, które na tym polu prawdziwy dorobek ogólnokulturalny stanowić by mogły. Nie znam w żadnym innym piśmiennictwie utworów, w których stosunek ludności nieżydowskiej do Żydów został ujęty w sposób tak ludzki i artystyczny zarazem. To ostatnie jest bardzo ważne, świadczy bowiem, że mamy tu do czynienia nie z nakazem moralnym wynikającym z ogólnego światopoglądu, lecz z głęboką potrzebą samej natury tych pisarzy. I istotnie, humanizm ich nie był teorią tylko, był w nich on prostym uzewnętrznieniem całego składu życia. Dobroć dla Prusa, obowiązek współpracy w wielkim dziele tworzonym przez ludzkość poprzez wieki dla Orzeszkowej, ideał myśli rządzącej światem dla Świętochowskiego – były jak gdyby organami duchowymi, przez pośrednictwo których mogli ci ludzie jedynie czuć, myśleć i pisać. Sama ich twórczość narodziła się z potężnego aktu wiary. Nie obeschła jeszcze ziemia polska z potoków krwi przelanej w roku 63, nie umilkł jeszcze skrzyp szubienic Murawiewowskich [28], w sercach i duszach trwało jeszcze wspomnienie dni, w których zdawało się, że raz na zawsze całe życie kraju stratowane zostało pod kopytami najeźdźczych hord, nie było domu, w którym by kogoś nie opłakiwano, obca, wroga ręka umiała z najzbawienniejszych reform uczynić urągowisko. Milutyn i Czerkaski urzeczywistnili wbrew Polsce cząstkę tego ideału, za który ginęli wieszani przez Mikołaja I emisariusze Towarzystwa Demokratycznego [29]: w takiej to atmosferze wyrastało dziwnie zwarte moralnie, zahartowane przez ból pokolenie. Historyk powie, że było związane ono z rozwojem wielkiego przemysłu w Polsce, że był to heroiczny okres narastającego szybko kapitalizmu polskiego. Ale trzeba zważyć dwie rzeczy: po pierwsze, że działanie czynników ekonomicznych zabarwia się zawsze przez tę ogólną atmosferę kulturalno-historyczną, która jest wynikiem przeszłości danego narodu, i że tu atmosfera ta była szczególnie tragiczna. Nowe życie powstawało jak zaprzeczenie tej przeszłości, która stoczyła bezpośrednio przedtem tak straszliwie tragiczną walkę. Zakon tego nowego życia rodził się na pobojowisku w kaplicy pogrzebowej narodu. Coś szlachetniejszego niż stoicyzm, bo zrzeczenie się nawet bólu własnego i jednocześnie twarde oddanie się stwarzaniu przez codzienny wysiłek sprawie przyszłości zbiorowej, stanowi rys znamienny najszlachetniejszych przedstawicieli tego pokolenia. Myślę, że niejednemu z nich zarysowywał się prawdziwie klasyczny i nowoczesny zarazem ideał ojczyzny jako wspólnej pracy jednostek i pokoleń. Jakże chcieli oni pracować, jak imali się każdego narzędzia, każdej dźwigni! Wytrącono im z rąk wszystko. Z bezmyślnym okrucieństwem deptano zawiązki przyszłości, w które oni wkładali całe swoje życie. Potrzebą ich była praca wśród ogółu, a przemoc wtrącała ich w osamotnienie prywatnego życia, pozostawiała tylko myśl i słowo, które musiało szukać tajnych dróg dla siebie. Trudno wyobrazić sobie tragiczniejsze położenie: prawnicy rzymscy wśród konającego państwa rzymskiego przeżywać musieli coś podobnego; stwarzali, utrwalali pracowity, wytrwały i ludzki czyn wśród nieludzkich losów duszy w społeczeństwie własnym. To było dzieło życia tych ludzi, takich tytanów obowiązku jak niezapomniany historyk literatury polskiej, Chmielowski. Europa, znająca Polskę trójlojalnych zdrajców, nie ma pojęcia o tej innej Polsce czynnych stoików, jaka narodziła się koło 70 roku. Kiedyś, gdy zbrodnia na kulturze naszej popełniona znajdzie swoich historyków, zrozumianym zostanie, że życie, możliwość dalszego rozwoju, utrzymane tu były kosztem nadludzkich ofiar i wysiłków. Marzyła się tym ludziom Polska nowa, która byłaby, że użyję słów Carducciego [30], Atenami bez niewolników, Wenecją bez Dziesięciu [31], Florencją bez mnichów. A otaczała ich rzeczywistość, w której lada Chlestakow [32] stawał się przeznaczeniem dla całych pokoleń. Odbiło się to i w inny jeszcze sposób na ich życiu umysłowym. Nie zastanawiali się oni nad klasową naturą nowoczesnych społeczeństw, wierzyli, że tylko obca przemoc nie pozwala stworzyć tego ideału solidarności i obowiązku, jaki nosili w duszach. Tymczasem zaś społeczeństwo różniczkowało się i rozwijało nawet wśród tych niemożliwych warunków, pod uciskiem których żyło. Polski kapitalizm przystosowywał się najdokładniej do azjatyckiego regime’u, nauczył się działać łapówką, lokajstwem, nauczył się posługiwać dla własnych klasowych interesów kozacko-żandarmską maszyną. Ale ideologowie polskiego mieszczaństwa żyli w świecie myśli własnej, rzeczywistość ukazująca eksploatatorskie oblicze nowoczesnego kapitalisty spoza rzymsko-republikańskiej maski wydawała się im tylko zboczeniem, tylko chorobliwym skutkiem obcego ciemięstwa. Zboczeniem też, zrzeczeniem się wspólnej solidarnej pracy wydawało się im powstawanie nowoczesnego klasowego ruchu robotniczego w Polsce. I to była tragedia. Polscy socjaliści nie zaprzeczą mi, gdy powiem, że zawdzięczamy niezmiernie wiele tym idealistom naszego mieszczaństwa. Sami jednak ci humaniści nie byli w stanie zrozumieć, że jedynie przez uniezależnienie klasy robotniczej dokonać się może to przeobrażenie Polski w społeczeństwo swobody i pracy, które było słońcem ich myśli. Pozostali oni osamotnieni pośród mieszczaństwa, które żyło sprytem, przemysłem jednodniowego służalstwa, podłostkowością dnia każdego i cynicznie pogwizdywało na wszelkie ideologie. Gdzie kończył się rewirowy [33], zaczynał się ksiądz – to była cała historiozofia. I moment obecny ujawnił to tylko. Przedstawiciele klasycznej myśli mieszczaństwa polskiego ujrzeli się całkowicie bezsilnymi, służyli jako dekoracja estetyczna dla wcale nieestetycznych machinacji. Związek fabrykantów łódzkich w czasie lokautu [34] nie chciał mówić z Towarzystwem Kultury Polskiej [35], wolał złożyć pół miliona rubli na powiększenie carskiej policji. Pewna rola polityczna dla tych przedstawicieli i utopizmu mieszczańskiego otwierała się przez to tylko, że żydowska burżuazja w walce swojej z antysemityzmem burżuazji nieżydowskiej potrzebowała autorytetów mających ogólny społeczny walor. To była jedyna sprężyna słabych drgnień polskiego mieszczańskiego liberalizmu. Te pozory życia fałszowały widzenie rzeczywistości w umysłach, przed którymi otwierały się wreszcie złudne perspektywy działania. Toteż nie byli w stanie ludzie ci zrozumieć, że niepodobieństwem jest stworzenie siły, czynnej, rewolucyjnej, z pierwiastków reakcyjnych, że wszelka nieproletariacka polityka narodowa w Polsce jest złudzeniem. Przeciwnie, widzieli oni w socjalizmie tylko przeszkodę, nie pozwalającą zorganizować się społeczeństwu polskiemu na podstawie niemożliwej międzyklasowej solidarności. Polskie mieszczaństwo głodziło miasta całe lokautami, pluło deszczem kalumnii na ruch rewolucyjny, szczuło jak psów wściekłych rewolucjonistów, a polscy humaniści pisali szczerą krwią serdeczną akty oskarżenia przeciwko klasie robotniczej, agitatorom socjalistycznym. Sunt lacrimae [36].

W ostatnim dziesięcioleciu w literaturze wpływ przemożny nie należał już jednak do tych przedstawicieli humanizmu polskiego. Literatura wyrasta z doświadczeń rzeczywistych. Życie wyhodowało w Polsce inne typy, inne formacje wzruszeniowe. Dominuje tu stan duchowy, który określony został przez genialnego przedstawiciela tej generacji literackiej jako bezdomność [37]. Życie wykrada wszystko człowiekowi. Nie ma dzieciństwa – niszczy je szkoła, bardziej do jakiegoś zakładu psychiatrycznego, w którym by nie leczono, lecz wytwarzano potworności duchowe, podobna. Strach przed obcym nauczycielem, szpiegiem i katem, strach, jako atmosfera rodzinna niszczy, zatruwa każde drgnienie życia. Młodość – poezja marzeń: łańcuchy brzęczą u nóg, po ulicach miast przejeżdżają patrole, każde spojrzenie przypomina, że się jest niewolnikiem. Miłość? – Lecz gdzież znaleźć ten skrawek ziemi, na którym można by kochać w dumie – nie ma nic. Życie samo zdaje się występkiem, kompromisem, paktem z ohydą. Nie ma miejsca w duszy na powolne dojrzewanie świata rzeczy, wzruszeń przedmiotowych. Każda myśl, która nie staje się od razu mieczem, wydaje się zbyteczną. Robaku, wbity na pal, giń w milczeniu. W Avignonie za dni rewolucji [38] wrzucano zabitych i niedobitych ludzi na dno wieży, potem na tę kupę ciał lano wapno i wtedy z przerażeniem słyszeli zabójcy, jak wydobywa się poprzez trupi fetor jęk: zabijcie mnie. Literatura polska ostatniej doby narodziła się na dnie wężowej wieży. Nie wyczerpię tutaj krwawej jej treści, kilkoma rysami ledwie zaznaczyć zdołam kontury męki.

Miasto nowoczesne dla myślącego tułacza, dla tego pariasa, jakim jest dziś inteligentny proletariusz – czy można wyobrazić sobie coś straszliwszego. Oddarty od świata wytwórczości, niezdolny dojrzeć nowego życia, narastającego pod ziemią, widzi tylko bezcelowe skupienie ludzkiego mrowia. Czym tu jest myśl, po co tu myśl, po co tu ciśnięty na dno mrowisko motyl-poeta? Znamy z historii wytwory takiej rozpaczy wielkich miast. Gdy Florencja przestała być panią swych losów [39], gdy stawała się zbiorowiskiem przypadków ludzkich, wydanym na łup każdej przemocy, po ulicach miasta błąkał się jeden z najtragiczniejszych ludzi, Machiavelli, starzec już, i szedł od jednej kobiety do drugiej, szukając jednej chwili zapomnienia wśród mroku, który miał pochłonąć jego miłość, miasto i wszystko. W Aleksandrii wśród pomieszania plemion i kultur rodziła się filozofia neoplatońska, wyjść usiłująca poza cały świat beznadziejnego życia ludzkiego. Podobne nastroje i usposobienia nurtują sztukę nowoczesną i nigdzie może nie znalazły one tak pełnego i dobitnego wyrazu jak w twórczości Stanisława Przybyszewskiego. Ślepa siła – płeć, rzuca w świat jednostki ludzkie, roją one sny o samodzielności swojej, budują gmachy intelektualne, wolą usiłują opanować życie, lecz pod tym wszystkim wre ta moc irracjonalna, która wywołała je z siebie, posługuje się nimi, a one w zaślepieniu odpowiedzialnymi się czują za jej dzieło. Przychodzi na pamięć ustanowione przez Hegla rozgraniczenie pomiędzy światem bogów podziemnych, światem rodziny i żądzy rozrodczej i światem bogów słonecznych, kultury i prawa [40]. Gdy człowiek traci swój związek z tym ostatnim światem, gdy czuje się on w nim bezsilny – pozostaje mu tylko ten drugi: nurt mroczny i płomienny, wyrzucający na piaszczyste pustkowia bezużyteczne ciała ludzkie, trawiący je, porywający je znów w swe ślepe wiry. Myśl, sumienie są jakby wybladły eremita [41], patrzący z wieży na wyrzynane wśród orgii miasta, jak jakaś tęsknota za czymś, co byłoby poza życiem. Ale każda tęsknota wciąga nas w życie, spoza najczystszych marzeń wychyla się to samo lubieżnie trwałe, ślepe, przeklęte. Iść dalej w osamotnienie – trudno: w pismach Przybyszewskiego czuje się tę samą rozpacz, która gnała w trzecim, czwartym wieku ludzi na pustynię, szukać im kazała pociechy u wszystkich tych mistagogów [42], od jakich roił się świat ówczesny. Człowiek czuje się bezsilnym wobec życia, nie jest w stanie powiązać siebie z nim i wspomnienie wszystkich epok, w których ludzie żyli w sposób jednolity i skupiony, wspomnienie wszystkich wiar przychodzi jak pokusa. Cała historia myśli ludzkiej, ukształtowania duszy wytworzonej w labiryncie dziejów stają przed nami jak upiory. Myśl szuka ucieczki w tych zamierzchłych kształtach i na jedną chwilę odtwarza w sobie duszę średniowiecza, renesansu, Indii i żyjąc w tym zaginionym świecie łudzi się, że odnajduje swobodę. Najnowsza poezja polska posiada przykład niezmiernie natężonej gnozy [43] tego rodzaju. Mówię o poezji Micińskiego. Na pierwszy rzut oka uderza paradoksalne niemal rozdwojenie, wydaje się, że mamy do czynienia tylko z wytworem jakiejś cieplarnianej kultury umysłowej, lecz wsłuchawszy się, odnajdujemy tony tak głęboko osobiste i krwawe, że staje się niewątpliwym, iż narodziła się ta twórczość z własnego, pełnego bólu i męki poszukiwania. Gdy więc zastanowimy się nad charakterem naszej epoki, zrozumiemy, że nie jest to stan wyjątkowy. Cała myśl nasza to dorobek kultury wyrastający na skrępowaniu pracy. Kultury dotychczasowe były zawsze różnymi formami zużytkowania niewoli i niedoli ludzkiej, bogowie wszystkich religii, myśl wszystkich filozofii to siły, które posługiwały się człowiekiem. Wyrastały one samorzutnie ze społeczeństw, dla których samo ich istnienie stwarzane przez pracę było tajemnicą. Człowiek nie był w stanie uwierzyć i zrozumieć, że on sam to dźwiga pokrwawionymi rękami gmachy kultury. Wyrzucał więc poza siebie dzieło swoje i rządziło w nim ono spoza chmur jako fatum, opatrzność, przekleństwo. Myśl każdej epoki w ten sposób usiłowała zrozumieć samą siebie. Dziś, gdy obnażyła się już istotna treść życia ludzkiego, człowiek pozostał sam wobec swojej historii. Lecz podstawą życia może się stać ta samotność, tylko gdy towarzyszy jej zrozumienie, że praca jest jedyną formą władzy człowieka nad bytem, może się stać jedynie jako związek narastającej świadomości proletariackiej. W jednostkach oderwanych od świata wytwórczości samotność ta występuje jako żebracza nagość. Opuściły duszę wszystkie demony, które dawały jej władzę w czasach ubiegłych, i oto stoi ona sczerniała od mąk na zgliszczach i w starych księgach szuka zaklęć. Gdzież jest ta myśl, co wybawia. W roku ubiegłym [44] Miciński opublikował dramat „Kniaź Patiomkin”, którego treścią jest: nie można uwierzyć w nic poza człowiekiem, niepodobna uwierzyć w człowieka. Tłum wyjący w bombardowanym mieście nosi na plecach swoich nagą dziewkę uliczną, madonnę syfilityczną, jak nazywa ją Miciński. Człowiek ocknął się, aby ujrzeć, że niewola zaszczepiła w nim zgniliznę, niemożność życia. Pozostała myśl, której nie wykona nikt, myśl ludzka nie wychodzi bowiem poza człowieka, a człowiek nie jest zdolny urzeczywistnić tych marzeń. Zginął on w zaułkach historii: na próżno w końcowych scenach usiłuje sam w siebie wmówić poeta nadzieję i wiarę.

W tym samym niemal czasie drukował drugi z poetów polskich, Kasprowicz, spopielałą, bolesną książkę pod ironicznym tytułem „O walącym się domu i o bohaterskim koniu”. Przejdź, życie, nade mną, dzwoniąc kopytami o mogiłę, mówiła książka. Żyjcie, ludzie, jeżeli zdołacie, nie chcę nic od siebie, nic od was, nic od życia. Idę sobie poprzez błonia i pustkowia z towarzyszką śmiercią, śpiewający. Książka tak dziwna i bolesna jak te obrazy, które umie malować wielki poeta barw – Malczewski. I gdyby życie było logiczne, wydawać by się mogło, że niepotrzebnie powtarza się twórczość: w niczym, co myślę i jest – ocalenia nie ma, życie musi samo stworzyć nowe formy, zanim narodzi się z nich znów myśl władająca światem. Wszystkie obecne nasze myśli, dorobek historii – to cienie zmarłego świata, niezdolne dać nic nam, żyjącym.

Na lat kilka przed wybuchem rewolucji wielki poeta i wielki malarz polski stworzył dzieła będące dokładnym zobrazowaniem stanu rzeczy obnażonego dziś przez historię. Nie mogę tu mówić o całej twórczości Wyspiańskiego, chcę mówić tylko o jego „Weselu” i o „Wyzwoleniu”. „Wesele” uchodzi za utwór niedostępny dla cudzoziemców, wydaje mi się to przesądem, logika bowiem dzieła jest niezmiernie przejrzysta i silna: „Stoicie u polskich granic, a macie obecność za nic” [45] – tak sformułował sam poeta myśl zasadniczą.

Polska, naród, ojczyzna – o tym wszystkim się mówi, to jest poezja, marzenie, krzak róży, który wyrósł na mogile i który się owinęło w słomę, gdy wiał wiatr i gdy obawa ściskała serce, że złudzenia zginą. Niech trwają złudzenia, niech trwa myśl, że na dnie serca śpi przyszłość i siła. Dlaczegóż więc nie uzewnętrzniają się, kto rządzi tym światem? To słomiane widmo właśnie strachu, spodlenia, słabości, egoizmu, które każe przechowywać myśl o godności własnej jak o jakimś niedościgłym marzeniu. Archanioł przyleci i uczyni z cesarsko-królewskich hofratów [46], z mieszczan poznańskich, dekorujących swe domy na uroczystość hakatystyczną – Polaków. Czekają cudu i kręcą się w kołowrocie życia, spod kół którego bryzga krew ludowa. „Boże, coś Polskę – modlą się do cudu”, pisał we wspaniałym sonecie znakomity poeta walki rewolucyjnej, Gustaw Daniłowski [47], a Polska żyje w czynach bohaterskich mas robotniczych, w rozpaczliwym męstwie jednostek. „Wesele” uchodziło za satyrę, okazało się jednak zbyt słabe dla rzeczywistości. Dziś, kiedy się je czyta, żałuje się niemal tych czasów, kiedy wolno było tak tylko szydzić. Ogół polski już nie cudu wyzwolenia wyczekiwał przez długie miesiące. Nie – czekał on, czy zdławi wreszcie głód, bagnet żołdacki święte miasto proletariackiego buntu, polski Lyon – Łódź czerwoną [48]. W „Wyzwoleniu” Wyspiański sformułował tę rozpaczliwą prawdę: zgorzało to wszystko, co było Polską historyczną, pozostała ślepa rozpacz i czeka, aż przyjdzie ktoś, „może robotnik, dziewka bosa, co będzie miała moc rozewrzeć wrota i iść”. Gdy rozległy się kołatania tej nowej Polski, walącej poranionymi rękami o bramy więzienia, odpowiedziało jej wycie oszalałej z trwogi i nienawiści tłuszczy: to obcy, powiesić go, powiesić! Poezja rozkrawa pierś własną i sądzi, że odsłania otchłanie życia, ukazuje swą twarz własną i najkrwawsza satyra wydaje się idyllą. Wyspiański – to zamknięcie ostateczne Polski historycznej.

W utworach pisarzy, o których chcę mówić jeszcze, mamy już pierwsze bolesne drgnienia Polski nowej. Największym i najgłębszym z nich jest ukochany przez całą Polskę walczącą i cierpiącą Stefan Żeromski. Wydaje się, że pod wpływem tych walk i katuszy, jakie przeżywa dziś myśl polska – twórczość jego spotężniała i pogłębiła się w samym ujęciu rzeczywistości. Drukuje się obecnie w odcinku pism w ciągu lat ostatnich pisana przez niego powieść, „Dzieje grzechu”.

Książka najbardziej ludzka, jaką może kiedykolwiek napisano w Polsce. Człowiek jest sam z sobą, nie przystraja sam siebie, nie ma przed sobą tajemnic, widzi całe swoje pokłębione życie jakimś ojcowskim spojrzeniem. Gdyby Robert Owen [49], który wobec całego splotu krzywd i cierpień ludzkich komplikujących się wzajemnie wypowiedział: „Nie winien” – był artystą, napisałby książkę tego zapewne rodzaju. Cierpiący człowiek nie jest tu wyidealizowany, ukazana tu jest cała miazga życia, przepojone są duszą tajniki fizjologiczne już wprost kaleczonego wszechstronnie jestestwa ludzkiego. Trzeba było mieć wielką wiarę w człowieka, aby można było zdobyć się na tak głębokie wniknięcie w najtajniejsze zakątki ludzkiego istnienia. Dusza ludzka obnażona tu jest tak, jak byśmy mieli do czynienia z opisem życia jakiejś flory, czerpiącej swe soki z gruntów bagnistych i jałowych; tylko roślina-człowiek wysnuła dumne swe marzenie o odpowiedzialności. Wy chcecie być odpowiedzialnymi? – wina i zasługa, piękno, brzydota – wszystko to jest w glebie, z której wyrastacie. Nurtowała ta myśl od dawna w Żeromskim. Człowiek musi poznać sam siebie, jakim jest, aby z siebie wytworzyć własne wyzwolenie. Myśl rodzi się w świecie nie przez nią stworzonym, wypowiada walkę życiu, z którego wyrosła, aby wysnuć z niego życie, do jakiego dąży. Zmierzcie uczuciem przepaść przedzielającą dzisiejszego pariasa z najbardziej upośledzonych warstw proletariatu od tych szczytów, które obejmuje już dziś myśl proletariacka. Ten to owrzodziały Łazarz sam z siebie wydobyć, wyzwolić ma Apollina-zwycięzcę – a będziecie mieli skalę wzruszeniową i wrażeniową twórczości Żeromskiego. Jest to tęsknota szczytów, wrastająca w najbardziej upośledzone, pohańbione kształty, gdyż wie, że człowiek, taki jaki jest, jest jedyną nadzieją i siłą człowieka.

Gdy się przechodzi od twórczości Żeromskiego do świata Sieroszewskiego, doznaje się wrażenia, że tu widzi się tę jasną siłę, która zdoła podźwignąć i wyzwolić tamten szamocący się bezmiar bólu i rozpaczy. Nie wiem, czy uczynił już kto spostrzeżenie, że geografia jest zasadniczą proletariacką nauką. Obcowanie z globem i jego przestrzeniami uczy rozumu i logiki w szacowaniu stosunków ludzkich. Ludzie Sieroszewskiego mają w sobie zawsze jakąś jasność wewnętrzną, doznaje się wrażenia, że widziani są oni pogodnymi oczami serca, nie skrępowanego przez żaden przymus. Ludzki stosunek nawiązuje Sieroszewski pomiędzy najbardziej odległymi od siebie historycznie i kulturalnie członkami wielkiej rodziny człowieczej. „Ludzkość jest to dziewka zdrowa, silna”, pisał poeta polski Norwid [50], i zdaje się, że to ona opowiada sobie w pismach Sieroszewskiego baśń o tym, jak męczyli się ludzie w walce z przyrodą i z samymi sobą. Spoza najstraszniejszego mroku przyświeca tu pogoda, tak jakby słuchała opowieści o losach człowieczych stara i ślepa matka przyroda, która rodziła i grzebała gwiazdy, morza i lądy, widziała narodziny i śmierć wiekowych lasów – niczemu się nie dziwi i nigdy nie wątpi. Gdyby wyraz „globowy klasycyzm” miał sens i dokładnie się tłumaczył – pragnąłbym użyć go, aby określić szerokość i spokój ujęcia świata i życia właściwy Sieroszewskiemu. Nie wątpię, że książki jego zyskają prawo obywatelstwa w bibliotece proletariackiej wszystkich krajów.

W ciągu lat ostatnich Sieroszewski pisał utwory innego jeszcze rodzaju: krótkie i wymowne odezwy, wzywające do zbrojenia się. Żeromski, Daniłowski zabierali wielokrotnie głos, broniąc zastępów walczących przed powodzią oszczerstw, uwieczniając oddzielne momenty walki, drgnienia duszy zbiorowej w utworach, z których niejeden pozostanie w liczbie najdrogocenniejszych klejnotów poezji polskiej. „Sen o szpadzie”, „Nokturn” Żeromskiego, sonety i poezje Daniłowskiego, kilka cudownie pięknych, bojowych poezji i hymnów żalu i wiary Marii Markowskiej – to najcenniejszy dorobek rewolucyjnej poezji polskiej, okolicznościowej, że tak powiem.

Nie potrzebuję mówić już, że nie jest to w moich oczach działaniem najgłębszym rewolucji. Mówiłem już na początku artykułu, że najgłębsze znaczenie posiada fakt, iż poza proletariatem kryzys obecny nie ukazał u nas żadnej zdolnej do rozwoju i celowego działania formy życiowej, że tworzenie świadomości proletariackiej jest dziś jedynym zadaniem, naokoło którego mogą skupiać się żądne pracy i tworzenia siły. Zadanie to posiada u nas w Polsce specyficzne trudności. Historia nasza sprawiła, że nie braliśmy bezpośredniego udziału w wytwarzaniu nowoczesnych form kultury i myśli. Mieszczaństwo polskie nie spełniło i nie mogło spełnić tej roli, jaka przypadła mu na Zachodzie, szczególnie we Francji i Włoszech. Kto wie, że renesans, reformacja i epoka oświecenia były ideologicznym odbiciem potężnych ruchów klasowych – ten zrozumie, że gdzie nie istniało samo klasowe podłoże tych form kultury, przyswojenie ich mogło być czymś zewnętrznym i powierzchownym. Szlachcic polski nie był formacją społeczną zdolną utrzymać i rozwinąć z siebie te obce mu formy kultury i myśli. Mieszczaństwo zaś polskie dwa razy niezmiernie bujnie i intensywnie żyć zaczynało i dwa razy, podczas rozbiorów Polski i w 1830 roku, zostało powstrzymane w rozwoju tym przez przemoc zewnętrzną. Trzeci raz po roku 63 rozwój ten został powstrzymany przez sam dialektyczny proces społeczny, który spychał klasę tę na stanowiska coraz bardziej reakcyjne. Jest rzeczą ogólnie znaną, że tylko świadomość proletariacka jest formą zdolną objąć wszystkie zdobycze myśli i kultury. Dzisiaj więc, gdy świadomość ta stała się jedynym typem myśli zdolnym skupiać na sobie entuzjazm pracowników i twórców, można spodziewać się, że stoimy w zaraniu okresów bujnego rozrostu i odrodzenia literatury polskiej. Okresy te mają miejsce wszędzie, gdzie historia ukazuje wielkie zadanie do spełnienia. I jeszcze rzecz znamienna: kto bacznie przyglądał się życiu umysłowemu trzech zaborów polskich, widział, jak wielkie zachodzą pomiędzy nimi różnice. Klasy posiadające przystosowały się do różnych warunków, kryzys obecny to bankructwo tych klas, to ukazanie się jako jedynej podstawy narodowego życia – ludu pracującego. Lud ten posiada dziś w walce proletariatu w Królestwie jedno wielkie wspólne przeżycie historyczne. Kto zaś widział działanie tego przeżycia podczas walki o prawo wyborcze w Galicji [52], ten rozumie, jakie znaczenie ma posiadanie takiej własnej, wspólnej i żywej tradycji historycznej. Kto wie, czym stała się Komuna Paryska dla proletariatu wszechświatowego, ten zrozumie, że proletariat nasz kosztem niezliczonych ofiar zdobył sobie olbrzymią i nieobliczalną siłę. Podczas ostatnich lat zrozumiał on, że stanowi jedyną całość, ma jedną wspólną myśl i wytworzy w sobie wspólną wolę.

Stanisław Brzozowski


Powyższy tekst pierwotnie ukazał się w języku niemieckim w czasopiśmie „Der Kampf” zeszyt 4, 1908. Na j. polski przetłumaczono go w piśmie „Droga” nr 1/1931. Przedruk niniejszej wersji, wraz z przypisami, za: Stanisław Brzozowski – Eseje i studia o literaturze”, tom I, Zakład Narodowy im. Ossolińskich, Wrocław 1990.

Publikowaliśmy już kilka tekstów Stanisława Brzozowskiego i o nim: • Materializm dziejowy jako filozofia kultury. Program filozoficzny [1907] • Jerzy Sorel [1907] • Ludzkość i naród [1907] • Ich rewizjonizm [1907] • Myśl i praca [1907] • Wiktor Erlich: Stanisława Brzozowski [1937] • Kazimierz Zakrzewski: Filozofia narodu, który walczy i pracuje (nacjonalizm Stanisława Brzozowskiego) [1929] • Jarosław Tomasiewicz: Płomienie. Rzecz o Stanisławie Brzozowskim

 

Przypisy:

[1]: fr. – martwy chwyta żywego.

[2]: Girolamo Savonarola (1452-1498) – kaznodzieja i reformator religijno-polityczny, występował przeciw świeckiej władzy papieża, nawoływał do ascezy i ubóstwa. W r. 1494 stanął na czele powstania, które obaliło we Florencji tyranię Medyceuszów i przywróciło republikę.

[3]: Brzozowski przytacza tu w swobodnej i skróconej parafrazie refleksję Leonarda, zamieszczoną pod tytułem Wert des geringsten Lebens w książce Leonardo da Vinci, der Denker, Forscher und Poet (wyd. Marie Herzfeld, 1904), z której prawdopodobnie korzystał.

[4]: Léon Bloy (właśc.: Marie Joseph Cain Marchenoir, 1846-1917) – autor powieści i dzienników, w imię moralności ewangelicznej atakował współczesny Kościół katolicki i burżuazję.

[5]: w rozprawie Wartość społeczna sztuki (1901).

[6]: rzeź sycylijska – w grudniu 1893 i styczniu 1894 r. w kilku miejscowościach sycylijskich doszło do masowych demonstracji, głównie chłopskich, przeciw ciężkiej sytuacji ekonomicznej i nadmiernym podatkom. Demonstracje te zostały zaatakowane i zmasakrowane przez policję i wojsko.

[7]: wypadki mediolańskie 1898 roku – strajk powszechny robotników i walki z policją i wojskiem na barykadach ulicznych w maju 1898 roku; zginęło wówczas 500 robotników, ponad 1000 zostało rannych.

[8]: cezaryczny szał – wyrażenie niemieckie (Cäsarenwahnsinn) odnoszące się do cesarzy rzymskich z dynastii julijsko-klaudyjskiej.

[9]: Maxime Du Camp (1822-1894) – pisarz francuski, rzecznik „sztuki utylitarnej”, gloryfikował w swych utworach rozwój przemysłu i techniki; autor 4-tomowego pamfletu Convulsions de Paris (1878-1879) skierowanego przeciw Komunie Paryskiej.

[10]: wiersz Victora Hugo Le bord de la mer należący do cyklu Les Châtiments (1853): Tu peux tuer cet homme avec tranquillité.

[11]: fr. – Możesz spokojnie uderzyć tego człowieka, nie tak jak innego, zresztą wystarczy policzek. Niedokładny cytat z wiersza Louise Michel Aux mânes de Victor Hugo.

[12]: „Czas” – dziennik konserwatywny, wychodzący od r. 1848.

[13]: „Słowo Polskie” – dziennik lwowski, od r. 1902 był organem galicyjskiego Stronnictwa Narodowo-Demokratycznego.

[14]: Siergiej Witte (1849-1915) – polityk rosyjski, przewodniczący Komitetu Ministrów od r. 1903. W marcu 1905 odrzucił prośby delegacji polskiej pod przewodnictwem hr. Władysława Tyszkiewicza, zabiegającej o przywrócenie języka polskiego w szkolnictwie.

[15]: Zarzut bezpodstawny. W Liście otwartym do Wilhelma II z 19 IX 1906 Sienkiewicz protestował przeciw prześladowaniom ludności polskiej w zaborze pruskim, użył przy tym tylko zwrotu, że „Opatrzność w niezbadanych wyrokach swoich” oddała pod władztwo cesarza niemieckiego „jeden wielki odłam narodu polskiego”.

[16]: jęku głodzonej Łodzi – w czasie lokautu na przełomie 1906 i 1907 roku (zob. przyp. 34).

[17]: The Facts in the Case of Mr. Waldemar z cyklu Tales of the Grotesque and Arabesque (1840).

[18]: W Liście otwartym Polaka do ministra rosyjskiego, ogłoszonym anonimowo jako broszura we Lwowie w r. 1904, Sienkiewicz zapewniał, że w Polsce narodowego powstania nie będzie.

[19]: Sienkiewicz gwałtownie zaatakował ruch rewolucyjny w artykule Zjednoczenia narodowe, opublikowanym w całej prasie polskiej w listopadzie 1906.

[20]: gendarme au dedans (fr.) – żandarm wewnątrz.

[21]: gendarme du dehors (fr.) – żandarm na zewnątrz.

[22]: magnaci ukraińscy – posłowie polscy do Dumy z ziem białorusko-ukraińskich tworzyli odrębne Koło Kresowe; tu mowa o wystąpieniach antychłopskich Romana Skirmunta i hr. Józefa Potockiego w I Dumie.

[23]: (fr.) – „Pańska ojczyzna jest tutaj!”. Słowa wypowiedziane przez carycę Katarzynę II na audiencji 24 II 1793 do Szczęsnego Potockiego, jednego z przywódców konfederacji targowickiej, gdy próbował on wyrazić zaniepokojenie o los swej ojczyzny.

[24]: (fr.) – żadnych mrzonek (słowa cara Aleksandra II do delegacji polskiej w Warszawie w r. 1856).

[25]: Zob.: Literatura polska przed r. 1863…, przyp. 5.

[26]: iam foetet (łac.) – już cuchnie.

[27]: Wiaczesław Plehwe (1846-1904) – polityk rosyjski, skrajny reakcjonista, w latach 1881-1884 dyrektor departamentu policji.

[28] Michaił Murawjow (1794-1866) – generał-gubernator Litwy w latach 1863-1865; wydawał masowe wyroki śmierci na uczestników powstania; stąd zwany „Wieszatielem”.

[29]: Towarzystwo Demokratyczne – zob. Testament Cypriana Norwida, przyp. 18.

[30]: Jest to cytat z epigrafu Carducciego dla włoskiego pisarza i działacza niepodległościowego Alberto Mario (przedr. w Confessioni e batteglie, 1883).

[31]: Wenecja bez Dziesięciu – mowa o dziesięcioosobowej radzie, rządzącej państwem weneckim.

[32]: Chlestakow – bohater Rewizora (1836) Gogola, typ bezczelnego oszusta.

[33] rewirowy – w miastach rosyjskich urzędnik policyjny czuwający nad porządkiem w swojej dzielnicy.

[34]: lokaut – forma walki pracodawców z robotnikami, polegająca na zamykaniu przedsiębiorstw i zwalczaniu ich załogi. Wielki lokaut łódzki (grudzień 1906-kwiecień 1907) – objął 24 tys. robotników przemysłu włókienniczego. Policja wysiedliła wówczas 3 tys. robotników do miejsc ich zamieszkania.

[35]: Towarzystwo Kultury Polskiej ¬– zob. Testament Cypriana Norwida, przyp. 4.

[36]: sunt lacrimae (łac.) – są łzy. Słynne wyrażenie z Eneidy I, 461.

[37]: jako bezdomność – chodzi o Żeromskiego jako autora Ludzi bezdomnych.

[38]: w okresie terroru rewolucyjnego w r. 1791, gdy Awinion, będący własnością papieską, wcielono do państwa francuskiego.

[39]: tj. po r. 1530, gdy Medyceusze wrócili do władzy przy pomocy hiszpańskiej.

[40]: W Fenomenologii ducha (1807), rozdz. Duch prawdziwy (Etyczność) Hegel pisze o królestwie podziemnym – prawa boskiego, i nadziemnym – prawa ludzkiego.

[41]: eremita – pustelnik.

[42]: mistagog – kapłan wtajemniczony w misteria.

[43]: gnoza – wiedza tajemna, dostępna tylko wybranym (termin filozofii hellenistycznej).

[44]: 1906 (przyp. aut.).

[45]: niedokładny cytat z Wesela (akt II, sc. 7) Wyspiańskiego.

[46]: hofraci – radcy dworu.

[47]: Strofki, „Ogniwo” 1904, nr 37.

[48]: Brzozowski porównuje tu powstania tkaczy liońskich w l. 1831-1834 z walkami barykadowymi robotników łódzkich (18-25 VI 1905).

[49]: Robert Owen (1771-1858) – angielski reformator społeczny, socjalista utopijny. Uważał, że człowiek jest wytworem środowiska, więc odpowiedzialność za zbrodnie spada nie na ich sprawców, lecz na warunki, w których się wychowali (Nowy obraz społeczeństwa, czyli szkic o kształceniu charakteru, 1812).

[50]: cytat z Pięciu zarysów (1863, I: Rzeczywistość) Norwida.

[51]: Maria Markowska (1879 lub 1880-1939) – działaczka PPS, poetka; zamieszczała swe utwory w prasie socjalistycznej i demokratycznej. Jej poezje rewolucyjne zdobyły sobie dużą popularność w środowisku robotniczym.

[52]: prawo wyborcze w Galicji – w latach 1905-1906 przeszła przez Galicję fala strajków i demonstracji domagających się powszechnych, równych i bezpośrednich wyborów. Postulaty te częściowo spełniła reforma wyborów do Rady Państwa (parlamentu w Wiedniu) ze stycznia 1907.

 

↑ Wróć na górę