Lewicowo.pl – Portal poświęcony polskiej lewicy demokratycznej, patriotycznej i niekomunistycznej

Logo Lewicowo

Zygmunt Zaremba

Kazimierz Pużak. Szkic życiorysu

[1950]

Na przedmieściu Tarnopola, w rozłożystej gospodarskiej chacie, krytej słomą, 26 sierpnia 1883 roku, właścicielom gospodarstwa, Wojciechowi Pużakowi i jego żonie, Ukraińce, Marceli z Hrycynów, urodził się syn. Nadali mu imię Kazimierz. Wychowali, jak starczyło środków. Nie było ich za wiele, ale mieli ambicję dania chłopakowi wykształcenia. Posyłali do szkoły początkowej, potem do gimnazjum.

Młody Kazimierz uświadamiał sobie, ile ofiar ze strony rodziców wymagało jego wykształcenie. Był im wdzięczny, przywiązany i chciał stać się pomocą, gdy przyjdzie ich starość. Ale myśl o sprawach rodzinnych i karierze osobistej, tak oczekiwanej przez rodzinę, musiała zejść na drugi plan. Przesłonił ją idący przez całą Polskę dreszcz nadziei na wielką zmianę. Już trzydzieści kilka lat minęło od ostatniego powstania, zabliźniły się nieco rany narodu i oto zrodziła się siła nowa, podnosząca nowe sztandary walki o wolność i sprawiedliwość. Na arenę dziejową wszedł ruch mas robotniczych, promieniujący i na chłopów. Przez miasta i miasteczka socjalizm szedł swą zwycięską drogą, pełen idealizmu celów, a zarazem pełen zapowiedzi realizacji głoszonych haseł. Kazimierz, wówczas uczeń gimnazjalny, zachłysnął się tym powiewem. Zabrał się do studiów społecznych, które otwierały przed nim nowe szerokie horyzonty. Ideał ogólnoludzki i ideał wolności narodowej, zespolone w Polskiej Partii Socjalistycznej, zasłoniły wszystko inne. „Chcieliśmy przewrócić świat do góry nogami i uszczęśliwić ludzkość” – mówił Pużak później o tym okresie. Związał się bez reszty z nowym światem jutra. Zamiast kariery osobistej wybrał karierę rewolucjonisty polskiego.

Zebrał koło siebie grupkę kolegów. Zaraził ją zaciekawieniem dla problemów społecznych i narodowych, pociągnął umiłowaniem ideału, tak daleko wybiegającego poza życie jednostki. W ten sposób w Tarnopolu powstała lokalna sekcja Organizacji Promienistych, która za zadanie postawiła wychować nowe pokolenie bojowników niepodległości i socjalizmu. Bojowników, szukających prawdy i wiążących się ze Sprawą w pełnym rozeznaniu jej słuszności.

W roku 1903 Kazimierz Pużak jest już znany w kołach młodzieży jako działacz, który nie tylko wie, czego chce, ale również ma talent gromadzenia wokół siebie ludzi i oddziaływania na otoczenie. W zarządzie głównym Organizacji Promienistych koło tarnopolskie cieszyło się opinią jednego z najlepiej zorganizowanych, a jego sekretarz – Pużak – potrafił stworzyć wokół swej grupy atmosferę sympatii i uznania wśród całej młodzieży. Po wielu latach jeszcze współtowarzysze Pużaka z tamtego okresu wspominali jak to w jego mieście rodzinnym na masówki propagandowe, organizowane w jarach podmiejskich, przychodziło ponad stu chłopów, osadzając gęsto mundurkami stoki parowu.

Tymczasem przyszła wojna rosyjsko-japońska i pierwsze pomruki rewolucji w zaborze rosyjskim. Pużak osiąga pełnoletniość i pole pracy młodzieżowej czas zastąpić pracą wśród dojrzałego pokolenia. I oto następuje zjawisko dość szczególne. Jego rówieśnicy, idąc zresztą dalej po drodze wyznaczonej ideą, wyżywają się w organizacjach akademickich i szykują do działalności społecznej i politycznej jako legalni działacze Polskiej Partii Socjalno-Demokratycznej Galicji i Śląska (PPSD), kierującej ruchem robotniczym zaboru austriackiego w warunkach pełnej jawności. Droga ta była dla Pużaka naturalna i otwarta na oścież przez wykształcenie społeczne i talent organizacyjny, szeroko już znany w kołach socjalistycznych. Studiując prawo na uniwersytecie lwowskim, mógł Pużak stać się jednym z tych prawników socjalistycznych, którzy tyle usług oddali ruchowi socjalistycznemu w Galicji, służąc mu na wszystkich szczeblach, od lokalnej komórki partyjnej czy zawodowej począwszy, kończąc zaś na trybunie parlamentarnej. Ale Pużak szukał drogi innej. Przyciągały go odgłosy zrywającej się w państwie carów burzy, gdzie większość narodu zamknięta w więzieniu, gdzie ruch rewolucyjny socjalistyczny był pełen tragicznych klęsk, ale i romantycznych wzlotów. Z tym ruchem decyduje się związać i wiąże na zawsze. Wstępuje w roku 1904 do szeregów PPS.

Przyjmując ideologię PPS, Kazimierz Pużak doskonale wyczuł syntetyczny jej charakter, kojarzący w nowoczesnych ramach ruchu społecznego najlepsze tradycje demokratycznego ruchu rewolucyjnego w Polsce. Zdawał sobie sprawę o wiele wcześniej niż inni, że prowadzi to do zbrojnego starcia z Rosją, a więc wiedza wojskowa i przygotowania w tym zakresie muszą być częścią nieodłączną uzbrojenia polskiego socjalisty. Zgodnie z tym założeniem spośród specjalnie dobranych członków Organizacji Promienistych powołał do życia odrębną formację organizacyjną o charakterze bojowo-wojskowym, nadając jej miano Koła Mierosławczyków. Było to w końcu 1903 lub na początku 1904 roku. Koło Mierosławczyków jest więc prekursorem szeroko później rozwijających się wojskowych kół młodzieży, z których wyszły Legiony.

Wstępując do Organizacji PPS, Pużak zgłasza się natychmiast na wyjazd do zaboru rosyjskiego i pod pseudonimami „Popielec” i „Siciński” kilkakrotnie przekracza nielegalnie granice zaborów i spełnia różnorakie misje organizacyjne. Musiał wykazać przy tym cały swój talent organizatorski, gdy w roku 1907 został powołany na członka Centralnego Wydziału Organizacyjnego PPS, kierującego siecią partyjną na terenie Kongresówki i dużych połaci Ukrainy i Rosji, gdzie rozsiane były wówczas różne ośrodki PPS. Był to już okres reakcji, prowokacji i masowych aresztowań. W okresie 1908-1911 roku Pużak pozostawał w pracach organizacyjnych jako jedyny członek Wydziału Organizacyjnego. Wiąże się wówczas z Wydziałem Bojowym PPS. Partia przeżywa tragedię prowokacyjną Tarantowicza – „Albina”. Zapada wyrok zgładzenia prowokatora. Pużak nie cofa się przed spełnieniem tego ciężkiego obowiązku. Odnaleziony w Rzymie kosz z trupem prowokatora i zakończone niczym śledztwo zainteresowanych władz oraz dociekań prasy świadczyły, że ciężka misja ukarania zdrajcy, uniemożliwienia mu dalszego szkodzenia, została wykonana.

Przemoc carska zdławiła znów ruch robotniczy w Kongresówce. Ale cięższe od klęski i bardziej groźne na przyszłość było rozognienie się sporów i antagonizmów wewnętrznych w Partii. Pużak, jako stały członek Wydziału Organizacyjnego, odczuwał to może najsilniej. Z pozycji swej widział jasno, z jakim trudem nawiązuje się potargane przez żandarmów nici organizacyjne, jak syzyfową nieraz pracą jest odbudowanie starych stosunków organizacyjnych i jak rozdźwięki i powstające na tym tle nieufności niszczą skromne efekty, osiągnięte ogromnym wysiłkiem. Stara się łagodzić i wiązać ze sobą zwaśnione strony, wysuwając na pierwsze miejsce dobro organizacji krajowej. Ale tu właśnie natyka się na prąd coraz wyraźniejszy lekceważenia uszczuplonej represjami sieci organizacyjnej i wyraźnej tendencji przeniesienia punktu ciężkości działania organizacji na emigrację i na działalność o charakterze coraz bardziej czysto wojskowym. Wyrasta spór już zasadniczy, dotyczący celów i zadań organizacji socjalistycznej, który stwarza linię podziału pomiędzy Centralnym Komitetem Robotniczym (Piłsudski, Jodko, Sulkiewicz) a opozycją (Perl, Kunowski, Arciszewski).

Konferencja Organizacji Bojowej PPS wczesną wiosną 1911 roku stała się terenem ostrego starcia tych dwóch prądów. Na konferencji tej Organizacja Bojowa została rozwiązana i Centralny Komitet Robotniczy przeciwstawił się zdecydowanie hasłu „ubojowienia mas”, głoszonemu przez opozycję, zastępując je zawołaniem do szeregów organizacji wojskowej. Nastąpił faktyczny rozłam. Pużak był nim ogromnie przygnębiony. Pierwszym też odruchem jego było jak najszybciej wyjechać do kraju i robić swoje, mimo wszystko. Projekty te realizuje w kwietniu 1911 roku.

Tysiąca sposobów używała wówczas partia, by zmylić czujność Ochrany i wiązać rozrywane wciąż przez nią nici organizacyjne. Najrozmaitsi też ludzie szli partii z pomocą. Między innymi znalazła się arystokratka angielska polskiego pochodzenia, która podjęła się przewiezienia korespondencji i powiązania różnych działaczy, pozostałych na wolności. Neutralna osoba, niepodejrzewana o stosunki z rewolucjonistami, osłonięta obywatelstwem angielskim i niefałszowanym paszportem, nadawała się doskonale do tej misji. Owa pani (Markiewicz czy Markowska?) pojechała do Polski, ale niestety wpadła jednak w ręce Ochrany. Przy rewizji znaleziono u niej parę adresów łódzkich.

Pużak skierował się właśnie do Łodzi. Miał szereg adresów, ale wówczas każdy dzień przynosił wsypy i nigdy nie można było wiedzieć, czy wczorajszy adres nie był dziś „spalony”. Z największą ostrożnością udał się więc do mieszkania, zdawało się, najbardziej pewnego. Zlustrował przed tym ulicę i nie zauważył nic podejrzanego. W sąsiedztwie domu, do którego szedł, prowadzono budowlę i na rusztowaniach uwijało się grono murarzy. Kilku zwykłych przechodniów, żadnych podejrzanych gapiów. W bramie też „czysto”. Pużak pomału wszedł na schody. Zbliżył się do oznaczonych drzwi. Przystanął przed nimi, nasłuchując odgłosów od wewnątrz. Coś wydało mu się podejrzane. Cofnął się niezdecydowany. Kroki jego usłyszano jednak z mieszkania i rumor stąpania wielu nóg po drugiej stronie drzwi nakazał mu czym prędzej zbiec na dół. Z mieszkania wybiegło kilku szpiclów. Pużak wyprzedził ich o dobre piętro. Skręcił w stronę budowli, wpadł pod rusztowania, wbiegł po deskach na górę i zakrzyknął, że goni go policja. Któryś z murarzy zdjął mu marynarkę i zarzucił jakiś kitel. Marynarka poszła pod szaflik. W ręku Pużaka znalazły się w jednej chwili cegły, które zaczął podawać spokojnemu, jak gdyby nic się nie stało, majstrowi. W następnym momencie znaleźli się na rusztowaniu i łapacze. Przyjrzeli się pracującej grupie, nie dostrzegli nic podejrzanego i poszli.

Pużak był uparty. Nie zastraszyła go groźna przygoda. Spalił się jeden adres, drugi będzie lepszy. Adres starego sympatyka, nie biorącego bezpośredniego udziału w żadnej akcji. Tymczasem ten adres właśnie otrzymała w Londynie łączniczka-Angielka i w lokalu czekała zasadzka.

Osadzony w piotrkowskim więzieniu został następnie postawiony przed sądem i skazany za należenie do organizacji PPS (należenia do Organizacji Bojowej, ani tym bardziej udziału w zabójstwie Tarantowicza – co prowadziło na szubienicę – nie udowodniono) został skazany na osiem lat katorgi.

Teraz nie w piotrkowskim więzieniu, względnie łatwym do wytrzymania, którego grochówkę nieraz potem wychwalał i gdzie, dzięki staremu Dratwie (ojciec wybitnego działacza PPS, Bolesława Dratwy, który zginął w powstaniu warszawskim 5 VIII 1944), strażnikowi więziennemu należącemu do PPS, miał stały związek ze światem, ale w ponurej twierdzy Szlisselburga miał odcierpieć karę. Skuty w kajdany, co należało do regulaminu katorgi, zamknięty w półciemnej wilgotnej celi, nieraz musiał obcować z duchami swych wielkich poprzedników, Łukasińskiego i Waryńskiego, którzy tutaj również cierpieli jak on za grzech umiłowania wolności. To wplecenie się nie tylko duchem, lecz i fizyczną istotą w koło historycznego dramatu Polski, dodało sił Pużakowi do przezwyciężenia wszystkich kryzysów, jakie musi wywoływać samotność więzienna, beznadziejność jutra za kratą, oddalona na lata wolność, majacząca się gdzieś wśród tundr syberyjskich – jedyny rodzaj wolności dla carskiego katorżnika. Pużak wypełniał czas wytężoną pracą. Chciwie rozczytywał się w książkach biblioteki więziennej. Znalazł w niej kilka dzieł strategicznych, kilka studiów wojennych, które dały mu wiele materiału do przemyślenia. Znalazł samouki języków obcych i oddał się ich nauce z zaciętością. Utrzymanie w czystości celi, codzienne jej mycie, pilnowanie czystości ubrania i ciała utrzymywały w ryzach również stronę fizyczną. Zorganizowany w ten sposób czas płynął, nie zostawiając gorzkiego osadu poczucia całkowicie marnowanego życia. Ale wieczny mrok celi szybko odbił się na oczach więźnia. Musiał ograniczyć czytanie do kilku godzin południowych, gdy przez okienko celi sączyło się nieco więcej światła. Pużak nie chciał się z tym pogodzić. Postarał się o system nauki czytania dla niewidomych, opanował go i tym sposobem przedłużał godziny lektury.

Lata płynęły. Wybuchła wojna światowa, a potem rewolucja, która otworzyła wrota carskich kazamat. Pużak natychmiast nawiązał stosunki z petersburską grupą PPS i zabrał się do zwołania zjazdu działaczy pepesowskich, bądź jak on wyzwolonych z więzienia, bądź też utrzymujących dotychczas konspiracyjne ośrodki partyjne, wzmocnione w tym czasie na terenie Rosji dużym napływem wysiedleńców wojennych. Zjazd ten, zwołany do Petersburga w maju 1917 roku, ukazał Pużaka po raz pierwszy na jawnej arenie życia publicznego. Od razu zdobył uznanie i zaufanie towarzyszy. W wybranym na zjeździe Komitecie Centralnym stał się jego duszą i głównym organem wykonawczym. Powołał do życia tygodnik „Głos Robotnika i Żołnierza”, wiązał rozsypane ośrodki robotników polskich, głosił szeroko zasadę powrotu do kraju z dorobkiem myśli i zasobem sił organizacyjnych, które posłużą do odbudowy niepodległości i zaprowadzenia w Polsce sprawiedliwości społecznej.

Polityczna postawa jego była przy tym najbardziej wyraźna. Udział w rewolucji rosyjskiej i wysiłek dla nadania Rosji charakteru demokratycznego, ale nie utożsamianie się z rewolucją rosyjską, zachowanie wyraźnego oblicza Polskiej Partii Socjalistycznej, która działa na tym terenie chwilowo tylko w wyniku zbiegu historycznych okoliczności. Tak brzmiało jego credo. Na tym tle przeprowadzał w tym okresie zdecydowaną linię, oddzielającą PPS od grup SDKPiL i tak zwanej Lewicy PPS, które włączyły się do rosyjskich partii socjalistycznych.

Jako przedstawiciel PPS brał udział w wielu organach i zebraniach partii rosyjskich. Między innymi uczestniczył w tzw. Wszechrosyjskiej Naradzie Demokratycznej, poprzedzającej zwołanie Konstytuanty. Przy każdej takiej okazji wypowiadał się za zdecydowanym programem reform społecznych i zabezpieczeniem rodzącej się demokracji rosyjskiej. Przy każdej też okazji zwalczał ostro dwuznaczność stanowiska partii rosyjskich w sprawach związanych z uznaniem niepodległości narodów, ujarzmionych przez carat. Uczestniczył też w organizowanych na terenie Rosji pracach organizacji ogólnopolskich, w szczególności zaś w pracach polskiej Komisji Rewindykacyjnej, mającej za zadanie przygotowanie spisu mienia polskiego w Rosji, które miało być zwrócone Polsce.

Po październikowym zamachu komunistycznym w pierwszym okresie gorącego flirtu bolszewików z narodami ujarzmionymi i jednoczesnych prób penetrowania ich organizacji, Pużak wypełniał trudną rolę obrony samodzielności partii, która tymczasem rozwinęła się i zorganizowała na wielkich przestrzeniach Rosji dość znaczną siłę, liczącą około 4000 członków, cieszących się nieproporcjonalnie do tej liczby dużym wpływem na otoczenie rosyjskie, dzięki wyrobieniu politycznemu i zaletom osobistym. Głównym zadaniem było zachować ten zespół w całości i przy pierwszej okazji przerzucić do kraju. Tendencja komunistów zmierzała w zupełnie przeciwnym kierunku. Ujawniło się to przede wszystkim w inicjatywie Komisarza do Spraw Narodowościowych Pestkowskiego (członka SDKPiL), który zaprojektował stworzenie specjalnej organizacji rewolucyjnej dla Polski z zadaniem objęcia kierownictwa przyszłym przewrotem. Organizacja ta miała objąć możliwie wszystkich działaczy socjalistycznych znajdujących się na terenie Rosji, rząd zaś bolszewicki ustami Pestkowskiego zapewniał jej najszersze poparcie organizacyjne i zaopatrzenie materialne. Pużak nie wahał się ani chwili odrzucić te propozycje, wydające się nawet niektórym towarzyszom bardzo ponętnymi, rozumiał bowiem, że oznacza to likwidację odrębności PPS i podporządkowanie się rządzącej partii komunistycznej. Dla ostatecznego ustalenia tego punktu widzenia i pełnego ujednolicenia stanowiska członków partii we wszystkich środowiskach zwołał on do Moskwy w końcu sierpnia 1918 roku ostatni likwidacyjny zjazd PPS w Rosji z udziałem emisariusza krajowego, Tomasza Arciszewskiego, gdzie stanowisko Pużaka znalazło pełne uznanie i potwierdzenie przez uchwałę nakazującą wszystkim członkom partii przerzucać się do kraju. Szerokie możliwości w tym kierunku stworzyły zanarchizowane warunki ruchu granicznego, wywołane zrealizowaniem bolszewickiego hasła tych dni: „Ni mira, ni wojny” (ani pokój, ani wojna).

W październiku 1918 roku Kazimierz Pużak jest już na gruncie warszawskim. Wchłania go od razu wir przygotowań do zrzucenia okupacji niemieckiej i powołania Pierwszego Rządu Ludowego w Lublinie. W grudniu tegoż roku pierwszy jawny zjazd PPS w Warszawie powołał go do Centralnego Komitetu Robotniczego PPS.

Przy wyborach do Sejmu Ustawodawczego Pużak został wybrany na posła z Zagłębia Dąbrowskiego i objął godność sekretarza Sejmu. Poświęcał się pracom w Komisji Regulaminowej, Administracyjnej i Prawniczej. Kultywując swe rozbudzone jeszcze za czasów młodzieńczych zainteresowania wojskowe, został również członkiem Komisji Wojskowej Sejmu. Na każdej z tych placówek potrafił wykazać dużą inicjatywę i znajomość rzeczy. Ze specjalnym zamiłowaniem zajmował się sprawami lokatorskimi i problemem praw obywatelskich, w szczególności zaś zagadnieniem więziennictwa. Gdy w okresie działań wojennych przeciw bolszewikom w roku 1920 więzienia polskie zapełniły się przestępcami politycznymi i powstały obozy więzienne, Pużak z całym ogniem swej natury przeprowadzał walkę o ludzkie warunki życia więźniów. Z jego to inicjatywy też powstała specjalna komisja sejmowa, która objechała różne więzienia i obozy i zleciła Pużakowi przedstawienie Sejmowi sprawozdania w tej sprawie. Jego referat, zgłoszony na plenarnym posiedzeniu Sejmu, przesycony głębokim poczuciem ideałów humanitarnych i realizmu życia więziennego, tak dobrze mu znanego, stał się jednym z piękniejszych dokumentów działalności polskiej demokracji. Komuniści usiłowali wykorzystać ten dokument przeciwko Polsce i wydali referat Pużaka w specjalnej broszurze, ale się spostrzegli, że bije on w ich własną dyktaturę i wycofali ją z obiegu. Nie ustając w walce o prawa człowieka i obywatela, w roku 1928 podjął się w Sejmie roli referenta ustawy amnestyjnej, która znacznie złagodziła kary, zwłaszcza więźniom politycznym, przywracając wolność setkom ludzi, a tysiącom redukując karę.

Mimo największego wysiłku i wielkich środków płynących z Moskwy, Komunistyczna Partia Polski, powstała z połączenia SDKPiL i tak zwanej Lewicy PPS, nie mogła zapuścić korzeni w polskiej klasie robotniczej. Na przeszkodzie stała PPS. Ujawniona w 1920 roku tendencja bolszewicka do zagarnięcia z powrotem Polski, ledwo wyzwolonej spod caratu, zerwała ostatnie nici łączące Partię Komunistyczną z polską klasą robotniczą. Na wezwanie PPS robotnik polski z bronią w ręku zagrodził drogę bolszewikom. W łonie ruchu robotniczego komuniści zostali wyrzuceni na daleki margines. Od tej chwili cały ich wysiłek skupił się na penetrowaniu szeregów PPS i na usiłowaniach kaptowania jej członków. W młodej, żywiołowo narastającej organizacji manewry komunistyczne osiągnęły nawet pewne efekty, z których najgroźniejszym dla partii było pozyskanie dla komunizmu ówczesnego sekretarza generalnego partii Jerzego Sochackiego i nielicznej zresztą grupy członków PPS z Tadeuszem Żarskim na czele.

Gdy w roku 1921 działalność Sochackiego ujawniła się, został on usunięty ze stanowiska, jego funkcje zaś sekretarza generalnego partii Centralny Komitet powierzył Kazimierzowi Pużakowi. Odtąd spoczęły na jego barkach najbardziej odpowiedzialne zadania obrony partii przed zakusami komunistycznymi i kierowania rozległym już i skomplikowanym organizmem polskiego ruchu robotniczego. Teraz też mógł rozwinąć w pełni swój talent organizacyjny, porządkując organizację wewnętrznie i nadając jej ostateczne formy wielkiej, jawnej partii polskiego proletariatu. Interesował się wszystkimi przejawami ruchu robotniczego. Nie uszła jego uwagi nowo rodząca się forma robotniczego ruchu sportowego. Bierze udział w pierwszych poczynaniach na tym polu i obarcza się nawet prezesurą Związku Robotniczych Stowarzyszeń Sportowych. Był aktywnym członkiem Stowarzyszenia Byłych Więźniów Politycznych i zasiadał w jego ciałach kierowniczych. I chociaż z natury swych funkcji musiał być wymagający, a często i przykry w stosunku do poszczególnych towarzyszy, chociaż musiał nieraz formalizować sprawę i przestrzegać tego minimum biurokratycznego ładu, do którego tak trudno się naginać rewolucyjnym temperamentom, na stanowisku sekretarza generalnego pozostawał aż do końca i w istocie był na tym stanowisku niezastąpiony. Funkcje sekretarza generalnego partii łączył z mandatem poselskim, który obdarzali go robotnicy Częstochowy, począwszy od pierwszego Sejmu zwykłego, aż do chwili, gdy zamach sanacyjny na podstawowe prawa wyborcze nie zmusił PPS do bojkotu wyborów.

Ciężki okres, jaki nastąpił teraz, gdy z jednej strony ONR, z drugiej zaś faszystowskie skrzydło sanacji, postawiły sobie za cel zniszczenie ruchu socjalistycznego wzorem Włoch i Niemiec, ujawnił całą siłę woli i zdolność organizacyjną Pużaka. Tym jego cechom w dużej mierze zawdzięcza polski ruch robotniczy, że nie stał się pastwą rozwydrzonego chuligaństwa i komunistycznej roboty rozkładowej. W niezmordowanej codziennej pracy utrzymywał jak najżywszy kontakt z każdym ośrodkiem robotniczym, dodając otuchy, podnosząc wiarę i budząc wytrwałość w obronie sztandarów. Z jego to inicjatywy powstała też w 1931 roku specjalna organizacja wewnętrzna w partii pod nazwą Akcja Socjalistyczna (AS), zastępująca dawne, mało zdyscyplinowane i efemeryczne milicje. AS, skupiając młodsze elementy partii, odegrała pod przewodnictwem Pużaka wielką rolę w podniesieniu ducha szeregów partyjnych w tym ciężkim okresie i w obronie zgromadzeń i lokali robotniczych, które próbowali nachodzić komuniści i faszyści nieraz z bronią w ręku.

Z chwilą dojścia do władzy Hitlera zainteresowania Pużaka skupiają się na zagadnieniu obronności państwa. Tej sprawie poświęcił jedną z ostatnich swych mów sejmowych, wygłoszoną w Komisji Budżetowej. Wrzesień 1939 roku i klęska wojenna Polski była dla Pużaka najcięższym przeżyciem. Zawsze pełen optymizmu i wiary w przyszłość może po raz pierwszy w życiu mówił również o katastrofie, która zburzyła wszystko, w co wierzył i czemu oddał się bez reszty. Była to jednak tylko chwila. Umiał się szybko podnieść z klęski. W czasie oblężenia Warszawy pozostał w stolicy i chociaż zmożony ciężką chorobą, przeżywał bezpośrednio całą tragedię i bohaterstwo obrony Warszawy. Z tego aktu czerpał wiarę i czynił zeń podstawę dla rozpoczęcia nowej walki z hitlerowskim najeźdźcą.

Jako sekretarz generalny partii znał wszystkich działaczy i teraz pośród nich dobierał kadry nowej organizacji konspiracyjnej PPS, która przybrała hasło „Wolność, Równość, Niepodległość” i pochodzącymi stąd inicjałami WRN znaczyła przejawy swej działalności w podziemiu. Dzięki tej jego znajomości materiału ludzkiego i starych wypróbowanych metod konspiracji podziemna organizacja PPS, mimo rozwinięcia szerokiej sieci dwóch tysięcy komórek organizacyjnych, ściśle ze sobą związanych, jedyna chyba wśród organizacji polskiego podziemia uchroniła się przed penetracją Gestapo i zachowała do końca swą sieć organizacyjną.

Kazimierz Pużak, jak dawniej, w organizacji tej objął rolę sekretarza generalnego, będącego główną osią skomplikowanej teraz tak bardzo pracy partii. Jednocześnie od początków 1940 roku wziął udział w wysiłku porządkowania podziemnego życia Polski, uczestnicząc jako przedstawiciel PPS w Politycznym Komitecie Porozumiewawczym stronnictw (PKP). Wniósł tam nie tylko swe doświadczenie konspiratora, ale również jasną myśl polityczną, streszczającą się w dążeniu do stworzenia reprezentacji politycznej walczącego narodu, mającej za zadanie koordynację wysiłku zarówno w zakresie politycznym, jak i wojskowym oraz nadaniu całej działalności Polski Podziemnej wyraźnie demokratycznego charakteru. Jego to wysiłkom osobistym w dużej mierze zawdzięcza ruch podziemny opanowanie kryzysu rozbicia, zarysowanego w pierwszej fazie konspiracji antyhitlerowskiej nie tylko pomiędzy grupami politycznymi w Polsce, ale również pomiędzy nimi a rządem w Londynie. Jego też dziełem jest historyczna deklaracja stronnictw z sierpnia 1943 roku, która nadała ostateczne oblicze polskiemu podziemiu, łącząc wszystkie poważne siły polityczne na wspólnej platformie głęboko demokratycznej i postępowej. Nic też dziwnego, że gdy w parę miesięcy później na tej właśnie płaszczyźnie powołana została do życia Rada Jedności Narodowej, jako parlament Polski Podziemnej, na pierwszym jej posiedzeniu w początkach roku 1944, został jednomyślnie wybrany jej przewodniczącym.

Specjalną pieczą otaczał wszystkie poczynania wojskowe. Odżyły w nim w pełni stare wspomnienia ze związku Mierosławczyków. Zharmonizował się przy tym dobrze z pierwszym komendantem AK, Grotem – Stefanem Roweckim i dokładał wszelkich starań, by organizacja ta realizowała w najszerszym zakresie rzucone przezeń hasło „Lud z armią, armia z ludem” i nie zeszła na tory sanacyjne. Stanął też osobiście na czele partyjnej formacji wojskowej Gwardia Ludowa, przekształconej następnie na Organizację Wojskową Pogotowia Powstańczego Socjalistów (OW PPS), która weszła na prawach autonomicznych w skład Armii Krajowej.

Czy jako „Grzegorz” w stosunkach partyjnych, wewnętrznych, czy jako „Bazyli” na arenie międzypartyjnej, był Pużak cały czas konspiracji niemieckiej źródłem wytrwałego sądu i mądrej doświadczonej rady, tworząc wokół siebie atmosferę pogody i spokoju, działającą dobroczynnie na otoczenie, przesycone wrażeniami okropności tych strasznych lat. A jednocześnie był zdecydowany, stanowczy i konsekwentny w przeprowadzeniu każdej sprawy. Cechy te ujawniły się ze specjalną wyrazistością w czasie powstania warszawskiego, gdy wraz z generałem Borem i wicepremierem Jankowskim, Pużak brał udział w faktycznym triumwiracie, kierującym walką narodu polskiego.

Natychmiast po wyjściu z Warszawy, po kapitulacji, rzuca się Pużak do pracy organizacyjnej i politycznej, przenosząc się z miejsca na miejsce piechotą, furmanką, czy gorszą pod względem wygód od furki chłopskiej koleją owych czasów. Największą jego troską było i teraz utrzymanie porozumienia stronnictw i jednolitej polityki polskiej, reprezentowanej przez rząd na emigracji oraz Krajową Radę Ministrów i Radę Jedności Narodowej w kraju. Klęska Niemców była już niewątpliwa, zbliżał się czas rozstrzygnięć i Pużak głęboko czuł i rozumiał, że teraz bardziej niż kiedykolwiek niezbędne jest zachowanie wspólnego frontu stronnictw polskich, by wygrać pokój nie tylko wobec już pobitych Niemców, ale również wobec bolszewików, którzy kreowaniem Komitetu Lubelskiego ujawnili w pełni tendencję oparcia się o marionetkowe grupy przez Rosję powołane do życia i oddane polityce rosyjskiej. Goryczą napełniało go zachowanie aliantów, pełne niezrozumiałej uległości wobec imperialistycznych tendencji ZSRR. Kipiał gniewem i oburzeniem, gdy mówił o bolszewickim oszustwie z fałszywą PPS. Zdawał też sobie sprawę, że sowiecka taktyka uruchamiania fałszywych stronnictw politycznych, popartych terrorem NKWD, może zniszczyć całe życie polityczne Polski, jeśli wszystkie żywe siły narodu nie przeciwstawią się jednolicie temu oszustwu i gwałtowi.

W toku tego wysiłku wiązania nici organizacyjnych partii i aparatu Delegatury Rządu oraz zabiegów w kierunku utrzymania Rady Jedności Narodowej i zharmonizowania jej polityki z rządem na emigracji, przyszło znane zaproszenie przedstawicieli Polski Podziemnej na rozmowy z miarodajnymi reprezentantami Czerwonej Armii. Doświadczenie polityczne nakazało Pużakowi być bardzo ostrożnym, ale ostrzeżenia jego nie znajdowały dostatecznego echa. Większość działaczy Polski Podziemnej skłonna była wierzyć logice sowieckich oświadczeń, że przecież i w ich interesie jest znormalizować życie w porozumieniu z prawdziwymi rzecznikami interesów polskich. Wydawało się im też, że można zawierzyć prawom honoru w stosunkach międzyludzkich i przyjąć z pełnym zaufaniem sowieckie zapewnienia o nietykalności delegacji wybranej do rozmów. Nie dowierzając Sowietom, Kazimierz Pużak osiągnął to tylko, że delegacja została możliwie zredukowana. Wziął w niej udział z pełnym poczuciem niebezpieczeństwa, przezwyciężonego przez nakaz wewnętrzny spełnienia do końca obowiązku przewodniczącego Rady Jedności Narodowej. Zaproszenie na pertraktacje okazało się, jak przeczuwał Pużak, podłym podstępem, a lokal, wyznaczony dla spotkania w Pruszkowie, był pułapką. Pużak wraz z piętnastoma innymi przedstawicielami Polski Podziemnej został porwany, wywieziony do Moskwy i osadzony w więzieniu na Łubiance.

Przeszedł tutaj dwa i pół miesiąca wyrafinowanych tortur. Wiecznie silne światło krajało jego zmęczone oczy. Zimno, przed którym nie można było się ochronić nawet porządnym przykryciem, regulamin bowiem nakazywał utrzymywanie koca pod pachami wyciągniętych na zewnątrz rąk, szarpało ciało. Głód i celowe rozdrażnienie zapachami niepodawanych więźniowi potraw skręcało wnętrzności. I co dzień badanie bez sensu z jednakowymi pytaniami, ciągnące się bez przerwy do późna w nocy i rozpoczynające wczesnym rankiem, wyczerpywały siłę nerwów, mąciły myśl, osłabiały wolę. Trzeba było naprawdę mieć Pużaka siłę charakteru, aby w tych warunkach nie uronić jakiegoś nazwiska, rozszerzającego oskarżenie, jakichś danych, którymi nie rozporządzała NKWD. Toteż akt oskarżenia, gdy Pużak z towarzyszami stanął przed sądem, najmniej mógł czerpać z zeznań złożonych przez Pużaka. Na samej zaś rozprawie sądowej rozegrała się znamienna scena, będąca powtórzeniem niejednej podobnej w czasie śledztwa. Prokurator pytał, kto mówił Pużakowi o rozwiązaniu AK. „A po co to panu wiedzieć?” – odpowiedział spokojnie Pużak. Prokurator domagał się dalej podania nazwiska. Pużak położył temu kres krótkim stwierdzeniem: „Nie powiem”. A gdy w swej mowie oskarżycielskiej prokurator scenę tę chciał obrócić przeciwko Pużakowi, mówiąc, że nie ma on odwagi odpowiadać na pytania, nawet sowiecki adwokat musiał przyznać, że to zachowanie się oskarżonego dowodzi jego wielkiej odwagi i wysokiego poziomu moralnego.

Skazany w Moskwie w czerwcu 1945 roku na osiemnaście miesięcy więzienia znów powraca do celi z twardym postanowieniem, jak ongiś, gdy zamykały się za nim wrota Szlisselburga, przetrzymania tego okresu, chroniąc przed zniszczeniem siły fizyczne i moralne. Od razu też ujął swe życie więzienne w ścisły rygor, dając przykład współwięźniom, jak trzeba przezwyciężać ciężki reżim Łubianki. Przyjął przy tym postawę wyłączającą poszukiwanie jakichkolwiek, drobnych nawet, pozaregulaminowych grzeczności czy przysług ze strony straży więziennej.

Po czterech miesiącach od wyroku na zasadzie amnestii został wypuszczony na wolność. W Dębach Wielkich władze sowieckie przekazały Pużaka polskiej bezpiece. Załadowano go do samochodu i wieziono jakimiś pustkowiami. Bezpieczniacy stworzyli atmosferę każącą przypuszczać, że podróż ta skończy na jakimś odludziu strzałem w kark uwolnionego więźnia. Myśl ta wibrowała w głowie Pużaka. Była to jednak tylko sowiecka metoda „psychologicznego preparowania”. Dowieziono go do miasteczka i tam zamknięto w jakiejś piwnicy, gdzie reprezentant bezpieki wystąpił z groźbami, że jeśli Pużak poważy się działać politycznie, zostanie zlikwidowany, że idzie na wolność, ale każdy krok jego będzie obserwowany.

W Warszawie został otoczony agentami bezpieki. W jego domku na Grochowie, gdzie łaskawie zostawiono mu wraz z rodziną część niewielkiego mieszkania, lokatorzy osadzeni przez komunistów zdradzali najwyższe zainteresowanie każdym jego gestem i poruszeniem. W domu naprzeciwko agenci bezpieki nie krępując się, wypatrywali ciągle z okna. Tylko stara praktyka konspiracyjna mogła Pużakowi pozwolić na rzadkie zetknięcie się z dawnymi przyjaciółmi i towarzyszami. Przy spotkaniach tych Pużak dawał wyraz nurtującemu go niepokojowi o losy kraju i ruchu robotniczego. Potępiał zdecydowanie wszelkie akty ugody i ustępliwości wobec roszczeń sowieckich i kładł nacisk na potrzebę przetrwania ponurego etapu w życiu Polski, chroniąc przede wszystkim ideały niepodległości i socjalizmu. W przeciwstawieniu wszędzie, gdzie się da, ideałów i postulatów socjalizmu demokratycznego bolszewickiemu fałszerstwu socjalizmu i demokracji widział główne zadanie ludzi, którzy pozostali wierni sztandarom PPS.

Chociaż spętany nieustanną obserwacją bezpieki i niezdolny przez to do działalności politycznej, przez sam fakt pobytu w Warszawie i nieugięcia się wobec reżimu, stał się Kazimierz Pużak ośrodkiem nadziei i podtrzymania na duchu licznych kół, sympatyzujących z PPS lub znających Pużaka z działalności w okresie wojny. Stawało się jasne, że wcześniej czy później komuniści usuną go z widowni życia. Toteż przyjaciele w kraju i na emigracji wielokrotnie zwracali się do Pużaka, by wyjechał zagranicę. Pużak zawsze stanowczo odmawiał. Chciał do końca spełnić zadanie widomego znaku niezłomności Polaka i socjalisty polskiego wobec narzuconej krajowi przez Rosję dyktatury.

„Jeśli mnie nawet zamkną i nie wyjdę z więzienia – i to posłuży sprawie” – powiedział kiedyś w połowie 1946 roku do towarzyszy. – „Za stary jestem, na emigrację nie wyjadę”.

W rok po wypowiedzeniu tych słów, w maju 1947 roku został uwięziony przez bezpiekę. Jeszcze nieznane są szczegóły tortur i mąk, jakie musiał przeżywać w ciągu półtorarocznego okresu badań i przygotowań przez bezpiekę procesu WRN, czyli starej PPS. Pewne jest tylko, że dwoje spośród uwięzionych i „przygotowywanych do procesu”, Zdanowski i Pajdakowa, nie przeżyli tego okresu. Zdanowski wyszedł na pół żywy z badań, by umrzeć w dwa dni potem bez odzyskania przytomności. Pajdakowa wybrała drogę samobójstwa, wyskakując z okna gmachu bezpieki, chociaż istnieją również dane wskazujące, że już martwą agenci wyrzucili przez okno, by nadać morderstwu pozory samobójstwa.

Gdy 5 listopada 1948 roku Pużak zasiadł na ławie oskarżonych, ludziom, którzy go znali, rzuciło się w oczy wymizerowanie i zniszczenie, bijące z każdego jego rysu i postaci. Tylko zapadnięte oczy, ongiś tak łagodne, żarzyły się w ciemnych orbitach groźnym blaskiem gniewu i nienawiści. Opuszczony siwy wąs podkreślał jeszcze wrażenie, że oto hetmana zakuto w kajdany, a sądzą go karły.

Postawa Kazimierza Pużaka na procesie była pełna pogardy dla pachołków moskiewskich, pozujących na polskich sędziów. Na stereotypowe pytanie, czy przyznaje się do winy i zarzucanych mu czynów, odpowiedział z wysoka:

„Odmawiam zeznań. Wasz sąd nie może mnie sądzić”.

Milczenie przerwał dopiero w toku badania świadków, by pytaniami ujawniającymi prowokację i terror, odsłonić ku wściekłości tak zwanych sędziów i prokuratorów łajdacką podszewkę procesu. Z ostatniego słowa, w którym wykazał całą perfidię powołania do życia koncesjonowanej PPS i ujawnił grę komunistów, zmierzającą do zniszczenia ruchu socjalistycznego w Polsce, przejdzie do potomności jego pełna powagi i wyrozumiałego osądu ludzi, którzy się załamują, następująca wypowiedź:

„Jeśli chodzi o moją osobę, to w tej chwili, kiedy stoję nad grobem, byłoby naprawdę nie do uwierzenia, gdybym zmienił poglądy. Byłoby nie do uwierzenia, że zmiana poglądów dokonała się w sposób naturalny. Byłby to raczej fenomen patologiczny”.

W dniu 19 listopada 1948 roku Wojskowy Sąd Rejonowy w Warszawie wydał wyrok skazujący Kazimierza Pużaka na 10 lat więzienia, utratę praw publicznych i obywatelskich praw honorowych na okres pięciu lat i konfiskatę całego mienia. Na mocy ustawy o amnestii kara więzienia została zredukowana do połowy.

W połowie roku 1952 miał więc Pużak wyjść na wolność. Jego potężne zdrowie, niespożyta siła witalna i umiejętność przetrzymywania rygoru więziennego, dawały pełną nadzieję, że przetrzyma on te nowe lata za kratą. Ale akt oskarżenia komunistycznych namiestników Moskwy wyraźnie formułował, że Kazimierz Pużak „swą osobą uwidacznia ciągłość polityczną, organizacyjną i personalną z przedwojenną PPS”. A to jak upiór straszy komunistów w Polsce. Gdzieś w Politbiurze zdecydowano, że Pużak już nie wyjdzie z więzienia. Wywieziono go czym prędzej z Warszawy. Długo nie można było znaleźć śladu miejsca jego kaźni. Okazało się, że osadzono go w Rawiczu. Tutaj też w ostatnich dniach kwietnia (29 lub 30) Kazimierz Pużak zamknął oczy na zawsze. Ciało zostało wydane rodzinie i cichy pogrzeb, w którym mogli wziąć udział tylko najbliżsi członkowie rodziny odbył się 5 maja na cmentarzu powązkowskim w Warszawie.

Reżim komunistyczny stara się ciszą, sztucznie stworzoną nad świeżą mogiłą, wywołać zapomnienie i ochronić się przed reakcją oburzenia i żalu po utracie jednego z najlepszych synów naszego pokolenia. Spełni się jednak ostatnie pragnienie Kazimierza Pużaka, wypowiedziane do przyjaciół, gdy ostrzegali Go przed nieuniknionym losem:

„Śmierć moja winna się też przyczynić dla dobra sprawy”.

Pamięć o Kazimierzu Pużaku, o Jego życiu i śmierci, o Jego czynach i cierpieniach przejdzie do świadomości całego narodu i uczyć będzie młode pokolenie, jak żyć i umierać należy w służbie ideału.

Zygmunt Zaremba


Powyższy tekst to cała broszura, która pierwotnie opublikowana została przez Wydawnictwo Delegacji Zagranicznej PPS w Paryżu w roku 1950. Od tamtej pory nie była wznawiana. Na potrzeby Lewicowo.pl tekst przygotował Przemysław Kmieciak.

↑ Wróć na górę